poniedziałek, 30 grudnia 2019

Każda szczera rozmowa wnosi coś w nasze życie.


Czasami lubię sięgać po publikacje nieco nietypowe i w związku z powyższym od momentu, kiedy na rynku wydawniczym pojawiła się ta książka miałam ochotę się z nią zapoznać, a że całkiem przypadkowo znacznie szybciej niż planowałam nadarzyła się ku temu okazja to skwapliwie z niej skorzystałam.

Rozmowa Karoliny Korwin – Piotrowskiej i ks. Grzegorza Kramera SJ jest w moim odczuciu projektem interesującym, inspirującym i niezwykle potrzebnym. Dzięki tej lekturze mamy okazję niejako towarzyszyć opartemu na dialogu spotkaniu dwojga ludzi reprezentujących dwa właściwie całkowicie odmienne środowiska.

Dialog ten podzielony został na 9 spotkań, podczas których rozmówcy poruszają całą gamę tematów nie unikając przy tym tych trudnych i raczej niewygodnych dla jednej lub drugiej strony oraz bardzo często społecznie czy kulturowo drażliwych.

Według tytułu i opisu książka ta miała być nieco kontrowersyjna, a dla mnie jest ona doskonałym przykładem na to, iż mimo odmiennych doświadczeń i poglądów, jeśli tylko obie strony tego zechcą można znaleźć płaszczyznę do dyskusji, wzajemnego wysłuchania się oraz podjąć próbę zrozumienia podejścia drugiej strony. Fotografie zamieszone w książce dodają dodatkowego smaku konwencji tego nietuzinkowego spotkania.

Autorzy tej książki zgodnie podkreślają również fakt, iż mimo tego, że wszyscy żyjemy w różnego rodzaju strukturach to nie należy nikogo szufladkować, ponieważ każdy z nas jest odrębną jednostką posiadającą swój własny rozum, system wartości jakimi się kieruje etc. W związku z tym nie wolno nam oceniać jednostki poprzez pryzmat błędów, niedociągnięć, przewinień itp. określanej jako całość takiej czy innej struktury. Natomiast kluczem do wzajemnego poznawania się i odkrywania motywacji kierującej działaniami drugiej osoby jest właśnie ciągłe podejmowanie dialogu na każdej możliwej płaszczyźnie.

„#Wrzenie” to według mnie pozycja warta przeczytania, gdyż poruszone w niej kwestie są bardzo aktualne, a przy tym pokazane zostały z wielu różnych perspektyw. Książka napisana jest w sposób bardzo wyważony i skłania czytelnika do mnóstwa osobistych refleksji.

Główną ideą tej publikacji jest wzajemny dialog, więc ze swojej strony gorąco polecam Wam jej lekturę, a następnie podjęcie dyskusji na temat tego, co w niej przeczytaliście.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

piątek, 27 grudnia 2019

Święta w krzywym zwierciadle? - proszę bardzo!


Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o antologii „Zabójcze święta”, która ukazała się pod koniec października nakładem Skarpy Warszawskiej. Jest to już trzeci zbiór opowiadań wychodzący spod skrzydeł tego wydawcy.

Tym razem 10 autorów zmierzyło się z tematem Bożego Narodzenia ujmując go nieco w krzywym zwierciadle, a odbicia przedstawione przez piszących są bardzo różne. Znajdziemy tutaj między innymi thriller psychologiczny, horror, komedię kryminalną czy też klasyczną konwencję kryminału oraz sporo innych smaczków, które z całą pewnością odkryjecie sami decydując się na przeczytanie niniejszej pozycji.

Każdy z autorów w/w opowiadań wnosi do „Zabójczych świąt” rys charakterystyczny dla swojej twórczości, co sprawia, że całość jest mocno różnorodna, przez co jeszcze ciekawsza. Oczywiście jak to zwykle bywa w przypadku zbiorów jedne opowiadania podobały mi się bardziej, a inne nieco mniej, ale jest to kwestia wyłącznie osobistego gustu i uważam, że każdy potencjalny czytelnik najlepiej zrobi patrząc na nie przez indywidualny pryzmat.

W książce tej osadzone w świątecznej otoczce dzieją się rzeczy, które w żaden sposób do świąt nie przystają. A autorzy uruchamiają pokłady swojej literackiej przekory, aby nieco zmienić często mocno przesłodzoną w książkach wizję Bożego Narodzenia. Czy ta operacja im się powiodła?  Możecie ocenić sami.

Jeśli macie ochotę na pozycję nietypową, w której świąteczne klimaty utrzymane są w konwencji trochę śmieszno – trochę straszno to na pewno znajdziecie tutaj coś dla siebie. A wisienką na tym kryminalno świątecznym torcie niech będzie dla Was, tak samo jak dla mnie, błyskotliwa, a zarazem ogromnie humorystyczna przedmowa autorstwa Rafała Bielskiego.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 23 grudnia 2019

niedziela, 22 grudnia 2019

Wspomnienia są jak perły: mają w sobie coś z klejnotów i coś z łez.


Niniejszą książkę przeczytałam już jakiś czas temu, bo pod koniec października. Jednak czasem zdarza się tak, że z różnych względów tekst o jakiejś lekturze nie pojawia się od razu po jej przeczytaniu i tak właśnie było z tą pozycją. Uważam jednak, że dobrze się stało, iż opinia o tej książce pojawia się akurat teraz, gdyż okres okołoświąteczny sprzyja wspominaniu tych, których pośród nas już nie ma…

Publikacji o ks. Janie Kaczkowskim powstało całkiem sporo nawet już po jego odejściu. Jednak według mnie „Jego portret…” jest książką o tyle wyjątkową, iż zawiera bardzo osobiste wspomnienia przyjaciół i znajomych księdza Jana. Są to osoby z różnych kręgów, więc i oblicza wspominanego przez nich przyjaciela są ogromnie wielostronne.

Niepodważalne jednak jest z całą pewnością to, że obraz ks. Jana, jaki wyłania się z wszystkich tych reminiscencji ukazuje postać człowieka ciepłego, życzliwego, niezmiernie otwartego na innych, kochającego Boga i człowieka, bez względu na to, z czym on się zmaga. Optymistę mającego pewną wizję tego, jak chce pomóc drugiemu człowiekowi i krok po kroku ją realizującego.

Chociaż jest to książka stosukowo niewielka objętościowo zawarte w niej wypowiedzi różnych osób jeszcze bardziej przybliżają czytelnikom postać tego nietuzinkowego człowieka i kapłana.

Mimo, że od śmierci ks. Jana Kaczkowskiego minęło już blisko 4 lata to opowieści wysłuchane i zebrane w ten wolumin przez Katarzynę Szkarpetowską zabierają czytelników na ponowne spotkanie z tym z jednej strony niezwykle charyzmatycznym, z drugiej natomiast bardzo ludzkim i niewyidealizowanym indywidualistą, jakim z pewnością był ks. Jan.

Gorąco polecam!

sobota, 21 grudnia 2019

Bądź sobą, bo to jedyne czego inni nie mogą. Oni nie mogą być Tobą, a więc bądź sobą.


Po książki dla dzieci sięgam jeszcze rzadziej niż po te przeznaczone dla młodzieży. W związku z tym kompletnie nie pamiętam, w jaki sposób pozycja ta znalazła się w moich rękach.

Bohaterką opowieści jest dwunastoletnia Barbarka Korczyńska, która między innymi z powodu swoich niemodnych strojów uchodzi za szkolne dziwadło i szarą myszkę. Dziewczynka ma bardzo niską samoocenę i duży problem z samoakceptacją. Życie Barbarki ulega jednak diametralnej zmianie, gdy znaleziony przez nią podczas jednego ze spacerów kasztan nagle ożywa, a mało tego okazuje się, iż posiada on nieograniczone możliwości w zakresie dokonywania różnego rodzaju metamorfoz.

Początkowo wszystkie dokonywane przez niego zmiany są dla Barbarki świetną zabawą, z czasem jednak okazuje się, że Metamorfeusz zaczyna sprawować coraz większą kontrolę nad życiem rodziny Korczyńskich i niestety dzieje się w myśl przysłowia, że miłe złego początki, lecz koniec żałosny… Magiczny kasztan zaczyna być coraz bardziej krnąbrny i rozstawiać wszystkich po kątach.

Jaki będzie finał działań rozzuchwalonego kasztana oraz jakich perypetii przysporzy on poprzez swą buntowniczą naturę rodzinie Korczyńskich dowiecie się z kart książki.

Krystyna Jakóbczyk kieruje do swoich czytelników klarowne i czytelne przesłanie – najlepiej zawsze być wyłącznie sobą, bo wszyscy jesteśmy jedyni w swoim rodzaju i wyjątkowi. Natomiast próby upodabniania się do kogoś za wszelką cenę mogą wpędzić w duże kłopoty i przynieść nam więcej szkody niż pożytku.

Dodatkową zaletą książki w odniesieniu do młodych czytelników jest fakt, iż ma ona skondensowaną formę – liczy niespełna 240 stron, a całości dopełniają doskonale obrazujące tekst ilustracje wykonane przez Krystynę Łuczak. 

Jeśli chcielibyście podsunąć młodszym odbiorcom historię z pouczającym przesłaniem to myślę, że „Metamorfeusz, czyli magiczny kasztan” sprawdzi się idealnie.

piątek, 20 grudnia 2019

Nawet najlepsze lustro nie odzwierciedli obrazu ludzkiego wnętrza...


Po książki młodzieżowe sięgam dosyć rzadko, chyba, że jakaś pozycja zaintryguje mnie swoją okładką lub zamieszczonym na niej opisem. Tak właśnie było w przypadku pozycji, o której chcę Wam dziś napisać parę zdań.

Niniejsza pozycja jest już drugim tytułem autorstwa Nory Raleigh Baskin, który przeczytałam. „Ruby po drugiej stronie”, bo taki tytuł nosi powieść opowiada historię dorastającej Ruby, której największym marzeniem jest znaleźć prawdziwą przyjaciółkę. Gdy podczas wakacji poznaje Margalit wydawać by się mogło, że wszystko układa się idealnie, ale tak w życiu, jak i w tej historii nic nie jest proste ani oczywiste. Ruby zmaga się z tajemnicą, która bardzo mocno utrudnia jej wchodzenie w relacje z innymi ludźmi – jej mama odbywa karę pozbawienia wolności.

Dziewczyna bojąc się odrzucenia i wytykania palcami ze strony otoczenia nie mówi nikomu o swojej trudnej sytuacji. Tylko Ciocia nazywana przez bohaterkę Madrugą (drugą mamą), która wychowuje Ruby wie o ich rodzinnym dramacie.

Książka Nory Raleigh Baskin jest przejmującą opowieścią o dorastaniu w cieniu traumatycznych doświadczeń. Jest to również opowieść o miłości na linii matka - córka wbrew wszelkim przeciwnościom. Autorka ukazując przeżycia Ruby mówi o tęsknocie, potrzebie bycia akceptowanym i posiadania zaufanej osoby, które każdy z nas w sobie nosi.

Powieść ta jest swego rodzaju studium wewnętrznych rozterek oraz psychoemocjonalnej burzy, z jakimi zmaga się dorastający człowiek. Aby dosadnie zobrazować swój przekaz autorka stawia swoją bohaterkę w bardzo trudnym, wręcz ekstremalnym dla dziecka/nastolatka położeniu.

Autorka decydując się na narrację pierwszoosobową położyła bardzo duży nacisk na to, aby jak najlepiej oddać wszystko to, co dzieje się we wnętrzu Ruby. Jej smutek, osamotnienie, poczucie zagubienia i wyizolowania oraz wiele innych odczuć, emocji i przemyśleń, jakie stale jej towarzyszą.

Jeśli chcecie przekonać się czy dziewczyna odnajdzie w końcu swój azyl i usłyszeć jej trudną, ale jednak tchnącą nadzieją historię to zapoznajcie się z tą publikacją. Myślę, że warto podzielić się nią również z młodszymi odbiorcami, (12+), ponieważ moim zdaniem jest to wartościowa powieść, która niesie w sobie istotny przekaz, a jednocześnie napisana została przystępnym i zrozumiałym językiem.

Dodam jeszcze, iż powieść ta ukazała się w serii Biała Plama.

czwartek, 19 grudnia 2019

40 godzin - dużo czy mało?


Niniejsza książka pojawiła się na rynku wydawniczym już jakiś czas temu, bo roku 2017 w serii Gorzka Czekolada ukazującej się pod szyldem Wydawnictwa Media Rodzina.

„40 godzin” to historia, której głównym bohaterem jest Faris Iskander. Zawieszony w czynnościach funkcjonariusz niemieckiej policji. Pewnego dnia od nieznanego nadawcy otrzymuje on e-mail z tajemniczym filmem przedstawiającym ukrzyżowanego mężczyznę. Dowiaduje się również, iż ma zaledwie 40 godzin na to, by go odnaleźć i ocalić życie ukrzyżowanemu, a także mieszkańcom Berlina.

W taki oto sposób rozpoczyna się mrożąca krew w żyłach gra z niebezpiecznym psychopatą oraz wyścig z czasem, bo przecież zegar wciąż tyka…

Kathrin Lange stworzyła misterną i niesamowicie wciągającą powieść kryminalną z jednej strony osadzając ją w realiach religijnych napięć i coraz powszechniejszych niestety zamachów terrorystycznych. Z drugiej strony natomiast okraszając ją skomplikowanymi pod względem psychiczno-emocjonalnym postaciami, które mają za sobą traumatyczne przejścia.

Tropienie zamachowca, który na różne sposoby myli tropy przypomina zabawę w ciuciubabkę. Iskander i jego współpracownicy czują się coraz bardziej osaczeni i zagubieni w gąszczu mylnych poszlak, jednak, mimo, iż w Berlinie, gdzie akurat trwają Ekumeniczne Dni Kościoła dochodzi do kolejnych wybuchów i są następne ofiary nasi śledczy się nie poddają.

Oprócz historii sensacyjnej jest to również według mnie opowieść mocno psychologiczna, ponieważ już sama postać niemieckiego policjanta mającego egipskie korzenie i będącego, co prawda niepraktykującym, ale jednak muzułmaninem budzić może różnorodne odczucia w jego otoczeniu. Fakt ten z całą pewnością nie jest bez znaczenia dla samego Iskandera i wywołuje w nim całą gamę emocji, zwłaszcza w kontekście wielu ekstremalnych sytuacji, w których zmuszony jest się odnajdywać i podejmować działania w celu ujęcia terrorysty.

Kathrin Lange uchyla też przed czytelnikami drzwi do psychopatycznej osobowości zamachowca. Zimnego, wyrachowanego osobnika, który bez najmniejszych skrupułów stawia swoje chore ultimatum.

Autorka prowadzi nas bardzo krętymi drogami do finału wyścigu z kurczącym się czasem. Czy Farisowi uda się w określonym czasie odnaleźć mężczyznę na krzyżu, czy też Berlin stanie jednak w ogniu?

Jeśli macie ochotę przeczytać dobrą powieść kryminalną, w której główny bohater z zagmatwaną i nie łatwą przeszłością próbuje zmierzyć się z wyrachowanym psychopatą, rozwiązując przy tym bardzo wiele zagadek rzucanych mu wciąż niczym przysłowiowe kłody pod nogi to koniecznie zanurzcie się w lekturę odliczając razem z Farisem Iskanderem tytułowe „40 godzin”. 

Dodam jeszcze, że w roku 2018 pojawiła się druga odsłona cyklu o Farisie Iskanderze, która nosi tytuł „Detonator”. Niestety nie czytałam tej książki, ale mam nadzieję, że kiedyś to nadrobię.

środa, 18 grudnia 2019

"Żyd nie miał prawa żyć". Tak było...


Małgorzata i Michał Kuźmińscy są autorami kilku książek, mają również swój udział w dwóch antologiach kryminalnych Opowiem Ci o zbrodni (Tom 1, Tom 2) oraz w programie telewizyjnym o tym samym tytule realizowanym przez Crime+Investigation Polsat.

Dzisiaj jednak chciałabym przybliżyć Wam książkę, która ukazała się w serii Ślady zbrodni. Tym razem jest to czwarty tom cyklu etnokryminałów, których głównymi bohaterami są antropolog Anna Serafin i dziennikarz Sebastian Strzygoń. Rozwikłują oni różnego rodzaju zagadki w różnych regionach Polski, poprzez co niejako zaglądają do wnętrza kilku grup etnicznych pokazując nam realia ich funkcjonowania – to taka odrobina wstępu w kwestii w/w cyklu, a teraz powoli wracamy do „Mary”, czyli historii, którą chcę Wam dziś zaprezentować.

Na początek warto zaznaczyć, że, mimo, iż jak już wcześniej wspomniałam jest to czwarty tom cyklu można zacząć lekturę właśnie od tej części, gdyż nie będziemy przez to czuć się zbytnio zagubieni w fabule całości. Dzieje się tak, dlatego, iż każda część dotyczy odrębnej sprawy i jest zamkniętą historią. Chociaż w opowieści oczywiście można znaleźć nawiązania do poprzednich tomów to są one na tyle nie nachalne, iż w ogóle nie burzą spójności czytania. Ja sama jestem najlepszym przykładem na to, że śmiało możecie rozpocząć czytanie tego cyklu od „Mary”, gdyż tak właśnie zrobiłam, a stało się to ze względu na fakt, że akcja dzieje się blisko moich rodzinnych stron tj. w Dąbrowie Tarnowskiej.

A zatem do rzeczy - gdy na terenie posesji należącej do siostry, a wcześniej dziadków, Sebastiana Strzygonia odnalezione zostają ludzkie kości niewiadomego pochodzenia, a jedyne, co o nich wiadomo to, że należały do kobiety. W Dąbrowie zaczyna wrzeć… A kiedy dodatkowo w bardzo dziwnych (choć na pierwszy rzut oka dosyć prozaicznych) okolicznościach ginie jeden ze znanych i niezbyt lubianych mieszkańców miejscowości – Władysław Wężyk - akcja jeszcze mocniej nabiera tempa…

Tym razem Małgorzata i Michał Kuźmińscy podjęli bardzo trudny, często będący przemilczanym temat relacji polsko – żydowskich w świetle Judenjagd, czyli tzw. polowania na Żydów. Opowieść, którą roztaczają przed czytelnikami jest niezwykle misterną konstrukcją zawierającą w sobie nie tylko prokuratorskie śledztwo dotyczące odnalezionych szczątków oraz zagadkowego wypadku na obrzeżach Dąbrowy, które to wydarzenia pociągają za sobą kolejne zawiłości. Jest to również etnokryminał zanurzający się w traumatyczną i bolesną historię Żydów i ich eksterminacji oraz mówiący o roli, jaką odegrali w tym, nie koniecznie z własnej woli, Polacy.

„Mara”, chociaż jest etnokryminałem dotyka również bardzo mocno istoty rodzinnych relacji oraz niebagatelnej ważności i wciąż palącej potrzeby przekazywania faktów historycznych z pokolenia na pokolenie. Traktuje też o poszukiwaniu własnej tożsamości, borykaniu się z niewiedzą o tym, co wydarzyło się w minionych czasach oraz o konieczności uświadamiania sobie wciąż na nowo tego, że przeszłość upomina się o sprawiedliwość w teraźniejszości czy tego chcemy czy nie…

Gratuluję autorom pomysłu na ten etnokryminał i podziwiam za ogromny research, którego z całą pewnością musieli dokonać, aby ta historia wybrzmiała w taki właśnie sposób.

Jeśli chcecie dowiedzieć się, do kogo należały odkryte kości oraz czy faktycznie była to ofiara Judenjagd? Czy wypadek na peryferiach Dąbrowy rzeczywiście był wypadkiem? I co tak naprawdę oznacza tytułowa „Mara” to zachęcam Was bardzo do sięgnięcia po niniejszą książkę. 

Sama z pewnością również przeczytam poprzednie części, aby zapoznać się z perypetiami innych grup etnicznych, do których wnętrza w pewnym stopniu udało się zajrzeć Ance i Bastionowi, tym bardziej, że posiadam te pozycje w mojej domowej biblioteczce, a póki co gorąco polecam Wam przeczytanie „Mary”. 

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 16 grudnia 2019

"Historia to świadek dziejów, źródło prawdy, życia, pamięci, mistrzyni życia, piastunka przeszłości i zwiastunka przyszłości." - Tytus Liwiusz


Z twórczością Stefana Turschmida miałam już styczność przy okazji dwóch innych jego powieści, były nimi: „Mrok i mgła” oraz „Cień Lucyfera”. Tym razem w moje ręce trafił „Tancerz”.

Jest to opowieść niewielka objętościowo, gdyż liczy niespełna 140 stron. Autor bardzo zgrabnie połączył w niej literacką fikcję z wydarzeniami historycznymi, które rzeczywiście miały miejsce.

Głównym bohaterem, a zarazem narratorem jest Andriej Wyszyński, który przez jakiś czas był bliskim współpracownikiem Stalina, a także oskarżycielem w procesach pokazowych, w których skazał on na śmierć wielu niewinnych ludzi.

Pewnego dnia u Wyszyńskiego pojawia się dziennikarz Jurij Sizow twierdząc, że chciałby napisać jego biografię, w tym celu przez kilka dni spotykają się oni na rozmowach mających stanowić materiał do książki. Do owych rozmów dołącza w pewnym momencie również piękna i elokwentna asystentka Sizowa…

W ten oto sposób poznajemy dzieciństwo, młodość, wchodzenie w dorosłość i coraz późniejsze lata życia oraz działalności Andrieja Wyszyńskiego. Na jaw wychodzą jego ciemne sprawki, prowokacje i rozmaite intrygi mające pomóc mu utrzymywać się możliwie jak najdłużej na piedestale.

Autor nakreślił bardzo wyrazistą opowieść o mechanizmach władzy, w której istota ludzka będąca jedynie niewielkim trybikiem w ogromnej machinie stopniowo zatraca swoje człowieczeństwo w imię posiadania przez chwilę daleko idących wpływów, pozycji społeczno – ekonomicznej, etc.

Według mnie jest to opowieść wielopłaszczyznowa, gdyż można się w niej doszukać elementów nie tylko historycznych i politycznych, lecz również mocno psychologicznych, a w niektórych fragmentach także wątków sensacyjnych.

„Tancerz” to z całą pewnością pozycja nietuzinkowa, w której bohaterowie, jak sami przekonacie się w toku lektury, mają wiele twarzy i przybierają różnorodne maski w zależności od tego, w jaki sposób i w jakim świetle chcą być widziani.

Zakończenie natomiast rzuca dodatkowe światło na wcześniejszy nurt tej opowieści.
Książka ta będzie z pewnością interesującą lekturą dla miłośników łączenia historii z fikcją literacką, którzy ponad to cenią sobie wyraziste postacie oraz misternie odmalowane słowem zawiłości i koneksje w kręgach władzy. Oprócz w/w walorów na kartach „Tancerza” znajdą coś dla siebie również Ci, którzy zainteresowani są losami jednostki ludzkiej w kontekście szeroko zakrojonego instrumentarium ustrojowego oraz uwarunkowań historycznych.

piątek, 13 grudnia 2019

"Najlepsze dopiero przed nami, świat dobry jak dobry sen..."


Pod koniec października swoją działalność na rynku wydawniczym rozpoczęła Oficyna Wydawnicza Silver. Jej pierwszą propozycją dla czytelniczek w, jak piszą sami o sobie, srebrnym wieku, ale rzecz jasna nie tylko jest książka autorstwa Marii i Liliany Fabisińskich pod obiecującym tytułem „Warto poczekać”.

W swojej opowieści autorki ukazują losy Doroty, która będąc w wieku 50+ nagle traci ukochaną pracę. Gdy tak się dzieje czuje się zdruzgotana i zagubiona w całkowicie nowej dla niej rzeczywistości, jednakże jak dowiadujemy się w toku lektury jej frustracja i niemożność znalezienia nowej pracy stopniowo ukierunkowują ją na powrót do swojej pasji, czyli prowadzenia szklarni, o którą kiedyś dbał jej ojciec, a która od zawsze ją zachwycała. Odświeżenie tej fascynacji okaże się dla Doroty nowym i zupełnie zaskakującym otwarciem, ale o tym dowiecie się więcej z kart książki.

Oprócz głównej bohaterki poznajemy również jej przyjaciółki, są to kobiety o różnych charakterach i odmiennym temperamencie, a mimo to doskonale się uzupełniają. Sytuacje, w których stawiane są kobiety w tej książce tak naprawdę mogą wydarzyć się teraz lub w przyszłości każdej z nas. Dlatego też niezmiernie łatwo jest utożsamić się z bardzo wyraziście nakreślonymi postaciami, ich radościami i smutkami oraz zmaganiami z codziennością. Refleksje, emocje i odczucia, które stają się ich udziałem również z całą pewnością nie są obce wielu z nas.

Jest to opowieść o tym, że w gruncie rzeczy najlepsze dopiero przed nami, a życiowe zmiany, chociaż bywają wymuszone przez zawiłe koleje losu i wymagają od nas sporej wewnętrznej odwagi mogą też przynieść ze sobą bardzo wiele dobrych i zaskakująco pozytywnych doświadczeń. Wystarczy tylko obudzić w sobie głęboko skrywane marzenia i pragnienia, a potem stopniowo krok po kroku zacząć je realizować, ale również pozwolić sobie w tym pomóc.

Autorki w „Warto poczekać” poruszają nie tylko temat odnajdywania się na nowo po różnego rodzaju zakrętach losu, wartości kobiecej przyjaźni, ale również relacji rodzinnych, które bywają trudne, zagmatwane i jak się okazuje niekiedy również bardzo nieoczywiste.

Pozycja ta ma wiele atutów, poczynając od zawartej w niej tematyki, poprzez lekkie, ale w żadnym razie nie przesadnie ckliwe pióro autorek, aż po dużą i wygodną czcionkę, która z pewnością poszerzy potencjalne grono jej odbiorców.

Na koniec dodam jeszcze, iż wiosną 2020 ma ukazać się ciąg dalszy losów bohaterek, z którymi już zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. A tych, którzy dopiero chcieliby je poznać zachęcam do zakupu niniejszej pozycji na stronie:  http://silverow.pl

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 12 grudnia 2019

"Pragnę by świat zrozumiał, że prawdziwymi bohaterami nie zawsze są ci, stawiani na cokołach..."


Literatury o tematyce obozowej jest na rynku wydawniczym całkiem sporo, jednakże najnowsza książka autorstwa Niny Majewskiej – Brown przykuła moją uwagę z dwóch powodów; pierwszym z nich była jej wymowna okładka, a drugim fakt, iż historia ta toczy się częściowo w moim rodzinnym mieście, gdzie główna bohaterka Stefania Stawowy uczęszczała do Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum Sióstr Urszulanek.

Historię Stefanii poznajemy dzięki wspomnieniom jednej z jej córek – Ewy. Jak można się więc tego spodziewać jest to książka przepełniona emocjami i całą gamą różnorodnych odczuć i refleksji. Stefania, jako młoda kobieta wychodzi za mąż za Floriana, który głęboko i zazwyczaj nie zważając na bezpieczeństwo swoich najbliższych bardzo mocno angażuje się w działalność partyzancką. W efekcie tych działań jego żona trafia do Auschwitz, jako więzień polityczny zamiast niego.

W brutalną opowieść o obozowym życiu i wszystkich jego realiach wpleciony został również wątek uczuciowy, gdy na drodze Stefanii staje młody Niemiec, Jurgen, który wbrew panującym okolicznościom staje się dla niej ostoją w pełnej strachu, niepewności i bólu rzeczywistości. Ich wspólna historia w sposób ogromnie obrazowy ukazuje, że tak, jak cytując „Medaliony” Zofii Nałkowskiej - "Ludzie ludziom zgotowali ten los" – tak też człowiek może stać się dla drugiego oparciem i pomocą w nawet najbardziej skrajnych okolicznościach i niezależnie od narodowości.

Rzecz jasna nie sposób oceniać, czy też kategoryzować wspomnień, dlatego też historia Stefanii powinna wybrzmieć w każdym potencjalnym odbiorcy według właściwego dla konkretnej jednostki klucza, na który składać się będą własne przeżycia oraz bagaż doświadczeń.

Książka „Tajemnica z Auschwitz” jest swoistym hołdem dla historii życia ogromnie zaradnej i dzielnej kobiety, która na skutek wyborów dokonanych przez męża mimowolnie stała się ofiarą wojennej zawieruchy, co odbiło się również na jej córkach.

Całości opowieści dopełnia wiele fotografii z prywatnego rodzinnego archiwum, co sprawia, że Stefania i jej losy stają się czytelnikowi jeszcze bliższe. I chociaż mamy to szczęście, że większość z nas nigdy nie doświadczyła okrucieństwa wojny i obozów koncentracyjnych (oby tak zostało już na zawsze…) dzięki wspólnej pracy Niny Majewskiej – Brown oraz Ewy Budniak czytelnicy mogą zapoznać się z opowieścią o życiu Stefanii Stawowy.

Na koniec dodam tylko, że Stefania przeżyła obóz, lecz faktem jest, iż do końca swojego życia zmagała się z wieloma dolegliwościami fizycznymi oraz psychiczną traumą, jaka stała się jej udziałem za sprawą dramatycznych przeżyć.

środa, 11 grudnia 2019

Magiczna opowieść z Akwitanią w tle.


Dorota Gąsiorowska znana jest z tworzenia opowieści niezwykle barwnych, plastycznych w swoim przekazie oraz nasyconych emocjami. Nie inaczej jest również w przypadku jej najnowszej książki „Niedokończona baśń”.

Główną bohaterką powieści jest Julia, która po tragicznej śmierci męża samotnie wychowuje ich pięcioletnią córeczkę Basię. Julii udaje się dostać pracę u jednej z jej ulubionych pisarek Susanne Benoit i tak właśnie zaczyna się intrygująca, a często też mocno zaskakująca znajomość, a zarazem przygoda dwóch diametralnie różnych kobiet oraz jednej małej, lecz ogromnie rezolutnej dziewczynki. Oczywiście w toku lektury do niniejszej historii dołączają także inne, wyraziste postacie, ale o nich przeczytacie już sami, gdyż nie ma powodu, abym psuła Wam przyjemność z czytania spojlerami.

Autorka w swojej bardzo ciepłej historii oprócz całej gamy uczuć i emocji, jakie towarzyszą perypetiom bohaterów rozsnuwa przed czytelnikami malownicze krajobrazy Akwitanii. W zapierającej dech w piersiach scenerii poznajemy zagmatwane losy bohaterów i odkrywamy mroczne tajemnice, które noszą oni głęboko w sobie.

W „Niedokończonej baśni” w sposób bardzo dobitny ukazany został fakt, iż życie nie znosi pustki, a człowiek, chociaż zwykle nie lubi zmian i raczej się ich obawia niż na nie czeka, jeśli tylko mimo wszystko wykaże się odwagą to prędzej czy później zostanie pozytywnie zaskoczony.

Na uwagę zasługują również mocno kontrastowe, a przez to jeszcze ciekawsze postacie kobiece, którym autorka w swojej książce daje spore pole do popisu. Ich perypetie bardzo często nieoczywiste uświadamiają czytelnikowi, iż życie pisze naprawdę najróżniejsze scenariusze, a to, jacy jesteśmy dzisiaj jest wypadkową całego dotychczasowego życia, a nie chwilowych kaprysów, czy też przysłowiowych much w nosie.

Jeśli chcecie dowiedzieć się, jaki sekret nosi w sobie niedokończony tekst sprzed wieków oraz jaki wpływ będzie to mieć na losy bohaterów tej historii to sięgnijcie koniecznie po tę wysmakowaną opowieść o uczuciach, emocjach, wewnętrznej odwadze oraz o tym, że zawsze warto podążać za marzeniami i głosem serca.

Czy Susanne, Julia, Basia oraz pozostali, których tu poznajemy znajdą w końcu swoje miejsce na ziemi, upragniony wewnętrzny spokój i harmonię oraz wszystko to, czego im w głębi dusz i serc potrzeba? Odpowiedzi na te oraz wiele innych pytań z całą pewnością znajdziecie zanurzając się w urokliwy świat „Niedokończonej baśni”.

Polecam.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 5 grudnia 2019

Każda maska, którą przywdziewamy, jest - bądź też wkrótce się stanie - częścią naszej twarzy.


Krystyna Śmigielska w swoim sporym już dorobku literackim posiada książki przeznaczone dla bardzo szerokiego grona osób – od najmłodszych czytelników, poprzez młodzież, aż do dorosłych odbiorców.

Jeśli chodzi o mnie to miałam okazję zapoznać się jak dotąd z trzema jej powieściami, z których jedną, a zarazem najnowszą chciałabym Wam nieco przybliżyć, ale o tym za moment. Za mną już lektura „Kochanka pani Grawerskiej” oraz „Z twojej winy”, której miałam przyjemność patronować medialnie. Natomiast jesienią tego roku nakładem Wydawnictwa Bibliotekarium ukazała się najnowsza książka autorki, będąca jednocześnie pierwszą odsłoną serii Ukryte światy, a jest nią powieść o nietuzinkowym tytule „Pokurcz”. Już sam tytuł oraz bardzo symboliczna okładka, którą stanowi obraz autorstwa Dariusza Milińskiego zapowiadają intrygującą, wielopłaszczyznową i wielowątkową lekturę.

Autorka ukazuje nam losy dwóch przyjaciół Kacpra Rawicza i Włodzimierza Zambra. Śledzimy ich losy w dwóch przestrzeniach czasowych, z jednej strony są to niełatwe dzieciństwo i młodość, z drugiej natomiast obserwujemy ich teraźniejszość. Dwóch przyjaciół od kołyski, dwie przeciwstawne osobowości i charaktery oraz jeden zakład tworzą kanwę wciągającej opowieści dotykającej między innym tego, ile twarzy może mieć człowiek, dlaczego tak często przybieramy maski i co skłania nas do ich zmieniania pod wpływem sytuacji i okoliczności, w jakich się znajdujemy.

Książka ta jest opowieścią o ludzkim życiu z wszystkimi jego blaskami i cieniami, których autorka nie obawiała się obnażyć. Autorka w sposób bardzo wyrazisty nakreśliła portrety psychologiczne swoich postaci, a także misternie, a zarazem plastycznie opisała gejzer odczuć i emocji targający jednostką ludzką.

Jeśli macie ochotę poznać niebanalną historię ogromnie skrytego, a zarazem niesamowicie hipnotyzującego Kacpra Rawicza i odkryć jego prawdziwą twarz, ta powieść będzie dla Was nie lada gratką.

Publikacja ta, mimo iż nie jest pozycją łatwą ze względu na poruszane w niej bardzo różne często dramatyczne tematy oraz traumatyczne przeżycia i koleje losu bohaterów wciąga czytelnika już od pierwszych stron.

Życie Rawicza i Zambra choć nie jest poukładane, schludne i kolorowe, a wręcz przeciwnie nie daje się ot tak odłożyć czytelnikowi na półkę. Powieść, gdy już się ją zacznie po prostu musi zostać przeczytana do końca, a jej różnorodne echa w postaci wielu egzystencjalnych refleksji jeszcze bardzo długo powracają do odbiorcy.

Gorąco zachęcam Was do samodzielnego odkrycia oblicza, a może różnych oblicz, bo przecież każdy z nas interpretuje literacki przekaz inaczej, tytułowego „Pokurcza”.

środa, 4 grudnia 2019

Jedna chwila może uczynić życie nieprzewidywalnym.


U mnie jak zazwyczaj wysyp twórczości polskich autorów, więc i dzisiaj nie będzie inaczej :).
„Weź głęboki wdech” to jedna z najnowszych powieści Kasi Bulicz-Kasprzak. Autorka ukazała w niej losy Michaliny Zielińskiej, ambitnej i praktycznie całkowicie skupionej na swojej pracy doktorantce Instytutu Botaniki. Młoda kobieta mieszka z dwiema swoimi starszymi krewnymi – apodyktyczną matką oraz samotną ciotką.

Nasza bohaterka jest singielką i jak już wcześniej wspominałam całe jej życie oscyluje wokół pracy i zawodowych ambicji. Stan ten nieco ulega zmianie, gdy w Instytucie pojawia się młody, przystojny i głodny sukcesu Filip, który stopniowo, aczkolwiek bardzo skutecznie zaczyna „wygryzać” Michalinę z pozycji ulubienicy ich przełożonego – profesora Potoczkiewicza. Mimo tego, życie kobiety nadal toczy się utartym, monotonnym torem, wszystko to jednak do czasu, gdy profesor zostaje zastrzelony, a Michalina odnajduje jego zwłoki.

Fakt ten i zaistniałe wokół niego okoliczności uruchamiają lawinę wydarzeń, dzięki której akcja niniejszej książki nabiera tempa. Śledzimy perypetie Michaliny poprzetykane bardzo często ironiczno-sarkastycznym poczuciem humoru, jakie autorka postanowiła zaprezentować nam w tej powieści.

Chociaż jest to pozycja w dużej mierze opierająca się na wątku kryminalno-detektywistycznym to nie brakuje w niej również dużej dawki elementów psychologicznych, ponieważ Kasia Bulicz-Kasprzak w sposób niezwykle misterny uwikłała swoich bohaterów w mnóstwo intryg. Niejednokrotnie ukazała ich również czytelnikom w obliczu konieczności podejmowania trudnych decyzji, czy zmagania się z wewnętrznymi demonami, bo przecież każdy jakieś posiada.

Jeśli w tym grudniowym czasie macie ochotę na książkę nieszablonową, hipotetycznie z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, lecz także i taką, przy której nie zaczniecie zasypać już po kilku pierwszych stronach, ponieważ zawarty w niej humor i dreszczyk Wam na to zwyczajnie nie pozwolą to „Weź głęboki wdech” będzie według mnie bardzo dobrym wyborem.

Zwłaszcza, że pozorna lekkość tej opowieści, w swoim drugim dnie kryje w sobie sporo prawdy dotyczącej ludzkich zachowań i wyborów w kontekście różnorodnych, często niespodziewanych życiowych zawiłości, z którymi się stykamy. A jak wiadomo, życie nie jest czarno-białym schematem, więc i w tej opowieści nie wszystko jest tak oczywiste, jak mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. Jest to także opowieść o emocjach, często bardzo głęboko skrywanych, które i tak prędzej czy później dochodzą do głosu.

Zapraszam Was do zapoznania się z losami Michaliny, dowiedzcie się czy zastosuje się ona do nieprzemijającej rady swojej matki, która brzmi nieodmiennie: „Weź głęboki wdech, ściągnij łopatki i staw czoła rzeczywistości”.

wtorek, 3 grudnia 2019

Każdy ma gdzieś na ziemi swoje niebo...


Zdarza Wam się sięgać po debiuty literackie? Mnie owszem, więc gdy tylko zobaczyłam niezwykle ciepłą okładkę niniejszej książki oraz przeczytałam jej opis wiedziałam, że bardzo chętnie przeczytam „Pod naszym niebem” autorstwa Sylwii Kubik.

Akcja powieści toczy się w Brzozówce, małej wiosce na Powiślu, gdzie życie mieszkańców toczy się spokojnie i leniwie. Główną bohaterką powieści jest Karolina - szczęśliwa żona, spełniona mama dwóch córeczek, miejscowa nauczycielka oraz radna. Oprócz niej w książce poznajemy też jej przyjaciółkę Hanię, która dzieli swój czas między rodzinę, a szeroko zakrojone działania na rzecz lokalnej społeczności. Do wioski sprowadza się również wycofany i ogromnie skryty doktor Maciej, który z pewnych względów budzi nieufność Karoliny.

Autorka przedstawia nam jeszcze kilku innych interesujących na różne sposoby bohaterów, którym nadaje bardzo ludzkie rysy. Odmalowuje ona na kartach swej książki całą gamę różnorodnych postaci od życzliwych dla ludzi i świata, aż po apodyktyczne i wiecznie niezadowolone z życia osoby.

Według mnie na szczególną uwagę zasługuje wątek dotyczący Gabrysi, młodszej córeczki Karoliny, która urodziła się przedwcześnie i w związku z powyższym zmaga się z pewnymi niepełnosprawnościami. Nie przeszkadza jej to jednak żyć pełnią życia i docierać do ludzi, którzy przed innymi są szczelnie zamknięci w swoich skorupach.

Sylwia Kubik porusza w swojej książce bardzo wiele kwestii, są nimi między innymi relacje międzyludzkie zachodzące w małych społecznościach, rodzina, miłość, przyjaźń, niepełnosprawność dziecka oraz walka o jego życie i zdrowie, czy też tolerancja na szeroko rozumianą odmienność. Poprzez snutą przez siebie opowieść uświadamia czytelnikom, iż zmiany, choć często bardzo się ich boimy są ważne i potrzebne w naszym życiu. A co najważniejsze dopóki żyjemy to nigdy nie jest na nie zbyt późno.

W opowieść o Brzozówce i jej mieszkańcach wplecione zostały również wątki historyczne sięgające II Wojny Światowej, co nadaje całości jeszcze bardziej nietuzinkowy klimat.

Jeśli macie ochotę zanurzyć się w nastrojową gawędę osadzoną w pejzażach malowniczego Powiśla to koniecznie sięgnijcie po tę sympatyczną historię, w której bohaterach każdy, jeśli tylko zechce ma szansę odnaleźć cząstkę siebie i własnej codzienności.

Książkę czyta się dobrze i szybko, a z jej bohaterami łatwo się zaprzyjaźnić, chociaż niektórzy z nich potrafią niekiedy mocno działać na nerwy ;). Podobno powieść ta ma mieć swoją kontynuację, więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko na nią czekać, a Wam życzyć przyjemnej lektury „Pod naszym niebem”.

Dodam jeszcze, iż niniejsza książka wchodzi w skład serii Opowieści z Wiary.


* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *