czwartek, 24 grudnia 2020

Boże Narodzenie 2020

 

Kochani! Wszystkim czytelnikom, komentatorom i sympatykom mojego bloga przesyłam najcieplejsze świąteczno - noworoczne życzenia 💝💝💝

środa, 16 grudnia 2020

''I nawet jeśli ktoś w życiu nam przeszkodził, to nie wie, że być może zrobił nam przysługę ''.

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Elżbiety Ceglarek miało miejsce nieco ponad rok temu za sprawą książki „Facet z pocztówki”. Teraz przyszedł czas na lekturę kolejnej powieści pisarki, a wybór padł tym razem na tytuł „Moja asteroida”.

Poznajemy w niej trzydziestokilkuletnią stewardessę Zosię Pisarską, której życie właśnie wywraca się do góry nogami, gdyż dowiaduje się, że jej narzeczony Leon, który de facto pracuje jako pilot w tej samej, co nasza bohaterka flocie powietrznej, zdradził ją. Kobietę informuje o tym zdarzeniu jej szef Janek, który od dłuższego czasu ma na nią oko, mianując się jednocześnie przyjacielem Leona.

Śledzimy więc burzliwe losy Zosi i przystojnego pilota, który za wszelką cenę próbuje do niej wrócić. Nasza bohaterka jest totalnie zagubiona w tym, co się wokół niej dzieje zwłaszcza, jeśli chodzi o toksyczne relacje z byłym narzeczonym. Muszę uczciwie przyznać, że podczas lektury postawa Zosi wielokrotnie mnie bardzo mocno irytowała, ponieważ jej działania i wybory najczęściej przywoływały na myśl zasadę – myślę jedno, a robię dokładnie odwrotnie…

Gdy pewnego razu nasza bohaterka podupada na zdrowiu i finalnie ląduje w karetce pogotowia w jej życie wkracza sympatyczny lekarz Zbigniew, który zakochuje się w niej niemalże od pierwszej chwili. Jednak zagmatwana sytuacja z Leonem ciągle trwa i owocuje w dosłownie brzemienne skutki. Zosia miota się więc między dwoma mężczyznami i wieścią o bliźniaczej, w dodatku zagrożonej ciąży.

Napisana przez Elżbietę Ceglarek historia obyczajowa nie jest jednak jedynie ckliwym romansem. Pełno w niej niełatwych międzyludzkich relacji, różnorodnych emocji i zmagań z często pogmatwaną codziennością.

Mowa w niej o niepewności jutra, ale także walce o swoje marzenia. Znajdujemy jej kartach także bardzo różne oblicza miłości oraz przyjaźń, która można by rzec nie miała prawa się wydarzyć. Jest to historia o życiowych burzach i o tym, jak zmienia się człowiek i jego podejście do świata pod wpływem nabywanych doświadczeń.

Poznajcie perypetie Zofii Pisarskiej i przekonacie się sami czy uderzenie egzystencjalnej asteroidy ostatecznie ma szansę wyjść jej jednak na dobre?
 

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta * 

piątek, 11 grudnia 2020

Zajrzyjcie do surowego świata Ady i Evereda.

Proza, jaką serwuje czytelnikom Michael Crummey z całą pewnością nie należy do typowych. Podobnie rzecz ma się z najnowszą książką autora pt. „Bez winy”, która pojawiła się na rynku wydawniczym w drugiej połowie sierpnia bieżącego roku.

W powieści tej poznajemy losy 9-letniej Ady i 11-letniego Evereda, których oboje rodzice umierają na skutek szalejącej w ich zatoce choroby. W związku z tym rodzeństwo zostaje zupełnie samo na całkowicie odciętym od świata skrawku lądu znajdującym się na północnym wybrzeżu Nowej Fundlandii.

Okolica, w jakiej przyszło żyć bohaterom zieje pustką, chłodem i wszechogarniającą szarością, a nieco cieplejsze, letnie dni trwają tutaj bardzo krótko. Jedynym, co w miarę cyklicznie uświadamia im upływ czasu są odbywające się dwa razy w roku wizyty statku z zaopatrzeniem, który nosi bardzo wymowną nazwę „Nadzieja”. To właśnie one oraz rybołówstwo i mniej lub bardziej udane polowania, którymi na co dzień para się Evered pozwalają tej dwójce przetrwać w tak nieprzyjaznym dla człowieka środowisku.

