poniedziałek, 24 maja 2021

Trafiając prosto w splot... niesprzyjających okoliczności.


Chociaż Jakub Ćwiek debiutował w roku 2005 to moja przygoda z jego twórczością rozpoczęła się dopiero w roku ubiegłym za sprawą powieści „Topiel”. Tamta książka przypadła mi do gustu, więc jak tylko nadarzyła się okazja, by zrecenzować „Drelich. Prosto w splot” skwapliwie z niej skorzystałam.

Niniejsza publikacja ukazuje czytelnikom perypetie Marka Drelicha, wykwalifikowanego w swoim fachu, niezwykle skrupulatnego złodzieja o analitycznej osobowości, który pada ofiarą internetowego oszustwa, a tym samym sam staje się celem dla pewnej wąskiej grupy ludzi. Drelich wie, iż musi działać bardzo kompleksowo i sprawniej niż jego przeciwnicy, a do tego chronić swoje dzieci Nikodema i Zosię oraz byłą żonę Izę.

Poznajemy również Milenę Wójcik, żonę gdańskiego gangstera Zygmunta Wójcika. Kobieta czuje się osamotniona, sprowadzona wyłącznie do roli matki – kury domowej przez męża, który dla świata zewnętrznego jest wręcz ideałem. Mało tego jest zastraszona, poniżana i ma poczucie osaczenia w małżeństwie, w którym coraz bardziej się dusi...

Losy Drelicha i Mileny splotą się w tej historii, lecz czy aby na pewno tak, jak na pierwszy rzut oka może wydawać się czytelnikowi? Tego Wam nie zdradzę – dowiecie się czytając książkę.

W opowieści tej bardzo wiele się dzieje, akcja właściwie rzadko kiedy nieznacznie zwalnia tempo. Działania i przemyślenia Drelicha to majstersztyk pod kątem przyciągania i utrzymywania uwagi czytelnika.

Właściwie każda z postaci pokazana w tej książce jest na swój sposób wyrazista, a zarazem pełnokrwista. Autor w mocno sensacyjnej fabule pokazuje na przykładzie głównego bohatera, jak wiele jest on w stanie zrobić, by ochronić rodzinę. Mimo, iż nie zawsze udaje mu się to w 100% to nieustająco dąży do takiego właśnie clou, bo ogromnie ważne są dla niego relacje rodzinne oraz to, aby na ile jest to możliwe utrzymywać wyraźną granicę między pracą, a tymi właśnie relacjami.

Jeśli zaś chodzi o Drelicha samego w sobie to mimo swojej wątpliwej profesji ten gość daje się lubić. Jest w nim coś, co sprawia, iż cały czas kibicujemy jego poczynaniom i trzymamy kciuki za pozytywny dla niego finał dokonywanych działań oraz trafność podejmowanych decyzji oraz wyborów.

Powieść tę czyta się płynnie i dosyć szybko. Gorąco polecam Wam jej lekturę, mimo że ciężko ją opisać tak, aby uniknąć spojlerowania mam jednak nadzieję, iż mi się to udało, a jednocześnie zachęciłam Was do jej przeczytania.

Już wiadomo, że z Drelichem spotkamy się ponownie – ja na to czekam, a Wy?

  * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 17 maja 2021

"Gdy patrzysz na świat oczyma serca, niejedno możesz dostrzec..."

Najnowsza powieść Doroty Gąsiorowskiej nosi tytuł „Dwór rusałek”, jest to również drugi, po „Pamiętniku Szeptuchy”, tom serii Dni Mocy.

Jak zwiastuje to już sam tytuł czytelnik może spodziewać się magicznej i intrygującej historii, w którą w pewien sposób uwikłani są znani nam już bohaterowie.

Tym razem autorka postanowiła skupić się bardziej na losach Olgi, której życie wywraca się do góry nogami. Kobieta traci swoją ukochaną księgarnię w Wilnie, a na skutek wielu różnorodnych wydarzeń i ich konsekwencji rozpada się jej związek z Daliusem…

Po burzy, jaka przetoczyła się przez życie Olgi szuka ona ukojenia w Starych Głaziskach u ukochanego wujka Joachima. Podczas jednego ze spacerów poznaje nietypową rodzinę – psa Nilsona, mocno nietuzinkową Lorenę i jej tatę Leszka – mieszkańców majestatycznego, położonego nad jeziorem dworu na Jesionce.

Lori choć mocno nieufna wobec ludzi od razu maksymalnie lgnie do Olgi i zdradza jej pewien sekret… Owo spotkanie i wszystko, co ze sobą pociągnęło staje się początkiem niesamowitej opowieści, w której teraźniejszość nierozerwalnie łączy się z przeszłością, a dawne tajemnice zaczynają wychodzić na światło dzienne i domagać się wyjaśnienia?

O co dokładnie chodzi dowiecie się z kart książki, gdyż nie ma sensu, abym psuła Wam frajdę z lektury.

Jedno jest pewne Dorota Gąsiorowska potrafi tworzyć niesamowicie klimatyczne historie. W opowieściach tych losy bohaterów z krwi i kości misternie splecione są z tym, co magiczne, a czasem wręcz ledwo wyczuwalne. A dawne czasy, ludzie, podania i wierzenia stają się idealnym wręcz tłem dla tego, co dzieje się tu i teraz. Tak oczywiście jest również i tym razem.

Olga przeżywa swoje wzloty i upadki, targają nią różnorakie emocje. Stopniowo jednak odnajduje spokój, a wraz z nim swoje miejsce i niejako nową siebie, czym sama niejednokrotnie jest mocno zaskoczona. Ta krucha i eteryczna dziewczyna z biegiem czasu odkrywa w sobie niewiarygodną wewnętrzną siłę.

„Dwór rusałek” to niesamowicie barwna i nasycona emocjami opowieść o poszukiwaniu własnego miejsca na świecie. O trudnej przeszłości, której nie da się zmienić, ale nie znaczy to wcale, iż nie można zacząć budować relacji od teraz. Autorka bardzo plastycznie ukazuje czytelnikom dawne legendy i zagadki, które towarzyszą nam po dziś dzień. W sposobie, w jaki Dorota Gąsiorowska opisuje przyrodę dostrzec można ogromny zachwyt naturą, co także jest atutem tej publikacji.

Jeśli macie ochotę na książkę pełną emocji, uśmiechu i wzruszeń, a oprócz tego z nutkami tajemniczości i magii prastarych wierzeń to zapraszam Was do lektury „Dworu rusałek” i niech nie zraża Was jego objętość (ponad 600 stron), bo czyta się naprawdę dobrze.

Polecam, a sama czekam na trzecią odsłonę tej serii.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

piątek, 14 maja 2021

"To co jest naszą słabością, może okazać się naszą największą siłą..."


Karolina Wilczyńska ma w swoim literackim dorobku wiele pięknych, wciągających i na różne sposoby inspirujących opowieści. We wrześniu ubiegłego roku Wydawnictwo Czwarta Strona oddało w ręce czytelników zupełnie nową serię tej autorki, a niniejszy projekt nazwany został – Ja, Kobieta.

Kilka miesięcy temu opowiedziałam Wam o pierwszym tomie w/w serii. Była nim książka „Światło w jej oczach”. Natomiast pod koniec marca tego roku ukazała się druga odsłona serii i to właśnie o powieści „Dałeś mi siłę” będzie dziś mowa.

Znana nam z poprzedniej części malarka Klara po ukończeniu poprzedniego obrazu szuka inspiracji do kolejnych. Szkicując pewnego dnia na parkowej ławce zostaje zaczepiona przez kobietę, która pyta ją czy wykonałaby portret jej nieżyjącego ojca z fotografii. Młoda artystka odmawia, gdyż zwykle nie podejmuje się tego typu zleceń. Nieznajoma kobieta jest jednak dla Klary tak mocno intrygująca, że na skutek pewnych wydarzeń sama staje się jej modelką.

W ten sposób poznajemy Joannę, która sama bardzo mocno zaskoczona jest tym, że zostaje modelką. Jaką historię nosi w sobie ta dojrzała i ogromnie charyzmatyczna kobieta? – Pełną odpowiedź znajdziecie oczywiście w powieści.

Poprzez opowieść swojej bohaterki autorka tym razem ukazała czytelnikom zmagania z chorobą nowotworową i jej skutkami nie tylko w sferze fizycznej, ale również psychicznej, emocjonalnej czy duchowej.

Joanna nieoszczędzana przez los ma ogromne wsparcie w rodzinie, zawsze bardzo ciepło opowiada Klarze o mężu i dzieciach. Jednak mówi też szczerze o trudnych relacjach z mamą.

Jej świadectwo zawarte w niniejszej książce jest niesamowitym ukazaniem hartu ludzkiego ducha w połączeniu z ogromną prostolinijnością, jaka cechuje tę bohaterkę.

Jeśli macie ochotę na historię inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, taką, która wyciska z oczu łzy, lecz przywołuje również uśmiech, ciepło w sercu i ogrom refleksji nad tym, czego na co dzień za często nie doceniamy to koniecznie sięgnijcie po tę niesamowitą opowieść i dowiedźcie się, kto dał Joannie jej niebagatelną wewnętrzną siłę…

Książka ta z całą pewnością pozostanie w Waszej pamięci na długo, ponieważ jej przesłane jest w pewien sposób uniwersalne i każdy człowiek, choć oczywiście na różnych płaszczyznach, może odnieść je do samego siebie. Zachęcam Was gorąco do zapoznania się z tym tytułem, a mnie nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejną opowieść z serii Ja, Kobieta. 

Polecam!

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta

czwartek, 13 maja 2021

"Jeśli możesz pozwolić sobie na to, by nie liczyć uderzeń fali i upływających chwil, jeśli upływ czasu nie wywołuje paniki w twoim umyśle – jesteś naprawdę szczęśliwy." - Janusz A. Zajdel


Jakiś czas temu opowiadałam Wam o książce Pauliny Płatkowskiej „Bądź dobrej myśli”, dziś przyszedł czas na wrażenia po drugiej odsłonie tej historii, czyli „Lepsze czasy”, którą przeczytałam w kwietniu bieżącego roku.

Ponownie spotykamy trzy przyjaciółki znane nam już z poprzedniego tomu: Lonię, Wisię i Halinę. Tym razem jednak autorka najmocniej skupiła się na losach Wisi i Tadeusza, których wieloletnie i jak się dotąd zdawało niezniszczalne małżeństwo przechodzi kryzys…

Dzieje się tak za sprawą pewnej rudowłosej sąsiadki imieniem Teodozja, która po powrocie z Francji zamieszkała nieopodal Wojciechowskich i całkowicie zawróciła Tadeuszowi w głowie.

Wisia, mimo, że na chwilę traci grunt pod nogami jak wiemy to już z poprzedniej części nie jest skłonna do załamywania rąk. Zwołuje więc przyjacielskie, kobiece konsylium licząc na to, iż we trzy na pewno znajdą jakieś rozwiązanie tej kuriozalnej sytuacji.

Przyjaciółki – Lonia i Halina - jak zawsze niezawodnie pomimo dzielącej je odległości i własnych planów stawiają się na wezwanie zdruzgotanej Wisławy, by wesprzeć ją rozmowami, własnymi przemyśleniami i dobrą radą.

Co z tego wszystkiego wyniknie – jak potoczą się losy Wisi, Tadeusza oraz pozostałych bohaterów opowieści? Dowiecie się z kart książki.

Autorka po raz drugi utkała historię o przyjaźni i miłości, na którą nigdy nie jest za późno, tak samo jak na naprawę i odświeżenie wzajemnej relacji pomimo upływu lat. Ta opowieść pokazuje, że jak śpiewał kiedyś Ryszard Rynkowski „Najlepsze dopiero przed nami. Świat dobry jak dobry sen…” i tak naprawdę tylko od każdego z nas zależy czy pozwolimy sobie owo dobro dostrzec i się nim delektować, jak najlepszym deserem.

Nietuzinkowe bohaterki cechuje wiara w lepsze jutro, którą wciąż pobudza w nich wzajemnie wsparcie. Kobiety pokazują sobie nawzajem swoje pozytywne cechy i mocne strony oraz to, jak pełne niespodzianek i zaskoczeń bywa życie, którego nieodłącznym elementem są oczywiście zmiany – metryka nie ma tutaj absolutnie żadnego znaczenia.

Lektura tej książki zapewni Wam miło spędzony czas pełen uśmiechu oraz różnorodnych emocji i wzruszeń. Powieść tę czyta się z dużym zainteresowaniem i bardzo szybko, co oczywiście ułatwia duży i wygodny druk. Myślę, że będzie ona idealnym prezentem dla czytających Mam w srebrnym (i nie tylko) wieku z okazji ich zbliżającego się święta!

Dodatkowym smaczkiem zamieszonym w niniejszej publikacji jest fragment intrygującego debiutu Edyty Kochlewskiej "Siedem ślubów mojej siostry", który mam nadzieję również niebawem ujrzy w całości światło dzienne.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

środa, 12 maja 2021

"Ludzie są skomplikowanymi istotami, życie rzadko toczy się wedle naszych wyobrażeń..."


Autora tej książki nie trzeba chyba nikomu specjalnie przedstawiać, gdyż od wielu już lat porywa on czytelników swoimi ciepłymi i niesamowicie uczuciowymi historiami, z których wiele zostało przeniesionych na telewizyjny ekran.

Po około dwuletniej przerwie od poprzedniego tytułu na polskim rynku wydawniczym na początku bieżącego roku ukazała się najnowsza powieść pisarza zatytułowana „Powrót”.

Przez tę opowieść prowadzi czytelników Trevor Benson, lekarz, który zostaje ciężko ranny podczas misji w Afganistanie. Na skutek tych wydarzeń i związanych z nimi traum mężczyzna zmaga się z PTSD. Gdy dziadek mężczyzny umiera pozostawiając mu w spadku dom (i pewne zadanie do wykonania) Trevor powraca do małego, sielskiego miasteczka New Bern, aby tam odetchnąć i nabrać sił do dalszego funkcjonowania.

Na jego drodze staje miejscowa zastępczyni szeryfa Natalie, która właściwie od samego początku bardzo mocno go intryguje jednak ewidentnie skrywa także jakąś tajemnicę. Poznaje również tajemniczą i bardzo zamkniętą w sobie nastolatkę, która przedstawia się jako Callie.

Trevor chce odkryć okoliczności śmierci dziadka i rozwikłać, co takiego Carl chciał mu przekazać tuż przed śmiercią. Natalie toczy wewnętrzną walkę, która niekiedy odbiera jej psychofizyczne siły. Natomiast Callie to chodząca zagadka…

Opisana historia podejmuje temat budowania życia na nowo po różnego rodzaju przejściach, jakie dotknęły jej poszczególnych bohaterów. Jest to opowieść o poszukiwaniu siebie, prawdziwej miłości i akceptacji pomimo wszystko oraz o mozolnym splataniu mocno nadszarpniętych rodzinnych relacji.

Jeśli macie ochotę na powolną, nieco refleksyjną i pełną różnorodnych emocji lekturę to koniecznie sięgnijcie po „Powrót”. Ciekawym zabiegiem, którego dokonuje w nim autor jest zestawienie ludzkiego życia z cyklem funkcjonowania pszczelej rodziny w ulu.

Nicholas Sparks stworzył kolejną subtelną i wzruszającą opowieść o ludziach, którzy muszą stawić czoła meandrom losu, który nie zawsze jest dla nich łaskawy. Mimo tego, że życie bardzo często spycha ich na egzystencjalne mielizny to w gruncie rzeczy żadne z nich się nie poddaje i na swój własny sposób walczy o przetrwanie i wyjście na prostą.

Czy dla Trevora powrót do New Bern okaże się nowym początkiem? Czy Natalie i Callie mimo bardzo wielu trudności w końcu ujrzą dla siebie światełko w swych życiowych tunelach? Sięgnijcie po „Powrót”, a na pewno otrzymacie odpowiedź.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 10 maja 2021

Trzecie tchnienie Wiatru ze wschodu

Pod koniec marca bieżącego roku swoją premierę miała trzecia odsłona perypetii Anastazji i Kazimierza znanych czytelnikom z poprzednich części cyklu Wiatr ze wschodu.

Burzliwe losy ich namiętnego, pełnego pasji i wielorakich kontrastów uczucia i tym razem nie pozwalają czytelnikowi przejść obok tej relacji obojętnie.

Na skutek mnóstwa różnorodnych perturbacji po utracie dwóch bardzo bliskich jej osób – Serhija i doktora Kirsanowa – Anastazja podejmuje decyzję o powrocie do Petersburga, by rozwikłać pewne nurtujące ją sprawy.

Kaza natomiast żyje w poprawnym, choć nieszczęśliwym małżeństwie z Tatianą, a w domu jej rodziców, gdzie mieszkają zaczyna się coraz bardziej dusić.

Jak możecie się domyślić w końcu ścieżki Nuti i Kazy przecinają się ponownie i okazuje się, że nic, co do tej pory zgotował tym dwojgu los w najmniejszym nawet stopniu nie osłabiło uczucia, którym od tak dawna pałają do siebie nawzajem.

W powieści tej znajdziemy również wątki związane z sytuacją polityczno-społeczną w czasie, gdy powoli milkną echa rewolucji bolszewickiej, a scheda po Leninie dla wielu staje się ogromnie łakomym kąskiem.

Opowieść nakreślona przez autorkę, jak to zwykle bywa w przypadku Marii Paszyńskiej jest niezwykle barwna i obfituje w wiele zaskakujących zwrotów akcji. Postacie wychodzące spod wprawnego pióra tej pisarki z całą pewnością pretendować mogą do miana osób z krwi i kości, bowiem osoby pokroju bohaterów śmiało mogłyby żyć, dokonywać wyborów i przeżywać życiowe wzloty i upadki w czasach opisanych w tej powieści.

Całości dopełnia także bardzo dobrze zarysowane tło historyczne z całym bogactwem szczegółów, na które autorka subtelnie, acz nieustannie zwraca uwagę czytelników.

Jeśli podobały Wam się poprzednie części tego cyklu to moim zdaniem „Szkarłatna łuna” również Was nie zawiedzie. Ta przepełniona emocjami i wieloma ludzkimi rozterkami w obliczu, których los stawia człowieka książka długo nie pozwoli Wam o sobie zapomnieć, a być może stanie się również inspiracją ku cennym życiowym refleksjom na temat m.in. miłości, rodzicielstwa, poświęcenia, poczucia obowiązku czy uczciwości zarówno wobec innych jak i samych siebie.

Polecam Wam tę lekturę, a sama z niecierpliwością czekam na zwieńczenie tej historii, czyli tom czwarty.

PS. Dla przypomnienia poniżej zamieszczam recenzje poprzednich dwóch tomów niniejszego cyklu: