Nie pamiętam, w jaki sposób książka ta trafiła w moje ręce, ale na swój czas czekała bardzo długo. Jednak niestety nie było to spotkanie czytelniczo udane, a książkę skończyłam w zasadzie wyłącznie dlatego, że nie porzucam rozpoczętych lektur, zawsze dając im szansę do samego końca.
Głównym bohaterem opowieści jest Emil Śledziennik – pisarz – chory od zawsze i właściwie na wszystko… W końcu trafia on do szpitala, gdzie oczekuje na operację usunięcia kamieni żółciowych.
Z powodu bólów brzucha właściwie większość tego czasu oczekiwania spędza w opiatowych objęciach ketonalu, snując przy tym swoją psychodeliczną opowieść o życiu, miłości, samotności oraz szpitalnej rzeczywistości, która rządzi się własnymi, specyficznymi prawami.
W osobliwych dywagacjach Emila, na wiele tematów przewija się cała plejada różnorodnych postaci w osobach pacjentów i personelu szpitala. Prym wiedzie jednak Władysław Kadłubek, zagorzały, okaleczony patriota, któremu mocno ironiczny rys nadaje jego seplenienie.
Jak dowiadujemy się w trakcie lektury na terenie szpitala działa również mafia lekowa z niejakim Amupułą na czele, której nasz bohater zamierza się przeciwstawić oczywiście przy wsparciu innych współtowarzyszy szpitalnej niedoli – czy to się uda? Jeśli chcecie się dowiedzieć, przeczytajcie sami.
Niestety przez całą książkę miałam nieodparte wrażenie, że Emil, będąc na nieustannym haju, plecie androny, miejscami usilnie próbując wtłoczyć w nie ważne tematy, takie jak np. samotność, cierpienie, wyizolowanie, przemijanie etc.
Pozycja ta nie była dla mnie ani zabawna, ani skłaniająca do głębszych refleksji. A odniesienia do osób, które odeszły i różnych wspomnień dodawały jej w moich oczach jeszcze większego odrealnienia.
Lektura „Walizek hipochondryka”, choć nie są one przesadnie obszerne w swojej objętości, zmęczyła mnie i maksymalnie znużyła, a nie wniosła zbyt wiele pod kątem ewentualnego przekazu.
Być może są tacy, którym pozycja ta przypadła lub przypadnie do gustu, jeśli zdecydują się z nią zapoznać. Ja niestety, co bardzo rzadko mi się zdarza, nie polecam tej lektury. A ponieważ jest mi z nią zupełnie nie po drodze to nie będę już sięgać po książki tego autora.
Nie słyszałam o tej książce :) być może to wina kiepskiej okładki, a Twoja recenzja zachęca.
OdpowiedzUsuńTa książka ukazała się dekadę temu. Miło mi, że mimo wszystko jesteś zainteresowana, być może jest gdzieś dostępna np w drugim obiegu.
UsuńNie znam tej książki. Pierwszy raz o niej czytam i widzę, że nie straciłam zbyt wiele.
OdpowiedzUsuńMasz rację, niestety.
UsuńNiestety i tak czasem bywa, ale przynajmniej wiesz już "co i jak".
OdpowiedzUsuńZgadza się
UsuńWygląda na to, że pomysł na książkę nawet miał potencjał, niestety został zmarnowany ;<
OdpowiedzUsuńMam dokładnie takie samo, nieodparte wrażenie niestety...
Usuń