Na przestrzeni lat towarzyszymy rodzeństwu w zmaganiach z otaczającą ich surową przyrodą, monotonną codziennością związaną z łowieniem i obrabianiem ryb oraz innymi troskami dnia codziennego. Borykają się oni również z gigantyczną samotnością, a także brakiem chociażby elementarnej wiedzy dotyczącej świata poza zatoką, której przecież nigdy nie opuścili. Po śmierci rodziców, a wcześniej także maleńkiej siostry, jedyną drogą, jaką Ada i Evered mogą zdobyć jakąkolwiek wiedzę o życiu, świecie i sobie samych jest ścieżka własnych doświadczeń.

Z czasem w hermetycznym otoczeniu rodzeństwa Bestów tymczasowo pojawiają się inni ludzie, którzy wnoszą do ich życia sporo wiedzy o totalnie nieznanym im dotąd świecie zewnętrznym. Jednakże każde pożegnanie z różnymi przybyszami generuje zawsze zwiększone poczucie pustki i osamotnienia coraz mocniej unaoczniając bohaterom fakt, iż jedynie brat/siostra to jednak zbyt mały do normalnego funkcjonowania mikroświat.

Autor skupił się bardzo mocno na przemianach dwojga wyraziście wykreowanych przez siebie postaci. W toku książki Ada i Evered wchodzą w wiek nastoletni, a jak wiadomo okres dojrzewania bywa dla młodego człowieka równie burzliwy, co niezrozumiały, a przez to w pewien sposób wręcz przerażający i chociaż różnorodne wspólne przeżycia cementują więź Ady i Evereda to skutki przemian zachodzących w nich w tym najburzliwszym dla nastolatków okresie kładą się także pewnym mrocznym i duszącym cieniem na ich wzajemnych relacjach. Nie zdradzę Wam jednak, jakie, zaskakujące dla nich samych, brzemię przyjdzie udźwignąć rodzeństwu, bo tego dowiecie się z kart książki.

Michael Crummey bardzo dobitnie pokazał, do czego może doprowadzić połączenie dziecięcej niewinności z wymuszonym okolicznościami i sytuacją życiową zacofaniem bohaterów. Należy bowiem pamiętać, że akcja „Bez winy” toczy się na przełomie XVIII i XIX wieku, co rzecz jasna nie jest w tym przypadku bez znaczenia.

Opowieść ta jest mocno psychologiczna i nasycona mnóstwem często nie do końca uświadomionych i niewypowiedzianych wprost uczuć oraz emocji. Jest to historia o dorastaniu i ludzkim dojrzewaniu na bardzo wielu jego poziomach. Wielowarstwowość tej niełatwej, acz niezwykle plastycznie i misternie napisanej prozy urzeka czytelnika połączeniem siły i subtelności przekazu oraz mnóstwem refleksji, jakie niesie ona ze sobą.

Zachęcam Was do współtowarzyszenia Adzie i Everedowi w ich trudnej codzienności oraz poznawaniu życia i samych siebie.

A jako ciekawostkę powiem Wam jeszcze, że w czerwcu 2016 roku miałam przyjemność uczestniczyć wraz z mężem w fantastycznym spotkaniu z Michaelem Crummey’em zorganizowanym przez Wydawnictwo Wiatr od Morza, w bardzo klimatycznej krakowskiej Księgarni Pod Globusem. Pamiątkę z tego wydarzenia stanowi m.in. to zdjęcie oraz autografy w posiadanych powieściach autora.


* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

środa, 9 grudnia 2020

"Istnieją metafory bardziej rzeczywiste niż ludzie chodzący po ulicy."

 

Od czasu, kiedy dzięki Internetowi świat stał się globalną wioską ludzie zaczęli poszukiwać w sieci właściwie wszystkiego. Poczynając od najprostszych informacji, drobnych zakupów czy rozrywki poprzez nowe samochody, mieszkania i zatrudnienie, aż po adeptów wspólnych pasji, nowych znajomych, a nawet życiowych partnerów.

Najnowsza książka Marcina Michała Wysockiego nosząca tytuł „# Portal randkowy” zawiera 8 inspirowanych prawdziwymi historiami opowieści. Autor pokazuje nam perypetie kilkunastu osób, zamieszkujących w różnych częściach Europy.

Śledząc losy bohaterów czytelnik czuje się tak, jakby obserwował z boku zawiązujące się i rozwijające wirtualne znajomości. Poznajemy różnorodne preferencje poszczególnych osób, ich motywacje i oczekiwania względem drugiego człowieka oraz wzajemnych relacji.

Opisane w niniejszej pozycji historie mają różny kaliber emocjonalny od zabawnych, poprzez w pewien sposób nostalgiczne, aż po te służące ku przestrodze, ponieważ jak wiadomo Internet jest pełen różnorodności w pozytywnym, ale także w negatywnym znaczeniu. Bardzo łatwo jest więc zakłamać w sieci rzeczywistość właściwie w każdym jej aspekcie lub wyretuszować swój wizerunek fizyczny czy charakterologiczny.

Bohaterowie ukazani w tym zbiorze stanowią bardzo szeroki przekrój pod wieloma względami, gdyż różnią się od siebie narodowością, miejscem zamieszkania/pochodzenia, statusem społecznym i materialnym, zgromadzonym bagażem doświadczeń etc. Łączy ich jednak fakt, że wszyscy poszukują relacji z drugim człowiekiem.

Chociaż relacje te są różnie definiowane dążenie do nich niezmiennie dowodzi faktu, iż człowiek jest istotą społeczną, która potrzebuje kochać i być kochaną oraz akceptowaną przez innych. Sieć internetowa sprawia, iż zacierają się granice państw i kontynentów, więc poniekąd niweluje się problem odległości między ludźmi, która dawniej najprawdopodobniej uniemożliwiłaby im wzajemne zapoznanie się.

Mało tego zawierane wirtualnie znajomości wyzwalają w człowieku swego rodzaju śmiałość i pewność siebie, których często może mu brakować w nawiązywaniu kontaktów w realnym świecie. Wyżej wspomniane predyspozycje wynikają najprawdopodobniej stąd, iż w wirtualnej rzeczywistości ujawniamy o sobie i swoich prywatnych światach jedynie tyle ile chcemy, a robimy to wyłącznie w taki sposób, w jaki sami odmalujemy wszystko własnymi elektronicznymi, czy telefonicznymi opowieściami.

Marcin Michał Wysocki pisze w sposób bardzo przystępny, co w żadnym razie nie spłyca poruszanej tematyki. Na przykładzie zamieszczonych w książce historii naświetla on również pułapki wirtualnych znajomości, których można na pierwszy rzut oka nie dostrzec dając się ponieść fali zafascynowania nowo poznanym człowiekiem.

„# Portal randkowy” jest pozycją, którą czyta się płynnie i dosyć szybko. Tematyka tej pozycji jest ogromnie aktualna zwłaszcza teraz, kiedy w pandemicznym czasie ok. 95% egzystencji wielu z nas toczy się właśnie w wirtualnym świecie.

Czy bohaterowie znajdą to, czego szukają? Jakimi ścieżkami powiedzie ich los i co jeszcze dołożą przy tym do swojego bagażu życiowych doświadczeń? Odpowiedź na te i sporo innych pytań znajdziecie na kartach tej publikacji, którą niewątpliwie polecam Waszej uwadze.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 7 grudnia 2020

"Dobre spojrzenie drugiego człowieka potrafi czasami więcej zdziałać niż krzepiące słowo."


Zdarzają się książki, które pomimo swojej stosunkowo niewielkiej objętości niosą w sobie bardzo wyrazisty przekaz oraz ogromny ładunek emocjonalny i tak właśnie jest w najnowszej publikacji autorstwa Sylwii Winnik noszącej tytuł „Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945”.

Książka rozpoczyna się od bardzo osobistego wstępu autorki, która uchyla przed czytelnikami furtkę pozwalającą zajrzeć do bardzo intymnych wspomnień i refleksji, dotyczącymi m.in. Świąt Bożego Narodzenia oraz związanych z tym okresem tradycji etc, jakimi Sylwia zdecydowała się z nami podzielić.

W pozycji tej znajdziemy także 10 różnych historii, które mają na celu przybliżyć odbiorcom, jak wyglądało Boże Narodzenie w czasie II Wojny Światowej. Retrospekcje te stanowią bardzo mocny kontrast w odniesieniu do tematu Świąt.

Boże Narodzenie kojarzy nam się bowiem z cudem narodzin, radością, rodzinnym ciepłem, obfitym stołem itd. Wszystkie te odczucia i wiele im podobnych są bardzo dalekie od uczuć i emocji przeżywanych przez człowieka podczas wojennej zawieruchy, której nieodłącznymi elementami są strach, chłód, głód, wycieńczenie, samotność etc.

Jednak jak przekonujemy się czytając wszystkie przejmujące opowieści zawarte w „Moc truchleje…” człowiek nosi w sobie niesamowitą i bardzo często nieuświadomioną umiejętność, która nawet w najtragiczniejszych okolicznościach pozwala mu przetrwać i stworzyć z najmniejszych dostępnych okruchów normalności takie Boże Narodzenie, które mimo wszystko tchnie w niego chociażby odrobinę nadziei i wiary w lepsze jutro.

Rozmówcy autorki podkreślają jak ważna jest bliskość pomiędzy ludźmi, pamięć o tych, których już nie ma, wierność tradycji oraz świadomość tego, że Boże Narodzenie, w takiej formie, jaka jest dziś naszym udziałem, było wręcz utopią dla ludzi, którzy przeżyli II Wojnę Światowo, okupację i wiele bolesnych zakrętów historii.

Wsłuchajmy się w przelane na papier głosy tych, którzy potrafili godnie przeżywać cud narodzenia nawet w najbardziej urągających istocie ludzkiej warunkach. Niech zbliżające się niebawem Boże Narodzenie będzie dla nas samych okazją do ponownego odkrycia prawdziwej wartości tego szczególnego czasu.

Doskonałym uzupełnieniem całej publikacji są zamieszczone w niej fotografie oraz przepisy świąteczne z czasów wojny.

Jeśli szukacie refleksyjnej lektury, przy której można zatrzymać się na dłużej i poczuć ducha i w gruncie rzeczy wcale niełączące się z dobrami materialnymi znaczenie zbliżających się Świąt to gorąco polecam Wam lekturę tego niezwykłego zbioru rozmów, dzięki którym można nabrać zupełnie innej perspektywy niż ta, którą mieliśmy do tej pory w odniesieniu do świętowania Bożego Narodzenia.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

piątek, 4 grudnia 2020

List napisany odręcznie... najpiękniejszy rodzaj szeptu jaki znam.

Małgorzata Kalicińska od wielu już lat gromadzi wokół swojej literatury coraz szersze grono czytelniczek, dzieje się tak zapewne, dlatego że powieści autorki są bardzo bliskie naszemu życiu i emocjom, które na co dzień przeżywamy, a jednocześnie na swój sposób różnorodne.

Najnowsza książka zatytułowana „Listy pisane atramentem, czyli rok z życia wdowca” to opowieść podana czytelnikowi w formie listów. Poznajemy w niej 70-letniego Stefana, który po śmierci żony czuje się nieco samotny, gdyż jego syn z rodziną mieszkają dosyć daleko.

Podczas rutynowej wizyty lekarskiej, na której okazuje się, iż nasz bohater fizycznie ma się świetnie odrobinę skarży się on sympatycznemu doktorowi, że coraz częściej zapomina drobne słowa etc. Receptą na odmianę tego stanu rzeczy ma być pisanie listów, do którego namawia Stefana jego zaprzyjaźniony medyk.

Starszy pan zastanawia się więc z kim mógłby korespondować i wpada na pomysł by pisać do swojej zmarłej jakiś czas temu żony, za którą nieustająco tęskni. Kupuje więc zeszyt, w którym ma zamiar pisać, a z szuflady wyjmuje ulubione pióro Marii.

W taki oto sposób poznajemy codzienność Stefana, jego wspomnienia i refleksje na temat różnorodnych życiowych zagadnień. Listy te są ciepłe, barwne, ale nie zanadto ckliwe ani patetyczne. Czytając je odbiorca czuje się tak, jakby uczestniczył w swoistej rozmowie dwojga ludzi, którzy spędzili ze sobą przysłowiowy kawał życia, chociaż oczywistym jest, że Maria nie może już odpowiedzieć.

W listowy pamiętnik Stefana wpisują się też losy jego nowego sąsiada Piotra, jego sympatii Pauliny i „starych”, chociaż właściwie nowo poznanych lokatorów pobliskiego domu – Marianny i Antoniego.

Jeśli komuś z Was przyszło do głowy, iż jest to książka o starości i samotności to jest on według mnie w sporym błędzie. Dla mnie perypetie Stefana są opowieścią o odkrywaniu nowych pasji, spełnianiu długo odkładanych marzeń i odnajdywaniu uroków życia w nieco starszym wieku, a także o integrowaniu się z innymi ludźmi, na co nigdy nie jest za późno.

Chociaż oczywiście nasz bohater miewa czasem gorsze dni, bo któż z nas ich nie ma, to postawa, jaką zaprezentowała na jego przykładzie autorka dobitnie ukazuje, że jeśli tylko jesteśmy na tyle zdrowi, aby być samodzielni to komfort naszego życia zależy w dużej mierze od nas samych i od tego czy sobie na niego pozwolimy, czy też postanowimy całkowicie zgnuśnieć tym samym uprzykrzając życie sobie i otoczeniu.

Powieść czytało mi się przyjemnie i szybko. A jedynym mankamentem była korekta książki, która niestety pozostawia sporo do życzenia i to trzeba uczciwie przyznać… Niemniej jednak, jeśli chodzi o tę publikację samą w sobie to jest ona sympatyczną odskocznią od dosyć ponurej ostatnimi czasy rzeczywistości.

Jeśli chcecie przeczytać coś niezbyt ciężkiego, a jednocześnie podanego w odrobinę nietypowej formie to sięgnijcie po najnowszą odsłonę twórczości tej znanej i lubianej autorki.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 3 grudnia 2020

"Kiedy zaprzeczamy naszym historiom, one nas definiują. Kiedy jesteśmy właścicielami naszych historii, możemy napisać nowe, odważne zakończenie." Brene Brown

Regina Brett już od kilku lat inspiruje polskich czytelników swoimi niezwykłymi książkami. We wrześniu bieżącego roku nakładem Wydawnictwa Insignis ukazała się według mnie najbardziej osobista publikacja autorki (spośród tych, które dotąd czytałam), która nosi tytuł „Trudna miłość. Mama i Ja”.

Regina dzieli się z czytelnikami swoimi najintymniejszymi wspomnieniami z dzieciństwa. Szczerze i otwarcie pisze o rodzinnych relacjach, które jak się dowiadujemy nie należały do łatwych.

Jak wskazuje już sam tytuł sporo miejsca w swojej opowieści autorka poświęciła ogromnie skomplikowanej więzi ze swoją mamą Mary, której to więzi w pewnym sensie wcale nie było… Regina Brett poprzez swoje retrospekcje pokazuje czytelnikom swoją krętą i wyboistą drogę, jaką przebyła, aby wybaczyć matce, a także samej sobie.

Jak zapewne się domyślacie życie w dużej rodzinie nie jest łatwe, a w drugiej połowie lat 50-tych (autorka przyszła na świat w roku 1956) opieka nad dziećmi i zajmowanie się gospodarstwem domowym spoczywało wyłącznie na barkach kobiety.

Mary Brett miała 11 dzieci, męża i dom do ogarnięcia. W związku z tak dużym obciążeniem psychofizycznym, każdy kolejny poród nasilał u niej depresję i sprawiał, że coraz bardziej zapadała się w sobie. Dlatego opieka nad młodszym rodzeństwem spadała na starsze dzieci, które na skutek zmagań Mary z życiem i samą sobą, w dzieciństwie miały deficyty emocjonalne, które w różnym stopniu rzutowały na ich późniejsze życie.

Autorka snując swoją opowieść porusza wiele tematów trudnych i bardzo bolesnych, gdyż książka ta jest dla niej samej formą autoterapii. Po wielu latach, różnych perypetiach oraz przy wsparciu specjalistów Regina uświadomiła sobie bowiem, iż aby pójść dalej trzeba przepracować trudne emocje i traumy, a tym samym w końcu zrzucić ich ciężar ze swych barków.

„Trudna miłość…” to słodko – gorzka opowieść o ludzkim zagubieniu, wielu różnorodnych emocjach i trudnych relacjach między najbliższymi. Wiele w niej wartych pochylenia się nad nimi życiowych refleksji. Pozycja ta jest głębokim świadectwem wybaczenia drugiemu człowiekowi, ale też samemu sobie. Autorka udowodniła, że można pokochać na nowo i zbudować niezwykłą relację nawet wtedy, gdy wydaje się, że wszystko jest już na zawsze stracone.

Zapraszam Was serdecznie do sięgnięcia po tę wielopoziomową jak ludzka egzystencja historię. Książka ta wzrusza, uczy pokory i pochylenia się nad życiem i człowiekiem. Pozycja ta jest w gruncie rzeczy optymistyczna, gdyż opowiada o budowaniu, mimo, że na przysłowiowych gruzach i dostrzeżcie, że trudne nie zawsze oznacza niemożliwe. Przy tej lekturze zdarzy Wam się z całą pewnością także rozbawiony uśmiech.

Aby dodatkowo uplastycznić swoje wspomnienia autorka podzieliła się z czytelnikami nie tylko słowem pisanym, ale także fotografiami ze swojego rodzinnego archiwum.

Polecam!

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *