poniedziałek, 25 maja 2020

"To, co widzisz, to nie rzeczywistość, tylko perspektywa"


Mam nadzieję, że jeszcze nie znudziły Wam się moje tegoroczne odkrycia literackie, bo dziś mowa będzie o kolejnym debiucie. W połowie kwietnia bieżącego roku nakładem QES Agency ukazała się powieść „Baku, Moskwa, Warszawa” autorstwa Marcina Michała Wysockiego.

Książka ta jest historią ukazującą prawdziwe losy Sadika Aszurowa, artysty plastyka azerskiego pochodzenia, który w swoim życiu kierował się dwoma największymi, a zarazem najważniejszymi dla niego pragnieniami – miłości i wolności.

Dzięki opowieści głównego bohatera, a zarazem narratora, poznajemy nie tylko jego życiowe perypetie, ale również realia codziennego życia, kulturę oraz wszelaką obyczajowość rejonów Azerbejdżanu.

Sadik (org. Sadiq) wpuszcza czytelnika do swojego świata odsłaniając przed nim krok po kroku, rozpoczynając od najmłodszych lat swoją życiową ścieżkę, która jak przekonacie się sami zaglądając na karty tej opowieści wiodła go w sposób często bardzo meandryczny w różne zaułki egzystencji oraz różne miejsca na świecie.

Bohater sporo miejsca poświęcił swojemu pobytowi w wojsku i temu, jaki wpływ na jego późniejsze życie miały doświadczenia z tamtego okresu.
Równie ważną częścią jego opowieści jest także czas studiów na Uniwersytecie w Moskwie, gdzie dostanie się w opisywanych czasach było karkołomnym wyczynem.

„Baku, Moskwa, Warszawa” to subtelna, a zarazem mocna i wymowna proza dotykająca tematów takich, jak przyjaźń, miłość, wolność, spełnianie marzeń, czy odkrywanie samego siebie w nie zawsze sprzyjających okolicznościach. Postać Sadika to także obraz tego, jak pozostawać wiernym sobie, własnym marzeniom i pragnieniem, chociaż czasem mamy w życiu mocno pod górkę.

Na uwagę zasługuje także tło historyczne oraz społeczno – polityczne, które także otrzymują swój donośnie wybrzmiewający w powieści ton. Nadaje to niniejszej książce jeszcze bardziej wyrazisty charakter.

Język, którym bardzo umiejętnie posługuje się autor nie jest ani zbyt płytki, ani przesadnie patetyczny, co sprawia, że czytany tekst staje się jeszcze bardziej autentyczny. Całości zaś dopełnia bardzo prosta w kontekście graficznym, a jednocześnie ogromnie czytelna okładka, która z jednej strony jest jak czytamy o tym w książce m.in. odzwierciedleniem kolejnych etapów wewnętrznego rozwoju, zgodnie z kolorami kolejnych czakramów – poziomów dochodzenia do duchowego oświecenia, z drugiej natomiast bardzo dosadnie ukazuje dążenie Sadika do kariery plastycznej, które od zawsze tkwiło w jego głowie.

Jeśli zatem macie ochotę na lekturę nieśpiesznie toczącej się opowieści, która jednocześnie niesie w sobie bardzo wiele odcieni ludzkiego losu, a przy okazji chcecie popodróżować nieco w wyobraźni w różne rejony świata to zapraszam Was do sięgnięcia po „Baku, Moskwa, Warszawa”. Stwórzcie dla tej historii swoją własną perspektywę.

środa, 20 maja 2020

Nigdy nie rezygnuj ze swoich marzeń, bez względu na to, jak nierealne się wydają.


Dzisiaj przychodzę do Was z kolejnym tegorocznym debiutem, niniejsza książka ukazała się w drugiej połowie marca nakładem Wydawnictwa Novae Res. Publikacja nosi wymowny tytuł „W ciszy i w ciemności”, a jej autorem jest Michał Majchrzak, mężczyzna w sile wieku mieszkający w Bochni.

Autor od dziecka zmaga się z zespołem Ushera - jest to rzadka choroba genetyczna, która charakteryzuje się uszkodzeniem słuchu oraz postępującą dysfunkcją narządu wzroku. Ostatecznie doprowadza do całkowitej utraty tych dwóch narządów zmysłu.

Pan Michał podzielił swoją autobiograficzną historię na kilka części. W pierwszej z nich w sposób niezwykle otwarty, szczery i bez zbędnego patosu opisuje swoją codzienność, jako małego chłopca, potem nastolatka, a następnie wchodzącego w dorosłe życie młodego mężczyzny. Dzięki temu fragmentowi opowieści ukazuje on czytelnikom swoje radości, smutki, problemy dnia codziennego oraz wiele psychiczno-emocjonalnych burz, jakie stały się jego udziałem na skutek prób funkcjonowania z zespołem Ushera (zdiagnozowanym de facto dość późno).

Druga część poświęcona została wielkiej pasji autora, którą jest bieganie. Początkowo dzięki tej właśnie aktywności młody mężczyzna nie tylko rozładowywał nagromadzone w nim pokłady energii, ale również porządkował w swojej głowie myśli i targające nim emocje. Finalnie zaś bieganie stało się sposobnością do odwiedzenia wielu miejsc zarówno w kraju, jak i na świecie, gdzie odbywają się różne imprezy biegowe dla osób głuchoniewidomych, w których autor brał udział osiągając ogromne sukcesy. Jeśli jesteście zainteresowani około biegową tematyką w nieco innym, aczkolwiek wcale nie mniej ekscytującym wydaniu to z pewnością przeczytacie ten fragment opowieści z ogromnym zaciekawieniem. Mało tego oprócz biegania autor opowiada również swoim czytelnikom o sporej kreatywności, jaka pojawiła się w jego życiu, gdy jego pogarszający się wzrok znacznie utrudnił mu wyczynowe bieganie. Jak wiadomo życie nie znosi próżni, więc poprzez różne koleje losu, które poznacie czytając te książkę na drodze pana Michała stanęły tandemy i grupa ogromnie pozytywnych ludzi. W ten właśnie sposób dzięki wyżej wspomnianej pomysłowości i otwartości na nowe wyzwania narodziła się kolejna pasja, czyli różnorakie wyprawy na tandemie, które również, jak przekonacie się podczas lektury, zaowocowały wieloma frapującymi przygodami.

Trzecia i czwarta odsłona tej publikacji to naświetlenie sytuacji osób z dysfunkcją wzroku i słuchu w kraju i na świecie oraz bardzo praktyczny, a w mojej ocenie również przydatny, oparty na doświadczeniach autora zbiór podpowiedzi dotyczących tego, jak zachowywać się w stosunku do osób z uszkodzeniem wzroku i słuchu tak, aby nie stanowiło to dyskomfortu dla żadnej ze stron.

Książka ta porusza trudny i w gruncie rzeczy mało znany temat. Nie jest ona jednak studium użalania się nad sobą osoby niepełnosprawnej, a wręcz przeciwnie, jest to historia o harcie ducha, spełnianiu kolejnych marzeń i stawianiu sobie coraz to nowych celów.

Historia Michała Majchrzaka jest namacalnym dowodem na to, że nawet będąc zanurzonym w ciszy i ciemności można czerpać z życia garściami i oddychać pełną piersią, chociaż oczywiście nie zawsze jest to proste i wymaga gigantycznego samozaparcia oraz wsparcia ze strony otoczenia, w którym się żyje.

Polecam Wam lekturę tej pozycji, bo autobiografia ta zmienia perspektywę na wiele powszednich spraw, o których na co dzień raczej nie myślimy i nie przykładamy do nich większej wagi.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 18 maja 2020

"Życie - ten warkocz tak ciasno upleciony z małości i wielkości, z poezji i prozy, podniosłości i codzienności..."


Proza Romy Ligockiej towarzyszy czytelnikom już od dwóch dekad. Poczynając od autobiograficznej opowieści o losach dziewczynki w czerwonym płaszczyku, poprzez sporo innych publikacji, aż po najnowszą również zaczerpniętą z własnego życiorysu historię, o której chcę Wam dziś napisać kilka słów.

„Jeden dobry dzień” jest kolejną ogromnie poruszającą opowieścią, w której autorka opisuje to, jak przez 12 miesięcy towarzyszyła swemu bliskiemu przyjacielowi zarówno w jego zmaganiach z chorobą nowotworową, jak też w procesie odchodzenia i następującym po nim czasie żałoby, jaki stał się udziałem jej samej.

W tej niewielkiej objętościowo, ale wręcz kipiącej od różnorodnych emocji książce odnaleźć można bardzo wiele rozważań na tematy m.in. takie jak samotność, poczucie wyobcowania, ból, lęk etc. Jednakże z tych niezwykle osobistych wspomnień wyłania się nie tylko nostalgia, ale też niegasnąca nadzieja, wiara w szczęśliwy finał oraz radość z każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy i wspólnie spędzonej chwili wbrew wszelkim stającym każdego dnia na drodze przeciwnościom.

Autorka mierzy się z okresem opłakiwania utraconego przyjaciela, który to czas na różnych jego etapach ma wielorakie oblicza… Czytając akapity dotyczące tych właśnie aspektów nieodparcie towarzyszyła mi myśl, że w ludzkiej słabości tkwi jednak niepojęta dla rozumu siła, z której bardzo często nawet nie zdajemy sobie sprawy.

Jako, że dosyć trudno opowiada się o tego typu historiach tak, aby nie spłycić ich wartości i znaczenia dla tego, kto je snuje odsłaniając najgłębsze zakamarki swojego wnętrza i własnych najintymniejszych przeżyć, przez co otwiera się przed odbiorcami, to nie będę się tu więcej rozpisywać.

Jeśli macie ochotę na refleksyjną prozę poetycką, obok której nie sposób przejść obojętnie, opatrzoną dodatkowo rysunkami i fotografiami wykonanymi przez samą autorkę, które to ilustracje bardzo wymownie podkreślają kunszt pisarski Romy Ligockiej oraz wszystko to, co zechciała nam w swoich retrospekcjach pokazać to koniecznie zajrzyjcie na karty tej powieści.

Miejcie dobry dzień… Niech będzie ich w Waszym życiu wiele, ale nie zapominajcie, aby każdy z takich dni traktować jako ten jeden jedyny i niepowtarzalny, bo jak powiedział Św. Jan Paweł II: „Wczoraj do Ciebie nie należy. Jutro niepewne... Tylko dziś jest Twoje”.

piątek, 15 maja 2020

„Czas decyduje, kogo spotkasz w życiu. Twoje serce decyduje, kogo chcesz w swoim życiu, a twoje zachowanie decyduje, kto dostanie się do twojego życia.”


Ci, którzy na bieżąco śledzą moje opinie z pewnością zauważyli już, że od jakiegoś czasu pojawia się tutaj całkiem sporo debiutów literackich i tak też będzie w dniu dzisiejszym, a muszę Wam powiedzieć, że to na pewno jeszcze nie koniec debiutów, ale do rzeczy.

2 kwietnia tego roku swoją premierę miała powieść Agnieszki Panasiuk nosząca tytuł „Podróże serc”. Główną bohaterką tej historii jest 6-letnia Anielka, która na skutek pożaru traci rodziców i zgodnie ze wskazaniami testamentu trafia pod opiekę swojej właściwie dotąd nieznanej matki chrzestnej – Joanny Wierzbickiej.

Jeśli zaś chodzi o samą Joannę to ze względu na pewne wydarzenia z przeszłości postanowiła ona odciąć się od wszelkich afektów i skupić wyłącznie na pracy, czyli zarządzaniu swoimi majątkami. W głębi serca tęskni jednak za prawdziwym uczuciem, więc gdy w jej domu dosyć niespodziewanie pojawia się mała, osierocona i początkowo zagubiona Anielka, będąca jednocześnie córką jej dawnej miłości – Tadeusza oraz najlepszej przyjaciółki – Barbary, serce młodej dziedziczki zaczyna coraz bardziej kapitulować w swoich postanowieniach.

Autorka osadziła swoją historię w XIX wieku, na malowniczych terenach ziem łowickich oraz na Podlasiu. Agnieszka Panasiuk w sposób bardzo plastyczny ukazała czytelnikom zarówno otoczenie, w jakim żyją bohaterowie, jak również szeroko zakrojoną na wielu płaszczyznach ogromnie barwną i dzisiaj już często zapomnianą obrzędowość ówczesnych czasów.

Jak już wcześniej wspominałam rezolutna Anielka coraz bardziej zdobywa serce Joanny i wszystkich tych, z którymi ma styczność, a jej niegasnąca ciekawość świata i nowego otoczenia oraz ogromna łatwość w nawiązywaniu kontaktu z właściwie każdym napotkanym człowiekiem zjednują dziewczynce nawet początkowo nieufne osoby. W dosyć zaskakujących okolicznościach pojawia się również ojciec chrzestny Anielki - Marcin Czarnocki – który według wspomnianego już przeze mnie na początku testamentu jest drugim opiekunem dziewczynki.

„Podróże serc” to historia przepełniona wielorakimi emocjami, które stają się udziałem bardzo wyraziście wykreowanych postaci. Autorka bardzo często nie oszczędza swoich bohaterów stawiając ich w obliczu całej gamy życiowych wyzwań. Tym bardziej, że życie pod rosyjską okupacją nie należało do łatwych, a ludzie nie zawsze skłonni byli ukazywać swą prawdziwą twarz, co powodowało masę intryg, niesnasek etc.

Jeżeli szukacie opowieści, która przeniesie Was w czasie i przestrzeni, a oprócz tego zapewni wiele zabawnych, wzruszających i ciepłych chwil, ale również i takiej, w której nie brakuje intrygujących i trzymających w napięciu momentów to koniecznie poznajcie zawiłe koleje losu małej Anielki i jej opiekunów.

Na koniec dodam jeszcze, iż książka urzekła mnie również swoją ogromnie klimatyczną okładką, która bez wątpienia wpasowuje się w całą jej treść.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 14 maja 2020

Niekiedy aż duszno jest od wspomnień...


Już od bardzo dawna nie miałam tak mieszanych odczuć i trudności przy ich opisaniu po lekturze powieści, jak ma to miejsce przy tej pozycji. Książka ta ukazała się na polskim rynku wydawniczym w roku 2016, a na świecie według noty wydawniczej obsypana została wieloma nagrodami.

Dla pełnej jasności mam na myśli książkę „Kruchość skrzydeł” autorstwa Karen Foxlee. Narratorką tej opowieści jest 10-letnia Jennifer Day, która mieszka w niewielkiej górniczej osadzie wraz z rodzicami i starszą siostrą Beth.

Świat Jennifer wywraca się do góry nogami, kiedy nastoletnia Beth postanawia, niestety skutecznie, targnąć się na swoje życie. Osamotniona i zagubiona dziewczynka próbuje jak najdokładniej odtworzyć ostatnie miesiące życia starszej siostry, aby chociaż w pewnym stopniu odpowiedzieć sobie na pytanie – dlaczego to wszystko się wydarzyło? Towarzyszką Jennifer w rozwikływaniu tej niewiadomej staje się jej przyjaciółka Angela oraz podążający za przedstawianymi przez dziewczynki retrospekcjami i ich dywagacjami czytelnik.

Z całą pewnością jest to historia poruszająca ważny temat, jakim jest wchodzenie w dorosłość, które niekiedy obarczone bywa bardzo trudnymi do udźwignięcia i bolesnymi konsekwencjami, tak jak miało to miejsce w przypadku Beth. Autorka ukazała również powolny, acz bezlitosny obraz rozpadu rodziny, która boryka się ze stratą i wieloma innymi głęboko skrywanymi, a nawet nie zawsze uświadomionymi problemami.

Jak więc widzicie książka ta oscyluje wokół istotnych i wartych uwagi kwestii. Mimo to, jeśli o mnie chodzi mam do niej jedno spore zastrzeżenie, otóż jest ona napisana w sposób tak zagmatwany, mglisty, a wręcz duszny i przytłaczający ilością metafor oraz różnego rodzaju aluzji, że czytało się ją niesamowicie ciężko…

W zalewie niedopowiedzeń zawieszonych w bardzo gęstym klimacie całej tej opowieści ogromnie trudno było mi się wciągnąć w tę lekturę. Mimo, iż autorka dotyka wielu ważnych aspektów ludzkiego, a zwłaszcza nastoletniego życia to zrozumienie, o co chodzi w tej historii niestety idzie jak po grudzie.

Jeśli mimo moich powyższych zastrzeżenie chcecie poznać losy sióstr oraz całej rodziny Day’ów i zmierzyć się z tą niełatwą pod wieloma względami pozycją, z której wyziera niebagatelna melancholia to możecie spróbować sięgnąć po niniejszą publikację.
 

poniedziałek, 11 maja 2020

"Znów chcesz ułożyć koniec, zaplanować każdą rolę... Uwierz mi, nie warto tak żyć..."


Jak zapewne już wiecie zdarza się tak, że w moich literackich wyborach daję szansę również debiutującym autorom i ich twórczości. Tak właśnie się stało w przypadku pozycji „Kocham cię mimo wszystko” autorstwa Małgorzaty Lis. Książka ta jest kolejną propozycją wydaną w ramach projektu Opowieści z Wiary.

Główną bohaterką jest Anna, młoda kobieta z mocno ugruntowaną wiarą i klarownymi, wypływającymi z niej poglądami na życie i oczekiwaniami wobec swojej przyszłości. Historia rozpoczyna się w momencie, kiedy pewnego dnia w biurowej windzie jej droga zupełnie niespodziewanie krzyżuje się z przystojnym i dosyć tajemniczym Marcinem.

Jeśli zaś chodzi o samego Marcina to uważa się on za ateistę, ma za sobą spory bagaż różnych (raczej mało pozytywnych) doświadczeń, nie stroni również od używek, zakrapianych imprez i przygodnych znajomości.

Jak widzicie autorka w swojej opowieści zderza ze sobą dwa totalnie różne, wręcz skrajne światy. Ustawia naprzeciw siebie dwoje bohaterów, na których uczucie spada niczym przysłowiowy grom z jasnego nieba, (chociaż żadne z nich nie chce się do tego przyznać nawet przed sobą samym), ale czy przy tak odmiennym spojrzeniu na życie i świat mają oni szansę na bycie razem? Tego na pewno dowiecie się z kart książki.

Jest to opowieść nie tylko o poszukiwaniu miłość, lecz również o tęsknocie, przyjaźni, nadziei wobec różnych niekiedy bardzo dramatycznych zdarzeń w obliczu, których stają Ania, Marcin i inne postacie z tej historii. Tematem, który został w niej poruszony jest nie tylko wiara katolicka, ale także proces godzenia się z przeszłością, której nie można przecież zmienić, samym sobą oraz nową i zupełnie nieprzewidzianą codziennością, która staje się udziałem bohaterów.

Nakreślone postacie przeżywają mnóstwo wielorakich rozterek, muszą oni zadać sobie sporo trudnych pytań i udzielić jeszcze trudniejszych odpowiedzi, a dokonane przez nich wybory często nie są ani łatwe, ani przynajmniej początkowo rozumiane i akceptowane przez otoczenie.

Jeśli chcecie przeczytać książkę mocno emocjonalną, a zarazem refleksyjną i poruszająca wiele różnych tematów, pośród których na pewno znajdziecie takie, które każdy czytelnik będzie mógł odnieść do swojego życia, rzecz jasna w oparciu o indywidualne doświadczenia to myślę, że książka ta okaże się dla Was dobrym wyborem.

Powieść ta pokazuje człowieka wierzącego i niewierzącego w obliczu różnorodnych życiowych zmagań na rozmaitych polach. Autorka ukazała w niej proces wewnętrznego dojrzewania, ale także stopniowo ewoluującą umiejętność pójścia na pewne ustępstwa nie sprzeniewierzając się jednocześnie swoim przekonaniom.

Jeżeli macie ochotę zapoznać się z burzliwą, lecz jednocześnie ciepłą i pozytywną w swoim przekazie historią i perypetiami Ani, Marcina i wszystkich, którzy na różne sposoby im towarzyszą to zapraszam Was do lektury „Kocham cię mimo wszystko”.

piątek, 8 maja 2020

Przecież wszyscy mniej lub więcej piją...


Dzisiaj przychodzę do Was z kilkoma zdaniami o książce niełatwej, lecz ważnej i według mnie bardzo potrzebnej. Mowa o reportażu autorstwa Magdaleny Omilinowicz noszącym wymowny tytuł „Mistrzynie kamuflażu. Jak piją Polki”.

Alkoholizm jest zazwyczaj tematem niewygodnym, ogromnie drażliwym i najchętniej bywa zamiatany możliwie jak najgłębiej pod przysłowiowy dywan. Jeśli zaś chodzi w szczególności o uzależnienie kobiet to tym bardziej jest to temat tabu… No bo jak to – Matka Polka pijąca na umór? Przecież to się nie godzi etc. A jeśli rzecz miałaby dotyczyć kobiet zamożnych, dobrze wykształconych, takich o wysokim statusie społecznym to już w ogóle niemożliwe, czcze gadanie…

Niestety w „Mistrzyniach kamuflażu…” autorka w sposób bardzo dobitny, ale również rzeczowy ukazała, iż uzależnienie od alkoholu jest chorobą, która może dosięgnąć każdego bez względu na wszystkie zewnętrzne okoliczności.

Rozmawiała ona nie tylko z samymi uzależnionymi, lecz także z psychologiem klinicznym, psychoterapeutką uzależnień, czy dorosłymi dziećmi alkoholików. Dzięki temu w tej niewielkiej objętościowo pozycji czytelnik może spojrzeć na chorobę alkoholową pod wieloma różnymi kątami i dostrzec jej rozmaite aspekty.

Książka ta przepełniona jest mnóstwem bardzo często skrajnych emocji – palący wstyd, poczucie winy, cierpienie fizyczne i psychiczne, frustracja, niemoc itp. to odczucia, które towarzyszą samym uzależnionym ich bliskim, czy DDA właściwie każdego dnia. Autorka będąc znakomitą słuchaczką stopniowo otwiera swoich rozmówców, którzy przedstawiają jej swe trudne i zazwyczaj bolesne historie.

W reportażu znajdują się również historie wychodzenia z nałogu i uczenia się życia na nowo nie tylko w trzeźwości, ale przede wszystkim tak, by móc bez wyrzutów spojrzeć swojemu odbiciu w lustrze w oczy, co jak się okazuje jest niebagatelnie trudne.

W swojej książce autorka rozważa także, w jaki sposób i dlaczego właściwie kobiety piją? Co takiego sprawia, że jakaś część z nich trafia na tę równię pochyłą, którą jest uzależnienie od alkoholu?

Zatem jeśli kogoś z Was interesuje tematyka uzależnień, lub chcecie przeczytać wartościowy reportaż, w którym bohaterkami są głownie kobiety to śmiało zajrzyjcie na karty książki „Mistrzynie kamuflażu. Jak piją Polki”, bo pozycja ta jest naprawdę mocna i warta uwagi.

czwartek, 7 maja 2020

"To, że coś jest niemożliwe, nie znaczy, że się nie zdarzy..."


Kiedy trafiła do mnie zapowiedź najnowszej powieści autorstwa Diane Setterfield to już wtedy wiedziałam, że po prostu muszę ją przeczytać. Pierwszym, co mnie urzekło była piękna błękitna okładka, a nie miałam jeszcze wtedy pojęcia, co kryje się pod obwolutą, ani tym bardziej wewnątrz samej opowieści. Gdy książka trafiła w moje ręce moim oczom ukazała się cudowna, złoto zdobiona, twarda oprawa.

Jeśli zaś chodzi o samą historię to autorka stworzyła nietuzinkową, wielowątkową i niesamowicie misterną opowieść, której początkiem jest zaskakujące wydarzenie, do jakiego dochodzi pewnej wietrznej, zimnej nocy nad Tamizą, a konkretnie w gospodzie „Pod Łabędziem”.  Zjawia się tam tajemniczy, mocno poturbowany mężczyzna z martwą dziewczynką w ramionach. Zupełnie niespodziewanie dziecko powraca jednak do życia, co szokuje nie tylko zgromadzonych tam wówczas ludzi, ale również miejscową lekarkę Ritę.

Jest to pierwsza książka tej autorki, jaką przeczytałam, ale wiem już, że na pewno za jakiś czas sięgnę po poprzednie. Kilkakrotnie słyszałam, iż przez opowieści snute przez Diane Setterfield się płynie i teraz z całą pewnością mogę powiedzieć Wam, że tak jest w istocie.

O tej książce dosyć trudno coś napisać, ponieważ jest ona mocno nietypowa w sposobie nakreślenia fabuły. Jej wątki, których, jak już wcześniej wspominałam jest całkiem sporo zapętlają się ze sobą tworząc niezwykle misterną konstrukcję całości.

Niewątpliwie jest to opowieść przesycona różnorodnymi emocjami targającymi każdym z jej bohaterów. Znajdujemy w niej ogromną tęsknotę, poczucie straty, żal i rozgoryczenie, ale także nadzieję, pragnienie miłości i bliskości, poczucie wspólnoty, bardzo silny instynkt rodzicielski i wiele, wiele innych.

Powieść ta napisana jest pięknym, epickim językiem sprawia to, iż czyta się ją dobrze i z dużym zaciekawieniem, chociaż akurat mnie ze względu na jej specyfikę czytało się ją wolno, ale uważam, że m.in. w tym tkwi jej nieodparty urok. Zatapiając się w lekturę czułam się, jakbym stopniowo odkrywała zapierającą dech w piersiach legendę ukazywaną z wielu perspektyw.

Czy zechcecie rozwikłać tajemnicę przywróconej do życia dziewczynki i zanurzyć się w niniejszej powieści niczym w tytułowej rzece, która jest zmienna i zaskakująca niczym ludzkie życie? Czy dacie się porwać historii, którą Diane Setterfield tym razem oddała w ręce czytelników?   

Ja ze swojej strony polecam Wam tę klimatyczną lekturę, gdyż z pewnością zostanie ona z Wami na długo. Jest to doskonałe połączenie literatury pięknej, obyczaju oraz trzymającego w napięciu kryminału. Myślę, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

wtorek, 5 maja 2020

Wiatr od jezior zawsze niesie coś nowego...


Katarzyny Enerlich i jej powieści nie trzeba chyba specjalnie przedstawiać czytelnikom, ponieważ ma ona w swoim literackim dorobku wiele publikacji. Jedną spośród całej gamy klimatycznych opowieści jest „Wiatr od jezior” opatrzony mocno tajemniczą okładką.

Akcja historii toczy się dwuwymiarowo, z jednej strony mamy rok 1922 – w jednej z mazurskich wiosek mieszkańcy przyjmują mormońską wiarę. Z drugiej strony natomiast znajdujemy się w roku 1998, gdzie dziennikarka lokalnej gazety Anna Sołowiecka natrafia na trop bardzo dziwnych, niemalże rytualnych podpaleń zwierząt dokonywanych na okolicznych leśnych głazach… Oprócz tego kobieta próbuje rozwikłać zagadkę śmierci swojej przyjaciółki z dzieciństwa, która wychowywała się w domu dziecka.

Autorka w sposób charakterystyczny dla swojego pisarskiego stylu po raz kolejny splotła ze sobą przeszłość i teraźniejszość. Przybliżając czytelnikom zarówno mormońską wiarę i obyczaje, w których ówcześni ludzie wręcz się zatracają,  jak również odsłaniając przed nami losy i różnorakie rozterki Anny, która stara się odkryć prawdę o odejściu Marty i rozwikłać zagadki z przeszłości, a żadne z tych wyzwań nie należy do łatwych, a do wyznaczonych celów nie wiodą proste ścieżki.

Całość opowieści, jak wspominałam już wcześniej, osadzona została na malowniczych Mazurach, gdzie natura żyje własnym rytmem tworząc niesamowite tło dla opisywanych wydarzeń. A echa przeszłości oraz jej tchnienie wciąż słyszalne i wyczuwalne są w całej ukazanej okolicy.

Na uwagę zasługują również bardzo wyraziści i różnorodni bohaterowie, pośród których wielu czytelników może odnaleźć jakąś cząstkę siebie. Ich perypetie są tak rozległe, a w niektórych przypadkach znajdują się oni w sytuacjach mocno skrajnych, że utożsamienie się z ich losem oraz emocjonalnymi i egzystencjalnymi niepokojami staje się w zasadzie nieuniknione.

Jeśli chcecie przyjrzeć się bliżej życiu i obyczajowości Mormonów, a także dowiedzieć się, do czego dotarła Anna Sołowiecka i jaka wiodła ku temu droga? To koniecznie przeczytajcie tę trzymającą w napięciu, pełną niedopowiedzeń historię zatopioną w krajobrazach małej mazurskiej wioski. 

Tylko od Was samych zależy czy dacie się ponieść „Wiatrowi od jezior”.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 4 maja 2020

"Zamknij na chwilę oczy, nie myśl o tym czy boisz się czy nie Na chwile zostawmy w tyle rozczarowań gniew..."


Jakiś czas temu na naszym rynku wydawniczym ukazała się debiutancka powieść autorstwa Juliena Sandrela, która nosi tytuł „Pokój wspaniałości”. Autor w swojej opowieści ukazuje czytelnikom perypetie Thelmy i jej nastoletniego syna Louisa. Kobieta, by zapewnić synowi jak najlepszy byt pomimo przeciwności stara się realizować zawodowo w biznesie i samotnie wychowuje 11-latka. Gdy pewnego zdawać by się mogło zwyczajnego dnia Louis ulega wypadkowi, na skutek, którego zapada w śpiączkę życie Thelmy zmienia się o 180◦.

By zmotywować chłopca do wybudzenia kobieta zaczyna realizować marzenia, które nastolatek zapisywał w swoim notatniku zwanym zeszytem wspaniałości, który to przez przypadek odkrywa. Swoje poczynania relacjonuje poprzez filmiki, które babcia lub personel szpitala odtwarzają Louisowi.

Książka skłania czytelnika do wielu refleksji na temat tego, co tak naprawdę powinno być najważniejsze w naszym życiu. Historia Louisa i jego mamy pokazuje, że na spełnianie marzeń, nawet tych najbardziej zwariowanych, a często wydających się wręcz nierealnymi, nigdy nie jest za późno. Podobnie jak na odbudowywanie relacji z drugim człowiekiem, co dobitnie ukazuje ewolucja, jaka dzieje się w toku książki między Thelmą, a jej matką, których więzi były mocno nadszarpnięte.

Jest to niezwykła i niesamowicie barwna opowieść o nadziei, miłości, marzeniach i oczekiwaniu na cud przebudzenia. Czy takowy się wydarzył? Tego dowiecie się z kart książki.

Autor w sposób bardzo subtelny, a zarazem ogromnie klarowny nakreślił także wielowymiarowość i wieloznaczność pojęcia, jakim jest cud… Co dokładniej się za tym kryje? Przeczytajcie sami.

Jeśli poszukujecie lektury refleksyjnej, wywołującej wzruszenie i uśmiech, a także niesamowicie ciepłej, przepełnionej miłością, troską i wewnętrznym dojrzewaniem do własnych dawno pogrzebanych przez bohaterów potrzeb i pragnień to niniejsza książka będzie dla Was idealnym wyborem.

Niniejsza pozycja nie jest zbyt obszerna objętościowo. Niesie w sobie jednak całkiem spory ładunek emocji i przemyśleń, co pokazuje, że nie objętość, a jakość przekazu ma tutaj niebagatelne znaczenie.

Zapraszam Was zatem serdecznie do „Pokoju wspaniałości” i odkrycia go na swój własny, całkowicie osobisty sposób.