czwartek, 24 grudnia 2020

Boże Narodzenie 2020

 

Kochani! Wszystkim czytelnikom, komentatorom i sympatykom mojego bloga przesyłam najcieplejsze świąteczno - noworoczne życzenia 💝💝💝

środa, 16 grudnia 2020

''I nawet jeśli ktoś w życiu nam przeszkodził, to nie wie, że być może zrobił nam przysługę ''.

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Elżbiety Ceglarek miało miejsce nieco ponad rok temu za sprawą książki „Facet z pocztówki”. Teraz przyszedł czas na lekturę kolejnej powieści pisarki, a wybór padł tym razem na tytuł „Moja asteroida”.

Poznajemy w niej trzydziestokilkuletnią stewardessę Zosię Pisarską, której życie właśnie wywraca się do góry nogami, gdyż dowiaduje się, że jej narzeczony Leon, który de facto pracuje jako pilot w tej samej, co nasza bohaterka flocie powietrznej, zdradził ją. Kobietę informuje o tym zdarzeniu jej szef Janek, który od dłuższego czasu ma na nią oko, mianując się jednocześnie przyjacielem Leona.

Śledzimy więc burzliwe losy Zosi i przystojnego pilota, który za wszelką cenę próbuje do niej wrócić. Nasza bohaterka jest totalnie zagubiona w tym, co się wokół niej dzieje zwłaszcza, jeśli chodzi o toksyczne relacje z byłym narzeczonym. Muszę uczciwie przyznać, że podczas lektury postawa Zosi wielokrotnie mnie bardzo mocno irytowała, ponieważ jej działania i wybory najczęściej przywoływały na myśl zasadę – myślę jedno, a robię dokładnie odwrotnie…

Gdy pewnego razu nasza bohaterka podupada na zdrowiu i finalnie ląduje w karetce pogotowia w jej życie wkracza sympatyczny lekarz Zbigniew, który zakochuje się w niej niemalże od pierwszej chwili. Jednak zagmatwana sytuacja z Leonem ciągle trwa i owocuje w dosłownie brzemienne skutki. Zosia miota się więc między dwoma mężczyznami i wieścią o bliźniaczej, w dodatku zagrożonej ciąży.

Napisana przez Elżbietę Ceglarek historia obyczajowa nie jest jednak jedynie ckliwym romansem. Pełno w niej niełatwych międzyludzkich relacji, różnorodnych emocji i zmagań z często pogmatwaną codziennością.

Mowa w niej o niepewności jutra, ale także walce o swoje marzenia. Znajdujemy jej kartach także bardzo różne oblicza miłości oraz przyjaźń, która można by rzec nie miała prawa się wydarzyć. Jest to historia o życiowych burzach i o tym, jak zmienia się człowiek i jego podejście do świata pod wpływem nabywanych doświadczeń.

Poznajcie perypetie Zofii Pisarskiej i przekonacie się sami czy uderzenie egzystencjalnej asteroidy ostatecznie ma szansę wyjść jej jednak na dobre?
 

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta * 

piątek, 11 grudnia 2020

Zajrzyjcie do surowego świata Ady i Evereda.

Proza, jaką serwuje czytelnikom Michael Crummey z całą pewnością nie należy do typowych. Podobnie rzecz ma się z najnowszą książką autora pt. „Bez winy”, która pojawiła się na rynku wydawniczym w drugiej połowie sierpnia bieżącego roku.

W powieści tej poznajemy losy 9-letniej Ady i 11-letniego Evereda, których oboje rodzice umierają na skutek szalejącej w ich zatoce choroby. W związku z tym rodzeństwo zostaje zupełnie samo na całkowicie odciętym od świata skrawku lądu znajdującym się na północnym wybrzeżu Nowej Fundlandii.

Okolica, w jakiej przyszło żyć bohaterom zieje pustką, chłodem i wszechogarniającą szarością, a nieco cieplejsze, letnie dni trwają tutaj bardzo krótko. Jedynym, co w miarę cyklicznie uświadamia im upływ czasu są odbywające się dwa razy w roku wizyty statku z zaopatrzeniem, który nosi bardzo wymowną nazwę „Nadzieja”. To właśnie one oraz rybołówstwo i mniej lub bardziej udane polowania, którymi na co dzień para się Evered pozwalają tej dwójce przetrwać w tak nieprzyjaznym dla człowieka środowisku.

Na przestrzeni lat towarzyszymy rodzeństwu w zmaganiach z otaczającą ich surową przyrodą, monotonną codziennością związaną z łowieniem i obrabianiem ryb oraz innymi troskami dnia codziennego. Borykają się oni również z gigantyczną samotnością, a także brakiem chociażby elementarnej wiedzy dotyczącej świata poza zatoką, której przecież nigdy nie opuścili. Po śmierci rodziców, a wcześniej także maleńkiej siostry, jedyną drogą, jaką Ada i Evered mogą zdobyć jakąkolwiek wiedzę o życiu, świecie i sobie samych jest ścieżka własnych doświadczeń.

Z czasem w hermetycznym otoczeniu rodzeństwa Bestów tymczasowo pojawiają się inni ludzie, którzy wnoszą do ich życia sporo wiedzy o totalnie nieznanym im dotąd świecie zewnętrznym. Jednakże każde pożegnanie z różnymi przybyszami generuje zawsze zwiększone poczucie pustki i osamotnienia coraz mocniej unaoczniając bohaterom fakt, iż jedynie brat/siostra to jednak zbyt mały do normalnego funkcjonowania mikroświat.

Autor skupił się bardzo mocno na przemianach dwojga wyraziście wykreowanych przez siebie postaci. W toku książki Ada i Evered wchodzą w wiek nastoletni, a jak wiadomo okres dojrzewania bywa dla młodego człowieka równie burzliwy, co niezrozumiały, a przez to w pewien sposób wręcz przerażający i chociaż różnorodne wspólne przeżycia cementują więź Ady i Evereda to skutki przemian zachodzących w nich w tym najburzliwszym dla nastolatków okresie kładą się także pewnym mrocznym i duszącym cieniem na ich wzajemnych relacjach. Nie zdradzę Wam jednak, jakie, zaskakujące dla nich samych, brzemię przyjdzie udźwignąć rodzeństwu, bo tego dowiecie się z kart książki.

Michael Crummey bardzo dobitnie pokazał, do czego może doprowadzić połączenie dziecięcej niewinności z wymuszonym okolicznościami i sytuacją życiową zacofaniem bohaterów. Należy bowiem pamiętać, że akcja „Bez winy” toczy się na przełomie XVIII i XIX wieku, co rzecz jasna nie jest w tym przypadku bez znaczenia.

Opowieść ta jest mocno psychologiczna i nasycona mnóstwem często nie do końca uświadomionych i niewypowiedzianych wprost uczuć oraz emocji. Jest to historia o dorastaniu i ludzkim dojrzewaniu na bardzo wielu jego poziomach. Wielowarstwowość tej niełatwej, acz niezwykle plastycznie i misternie napisanej prozy urzeka czytelnika połączeniem siły i subtelności przekazu oraz mnóstwem refleksji, jakie niesie ona ze sobą.

Zachęcam Was do współtowarzyszenia Adzie i Everedowi w ich trudnej codzienności oraz poznawaniu życia i samych siebie.

A jako ciekawostkę powiem Wam jeszcze, że w czerwcu 2016 roku miałam przyjemność uczestniczyć wraz z mężem w fantastycznym spotkaniu z Michaelem Crummey’em zorganizowanym przez Wydawnictwo Wiatr od Morza, w bardzo klimatycznej krakowskiej Księgarni Pod Globusem. Pamiątkę z tego wydarzenia stanowi m.in. to zdjęcie oraz autografy w posiadanych powieściach autora.


* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

środa, 9 grudnia 2020

"Istnieją metafory bardziej rzeczywiste niż ludzie chodzący po ulicy."

 

Od czasu, kiedy dzięki Internetowi świat stał się globalną wioską ludzie zaczęli poszukiwać w sieci właściwie wszystkiego. Poczynając od najprostszych informacji, drobnych zakupów czy rozrywki poprzez nowe samochody, mieszkania i zatrudnienie, aż po adeptów wspólnych pasji, nowych znajomych, a nawet życiowych partnerów.

Najnowsza książka Marcina Michała Wysockiego nosząca tytuł „# Portal randkowy” zawiera 8 inspirowanych prawdziwymi historiami opowieści. Autor pokazuje nam perypetie kilkunastu osób, zamieszkujących w różnych częściach Europy.

Śledząc losy bohaterów czytelnik czuje się tak, jakby obserwował z boku zawiązujące się i rozwijające wirtualne znajomości. Poznajemy różnorodne preferencje poszczególnych osób, ich motywacje i oczekiwania względem drugiego człowieka oraz wzajemnych relacji.

Opisane w niniejszej pozycji historie mają różny kaliber emocjonalny od zabawnych, poprzez w pewien sposób nostalgiczne, aż po te służące ku przestrodze, ponieważ jak wiadomo Internet jest pełen różnorodności w pozytywnym, ale także w negatywnym znaczeniu. Bardzo łatwo jest więc zakłamać w sieci rzeczywistość właściwie w każdym jej aspekcie lub wyretuszować swój wizerunek fizyczny czy charakterologiczny.

Bohaterowie ukazani w tym zbiorze stanowią bardzo szeroki przekrój pod wieloma względami, gdyż różnią się od siebie narodowością, miejscem zamieszkania/pochodzenia, statusem społecznym i materialnym, zgromadzonym bagażem doświadczeń etc. Łączy ich jednak fakt, że wszyscy poszukują relacji z drugim człowiekiem.

Chociaż relacje te są różnie definiowane dążenie do nich niezmiennie dowodzi faktu, iż człowiek jest istotą społeczną, która potrzebuje kochać i być kochaną oraz akceptowaną przez innych. Sieć internetowa sprawia, iż zacierają się granice państw i kontynentów, więc poniekąd niweluje się problem odległości między ludźmi, która dawniej najprawdopodobniej uniemożliwiłaby im wzajemne zapoznanie się.

Mało tego zawierane wirtualnie znajomości wyzwalają w człowieku swego rodzaju śmiałość i pewność siebie, których często może mu brakować w nawiązywaniu kontaktów w realnym świecie. Wyżej wspomniane predyspozycje wynikają najprawdopodobniej stąd, iż w wirtualnej rzeczywistości ujawniamy o sobie i swoich prywatnych światach jedynie tyle ile chcemy, a robimy to wyłącznie w taki sposób, w jaki sami odmalujemy wszystko własnymi elektronicznymi, czy telefonicznymi opowieściami.

Marcin Michał Wysocki pisze w sposób bardzo przystępny, co w żadnym razie nie spłyca poruszanej tematyki. Na przykładzie zamieszczonych w książce historii naświetla on również pułapki wirtualnych znajomości, których można na pierwszy rzut oka nie dostrzec dając się ponieść fali zafascynowania nowo poznanym człowiekiem.

„# Portal randkowy” jest pozycją, którą czyta się płynnie i dosyć szybko. Tematyka tej pozycji jest ogromnie aktualna zwłaszcza teraz, kiedy w pandemicznym czasie ok. 95% egzystencji wielu z nas toczy się właśnie w wirtualnym świecie.

Czy bohaterowie znajdą to, czego szukają? Jakimi ścieżkami powiedzie ich los i co jeszcze dołożą przy tym do swojego bagażu życiowych doświadczeń? Odpowiedź na te i sporo innych pytań znajdziecie na kartach tej publikacji, którą niewątpliwie polecam Waszej uwadze.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 7 grudnia 2020

"Dobre spojrzenie drugiego człowieka potrafi czasami więcej zdziałać niż krzepiące słowo."


Zdarzają się książki, które pomimo swojej stosunkowo niewielkiej objętości niosą w sobie bardzo wyrazisty przekaz oraz ogromny ładunek emocjonalny i tak właśnie jest w najnowszej publikacji autorstwa Sylwii Winnik noszącej tytuł „Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945”.

Książka rozpoczyna się od bardzo osobistego wstępu autorki, która uchyla przed czytelnikami furtkę pozwalającą zajrzeć do bardzo intymnych wspomnień i refleksji, dotyczącymi m.in. Świąt Bożego Narodzenia oraz związanych z tym okresem tradycji etc, jakimi Sylwia zdecydowała się z nami podzielić.

W pozycji tej znajdziemy także 10 różnych historii, które mają na celu przybliżyć odbiorcom, jak wyglądało Boże Narodzenie w czasie II Wojny Światowej. Retrospekcje te stanowią bardzo mocny kontrast w odniesieniu do tematu Świąt.

Boże Narodzenie kojarzy nam się bowiem z cudem narodzin, radością, rodzinnym ciepłem, obfitym stołem itd. Wszystkie te odczucia i wiele im podobnych są bardzo dalekie od uczuć i emocji przeżywanych przez człowieka podczas wojennej zawieruchy, której nieodłącznymi elementami są strach, chłód, głód, wycieńczenie, samotność etc.

Jednak jak przekonujemy się czytając wszystkie przejmujące opowieści zawarte w „Moc truchleje…” człowiek nosi w sobie niesamowitą i bardzo często nieuświadomioną umiejętność, która nawet w najtragiczniejszych okolicznościach pozwala mu przetrwać i stworzyć z najmniejszych dostępnych okruchów normalności takie Boże Narodzenie, które mimo wszystko tchnie w niego chociażby odrobinę nadziei i wiary w lepsze jutro.

Rozmówcy autorki podkreślają jak ważna jest bliskość pomiędzy ludźmi, pamięć o tych, których już nie ma, wierność tradycji oraz świadomość tego, że Boże Narodzenie, w takiej formie, jaka jest dziś naszym udziałem, było wręcz utopią dla ludzi, którzy przeżyli II Wojnę Światowo, okupację i wiele bolesnych zakrętów historii.

Wsłuchajmy się w przelane na papier głosy tych, którzy potrafili godnie przeżywać cud narodzenia nawet w najbardziej urągających istocie ludzkiej warunkach. Niech zbliżające się niebawem Boże Narodzenie będzie dla nas samych okazją do ponownego odkrycia prawdziwej wartości tego szczególnego czasu.

Doskonałym uzupełnieniem całej publikacji są zamieszczone w niej fotografie oraz przepisy świąteczne z czasów wojny.

Jeśli szukacie refleksyjnej lektury, przy której można zatrzymać się na dłużej i poczuć ducha i w gruncie rzeczy wcale niełączące się z dobrami materialnymi znaczenie zbliżających się Świąt to gorąco polecam Wam lekturę tego niezwykłego zbioru rozmów, dzięki którym można nabrać zupełnie innej perspektywy niż ta, którą mieliśmy do tej pory w odniesieniu do świętowania Bożego Narodzenia.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

piątek, 4 grudnia 2020

List napisany odręcznie... najpiękniejszy rodzaj szeptu jaki znam.

Małgorzata Kalicińska od wielu już lat gromadzi wokół swojej literatury coraz szersze grono czytelniczek, dzieje się tak zapewne, dlatego że powieści autorki są bardzo bliskie naszemu życiu i emocjom, które na co dzień przeżywamy, a jednocześnie na swój sposób różnorodne.

Najnowsza książka zatytułowana „Listy pisane atramentem, czyli rok z życia wdowca” to opowieść podana czytelnikowi w formie listów. Poznajemy w niej 70-letniego Stefana, który po śmierci żony czuje się nieco samotny, gdyż jego syn z rodziną mieszkają dosyć daleko.

Podczas rutynowej wizyty lekarskiej, na której okazuje się, iż nasz bohater fizycznie ma się świetnie odrobinę skarży się on sympatycznemu doktorowi, że coraz częściej zapomina drobne słowa etc. Receptą na odmianę tego stanu rzeczy ma być pisanie listów, do którego namawia Stefana jego zaprzyjaźniony medyk.

Starszy pan zastanawia się więc z kim mógłby korespondować i wpada na pomysł by pisać do swojej zmarłej jakiś czas temu żony, za którą nieustająco tęskni. Kupuje więc zeszyt, w którym ma zamiar pisać, a z szuflady wyjmuje ulubione pióro Marii.

W taki oto sposób poznajemy codzienność Stefana, jego wspomnienia i refleksje na temat różnorodnych życiowych zagadnień. Listy te są ciepłe, barwne, ale nie zanadto ckliwe ani patetyczne. Czytając je odbiorca czuje się tak, jakby uczestniczył w swoistej rozmowie dwojga ludzi, którzy spędzili ze sobą przysłowiowy kawał życia, chociaż oczywistym jest, że Maria nie może już odpowiedzieć.

W listowy pamiętnik Stefana wpisują się też losy jego nowego sąsiada Piotra, jego sympatii Pauliny i „starych”, chociaż właściwie nowo poznanych lokatorów pobliskiego domu – Marianny i Antoniego.

Jeśli komuś z Was przyszło do głowy, iż jest to książka o starości i samotności to jest on według mnie w sporym błędzie. Dla mnie perypetie Stefana są opowieścią o odkrywaniu nowych pasji, spełnianiu długo odkładanych marzeń i odnajdywaniu uroków życia w nieco starszym wieku, a także o integrowaniu się z innymi ludźmi, na co nigdy nie jest za późno.

Chociaż oczywiście nasz bohater miewa czasem gorsze dni, bo któż z nas ich nie ma, to postawa, jaką zaprezentowała na jego przykładzie autorka dobitnie ukazuje, że jeśli tylko jesteśmy na tyle zdrowi, aby być samodzielni to komfort naszego życia zależy w dużej mierze od nas samych i od tego czy sobie na niego pozwolimy, czy też postanowimy całkowicie zgnuśnieć tym samym uprzykrzając życie sobie i otoczeniu.

Powieść czytało mi się przyjemnie i szybko. A jedynym mankamentem była korekta książki, która niestety pozostawia sporo do życzenia i to trzeba uczciwie przyznać… Niemniej jednak, jeśli chodzi o tę publikację samą w sobie to jest ona sympatyczną odskocznią od dosyć ponurej ostatnimi czasy rzeczywistości.

Jeśli chcecie przeczytać coś niezbyt ciężkiego, a jednocześnie podanego w odrobinę nietypowej formie to sięgnijcie po najnowszą odsłonę twórczości tej znanej i lubianej autorki.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 3 grudnia 2020

"Kiedy zaprzeczamy naszym historiom, one nas definiują. Kiedy jesteśmy właścicielami naszych historii, możemy napisać nowe, odważne zakończenie." Brene Brown

Regina Brett już od kilku lat inspiruje polskich czytelników swoimi niezwykłymi książkami. We wrześniu bieżącego roku nakładem Wydawnictwa Insignis ukazała się według mnie najbardziej osobista publikacja autorki (spośród tych, które dotąd czytałam), która nosi tytuł „Trudna miłość. Mama i Ja”.

Regina dzieli się z czytelnikami swoimi najintymniejszymi wspomnieniami z dzieciństwa. Szczerze i otwarcie pisze o rodzinnych relacjach, które jak się dowiadujemy nie należały do łatwych.

Jak wskazuje już sam tytuł sporo miejsca w swojej opowieści autorka poświęciła ogromnie skomplikowanej więzi ze swoją mamą Mary, której to więzi w pewnym sensie wcale nie było… Regina Brett poprzez swoje retrospekcje pokazuje czytelnikom swoją krętą i wyboistą drogę, jaką przebyła, aby wybaczyć matce, a także samej sobie.

Jak zapewne się domyślacie życie w dużej rodzinie nie jest łatwe, a w drugiej połowie lat 50-tych (autorka przyszła na świat w roku 1956) opieka nad dziećmi i zajmowanie się gospodarstwem domowym spoczywało wyłącznie na barkach kobiety.

Mary Brett miała 11 dzieci, męża i dom do ogarnięcia. W związku z tak dużym obciążeniem psychofizycznym, każdy kolejny poród nasilał u niej depresję i sprawiał, że coraz bardziej zapadała się w sobie. Dlatego opieka nad młodszym rodzeństwem spadała na starsze dzieci, które na skutek zmagań Mary z życiem i samą sobą, w dzieciństwie miały deficyty emocjonalne, które w różnym stopniu rzutowały na ich późniejsze życie.

Autorka snując swoją opowieść porusza wiele tematów trudnych i bardzo bolesnych, gdyż książka ta jest dla niej samej formą autoterapii. Po wielu latach, różnych perypetiach oraz przy wsparciu specjalistów Regina uświadomiła sobie bowiem, iż aby pójść dalej trzeba przepracować trudne emocje i traumy, a tym samym w końcu zrzucić ich ciężar ze swych barków.

„Trudna miłość…” to słodko – gorzka opowieść o ludzkim zagubieniu, wielu różnorodnych emocjach i trudnych relacjach między najbliższymi. Wiele w niej wartych pochylenia się nad nimi życiowych refleksji. Pozycja ta jest głębokim świadectwem wybaczenia drugiemu człowiekowi, ale też samemu sobie. Autorka udowodniła, że można pokochać na nowo i zbudować niezwykłą relację nawet wtedy, gdy wydaje się, że wszystko jest już na zawsze stracone.

Zapraszam Was serdecznie do sięgnięcia po tę wielopoziomową jak ludzka egzystencja historię. Książka ta wzrusza, uczy pokory i pochylenia się nad życiem i człowiekiem. Pozycja ta jest w gruncie rzeczy optymistyczna, gdyż opowiada o budowaniu, mimo, że na przysłowiowych gruzach i dostrzeżcie, że trudne nie zawsze oznacza niemożliwe. Przy tej lekturze zdarzy Wam się z całą pewnością także rozbawiony uśmiech.

Aby dodatkowo uplastycznić swoje wspomnienia autorka podzieliła się z czytelnikami nie tylko słowem pisanym, ale także fotografiami ze swojego rodzinnego archiwum.

Polecam!

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 30 listopada 2020

Pasja, pasja, trzeba mieć pasję! … przetrwa ten, kto stworzył swój świat. - Artur Domosławski

„Gambit królowej” to jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam w bieżącym roku.  Opowiada ona o losach Elizabeth Hormon, ośmioletniej dziewczynki, która po tym, jak w wypadku ginie samotnie wychowująca ją matka, trafia do sierocińca.

Znany dziewczynce do tej pory świat nagle legnie w gruzach. Na skutek przeżytej traumy Beth cierpi na chroniczne bóle brzucha i ciągle nawracającą bezsenność, a jedynym, co w jakimkolwiek stopniu koi dolegliwości ośmiolatki są zielone pigułki podawane codziennie dzieciom w domu dziecka. Przez kilka lat pobytu w placówce Methuen dziewczynka coraz bardziej uzależnia się od wyżej wspomnianych medykamentów.

Jednak Beth poznaje nie tylko mroczną stronę życia w domu dziecka, zaprzyjaźnia się bowiem z tamtejszym woźnym, panem Shaibel’em, dzięki któremu odkrywa swój nieprzeciętny talent i fascynację szachami.

W toku lektury poznajemy dalsze losy Beth, która zostaje adoptowana, śledzimy również dalszy rozwój jej szachowej pasji i zachwycamy jej sukcesami, gdy wygrywa kolejne turnieje szachowe.

W rodzinie adopcyjnej, która pozostawia wiele do życzenia dziewczynka, a potem nastolatka jednak nadal boryka się ona z uzależnieniem od tabletek, a kiedy jest odrobinę starsza dochodzi także uzależnienie od alkoholu.  Mimo tego jej szachowa kariera nadal przebiega bardzo pozytywnie.

W książce czytelnik znajdzie także wiele opisów szachowych partii, które pomimo zawartej w nich fachowej terminologii nie przytłaczają, ani nie nużą odbiorcy. Autor ukazuje w niej świat, który w opisywanych czasach zdominowany jest przez mężczyzn, a Rosja jest szachową potęgą zdawać by się mogło nie do obalenia… ale czy na pewno?

Historia Beth to opowieść o dziewczęcym geniuszu, ale również o bezbrzeżnej samotności i bardzo głęboko skrywanej potrzebie miłości. Walter Tevis oddał w ręce czytelników opowieść niezwykle plastyczną, w której w sposób subtelny, a jednocześnie bardzo czytelny ukazał sinusoidę ludzkiego życia. Zmagania wybitnej szachistki z własnymi słabościami, nie zawsze łatwą codziennością i nałogami oraz historia ogromnej pasji, talentu i swego rodzaju walki o prawa kobiet w patriarchalnym świecie porywają czytelnika w wartki wir wydarzeń.

W ramach ciekawostki (jak być może już wiecie) dodam jeszcze, że na podstawie tej powieści powstał też serial o tym samym tytule, który jest już dostępny na platformie Netflix.  

Jeśli szukacie wciągającej opowieści to bardzo polecam Wam „Gambit królowej”.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

piątek, 27 listopada 2020

"Książka to najlepszy przyjaciel człowieka, a biblioteka to świątynia jego myśli."

Jeśli czytujecie reportaże to pozycja, z którą dzisiaj do Was przychodzę na pewno Was zainteresuje. Książka nosi tytuł „Biblioteka w oblężonym mieście. O wojnie w Syrii i odzyskanej nadziei”, a jej autorem jest Mike Thomson, korespondent stacji BBC.

Wojna w Syrii od wielu lat zbiera śmiertelne żniwo i choć mogłoby się wydawać, że wśród rozlewu krwi, głodu, strachu, karabinowych salw i świstu spadających bomb nie ma miejsca na literaturę mieszkańcy niewielkiej Darajji (miejscowość ta leży koło Damaszku) udowodnili, że jest inaczej.

Właśnie o tej niesamowitej, oddolnej inicjatywie opowiada Mike Thomson. Ludzie opisani w tej książce są istotami z krwi i kości, a ocalane przez nich niemal każdego dnia z narażeniem życia tomy i podziemna biblioteka, jaką stworzyli stanowią dla nich wszystkich nie tylko odskocznię i wytchnienie od wojennej zawieruchy, ale również furtkę do kontynuowania przerwanej najczęściej nagle edukacji.

Autor prowadzi rozmowy (jeśli oczywiście jest to możliwe) z mieszkańcami oblężonego miasteczka poprzez komunikatory internetowe lub wiadomości sms, gdyż on sam fizycznie przebywa w Anglii. Przez to jeszcze bardziej uwidoczniony i skłaniający czytelnika do refleksji staje się dysonans pomiędzy stosunkowo spokojnym i dostatnim życiem w Europie, a codziennością nękanej konfliktem zbrojnym ludności syryjskiej.

Przejmujące opowieści i wstrząsające relacje rozmówców M. Thomsona z jednej strony stanowią wołanie do świata o pomoc i dostrzeżenie tego, co dzieje się w ogarniętej wojną Syrii, z drugiej natomiast są niesamowitym świadectwem tego, iż człowiek może pozostać pełen pasji, marzeń oraz dążenia do lepszego jutra nawet w najbardziej skrajnych warunkach. Musi tylko (i aż) posiadać coś, co psychicznie i emocjonalnie trzyma go przy życiu – takim miejscem dla mieszkańców Darajji stała się właśnie biblioteka.

Interlokutorzy autora są w różnym wieku, różnej płci, profesji etc, dzięki czemu czytelnik otrzymuje szeroki przekrój tamtejszego społeczeństwa, przez co tym dobitniej ma szansę uświadomić sobie, jakim skarbem, przez nas wciąż często niedocenianym, są dla tych ludzi książki i w miarę bezpieczne miejsce, w którym spokojnie mogą oddawać się lekturze.

Z reportażu można dowiedzieć się bardzo wiele o samym konflikcie w Syrii oraz o reakcjach, a w zasadzie ich braku, pozostałej części świata na to, co się tam dzieje.  Codzienność tamtejszych mieszkańców jest okrutna, a ich osamotnienie i brak pomocy z zewnątrz przerażają. Książka ta, chociaż nie jest łatwa w odbiorze jest według mnie warta tego, aby poświęcić jej swój czas.

Czy zechcecie usłyszeć głosy mieszkańców oblężonego miasta, zapoznać się z ich losami oraz historią powstania i działalności niezwykłej biblioteki? Jeśli Wasza odpowiedź brzmi tak, to nie przechodźcie obojętnie obok tej książki.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 26 listopada 2020

Drugi powiew Wiatru ze wschodu.

Maria Paszyńska ponownie udowodniła, jak wysoko stawia poprzeczkę wykreowanym przez siebie bohaterom po raz kolejny osadzając ich w niesamowicie opisanej historii.

Anastazję, Borysa, Kazimierza i doktora Kirsanowa poznaliśmy już w opowieści „Czas białych nocy”, czyli pierwszej części cyklu Wiatr ze wschodu. We wrześniu w ręce czytelników trafiła druga odsłona tego cyklu, która nosi tytuł „Stalowe niebo” i to właśnie o niej chcę Wam dziś opowiedzieć.

Autorka zabiera nas do roku 1920. Anastazja po odbyciu kary więzienia po raz kolejny wraca do Petersburga, gdzie zapanowała bolszewicka codzienność. Młoda kobieta, aby zapomnieć o ukochanym rzuca się w wir pracy w miejscowym szpitalu. Pomocą na wszelkich możliwych polach służy jej nie kto inny, jak stary doktor Kirsanow, który proponuje Nuti pewien korzystny dla nich obojga układ.

Tym czasem Kaza po powrocie z wojny wpada w coraz głębszą depresję myśląc, że Anastazja go opuściła. Borys utrzymuje przyjaciela w tym przekonaniu nie zdradzając mu, co wie o losie przyrodniej siostry…

Jak więc widzicie los rozdzielił zakochanych, ale jak też zapewne się domyślacie w myśl powiedzenia, że góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem zawsze ich ścieżki w końcu znów się przetną, lecz stanie się to zupełnie niespodziewanie dla nich obojga i będzie mieć miejsce w ogromnie skomplikowanych okolicznościach.

Maria Paszyńska jest mistrzynią we wplataniu ludzkich losów w wielką historię oraz różnorodne społeczno-ustrojowe przemiany i tak jest również w najnowszej powieści. Na tle wydarzeń historycznych przyglądamy się perypetiom zwykłych ludzi, ich marzeniom, poszukiwaniu swojego miejsca w otaczającej rzeczywistości i targającymi nimi różnorodnymi emocjami.

Jest to książka o miłości, pragnieniu samorozwoju, przyjaźni, która darowuje drugiemu człowiekowi bardzo wiele, ale również ukazana została w niej ogromna samotność, poczucie zagubienia i rozczarowania, czy nieudolne próby radzenia sobie z tęsknotą. Niektórym bohaterom „Stalowego nieba” nieobce są też zawiść i zazdrość oraz dbanie tylko o własne interesy, za każdą właściwie cenę.

Autorka stworzyła następną porywającą opowieść, która swoim klimatem pochłania czytelnika od pierwszej do ostatniej strony.

Przekonajcie się sami, co wydarzyło się pod „Stalowym niebem”, a właściwie na jego kartach.

Ze swojej strony gorąco polecam Wam tę książkę, gdyż czyta się ją jednym tchem, a dzieje bohaterów elektryzują, prowokują do refleksji, wzruszają, a niekiedy wywołują uśmiech na twarzy czytającego.

Sama czekam z niecierpliwością na kolejną część tego niesamowitego cyklu.


* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

środa, 25 listopada 2020

"Klaps to relikt czasów, w których nikt nie zajmował się problemami molestowania, szacunku wobec dzieci ani przemocy."

Są książki, które nie sposób oceniać i pozycja, którą chcę Wam dziś przedstawić z całą pewnością do takich należy. W pierwszej połowie października nakładem Wydawnictwa Replika ukazała się wstrząsająca, autobiograficzna historia autorstwa Laury Priestess.

Autorka w dzieciństwie i wieku nastoletnim doznała przemocy ze strony ojca, który karał ją klapsami, co odcisnęło się na życiu kobiety ogromnym piętnem, z którym zmaga się ona do dnia dzisiejszego. 

„Jedenaste nie dotykaj” to opowieść Laury, mająca na celu z jednej strony swego rodzaju rozliczenie się z traumami przeszłości i wyrzuceniu ich z siebie poprzez przelanie ich na papier, natomiast z drugiej uświadomienie odbiorcy, jak wielki i niestety negatywny wpływ na małego człowieka mogą wywrzeć niewinne według niektórych klapsy.

W książce zawartych zostało bardzo dużo odniesień do wielu źródeł i literatury naukowej dotyczących tzw. flagellacji, kilka słów dotyczących niniejszego terminu znajdziecie tutaj: https://slowodnia.com/2012/06/18/flagelacja/.

Jak zapewne się domyślacie nie jest to lektura ani łatwa, ani przyjemna. Ogrom w niej smutku, bólu, zagubienia, żalu, autodestrukcyjnych myśli i zachowań oraz zawodu w odniesieniu  zarówno do życia, jak też dziecka/nastolatki do osób dorosłych.

Kolejne rozdziały anonsują niesamowicie obrazoburcze czarno-białe rysunki autorstwa Izy Szewczyk, które nadają jeszcze mocniejszego wyrazu temu, co autorka przekazuje słowami.

Opowieść narratorki jest w moich oczach bardzo ważna i potrzebna, aby przełamać lub chociaż częściowo naruszyć tabu, jakim z całą pewnością nadal są kary cielesne. Jedynym, co niejako dodatkowo utrudniało mi lekturę tej książki jest bardzo duża ilość powtórzeń wielu kwestii, którą stosuje autorka.

Przypuszczam, że miało to służyć podkreśleniu wagi poruszanych tematów, jak również metaforycznemu zrzuceniu ciężaru dźwiganego latami na swoich barkach przez Laurę Priestess. Niemniej jednak tak duża liczba tychże powtórzeń sprawiła, iż lektura szła mi niestety tym bardziej mozolnie…

Autorka na własnym przykładzie ukazuje bardzo wyraźnie psychofizyczny oraz emocjonalny portret osoby od najmłodszych lat borykającej się z doznanymi na bardzo wielu polach okaleczeniami, które próbuje udźwignąć, a że jest bezbrzeżnie samotna, a co za tym idzie nie jest w stanie temu zadaniu podołać coraz bardziej zapada się w sobie.

To, co wydarzyło się w życiu kobiety na zawsze pozostawiło w niej niezatarty ślad… Próby wyjścia na prostą to proces trwający latami, który chyba nigdy nie zostanie definitywnie zakończony, ponieważ upiory przeszłości dają o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach, choć aktualnie nieco mniej niż kiedyś…

Gratuluję Laurze Priestess odwagi i wewnętrznej siły, jakimi niewątpliwie musiała się wykazać, aby zmierzyć się z demonami dzieciństwa i młodości, które tak naprawdę pozostały z nią na całe życie. Mam nadzieję, że poprzez przelanie swej historii na papier udało jej się je, chociaż trochę okiełznać.

Nie jest to książka dla każdego, jeśli jednak osoby dorosłe zdecydują się po nią sięgnąć to może ona otworzyć im oczy na to, jak bardzo może zmienić się na zawsze życie i psychika małego/młodego człowieka, gdy staje się on bezwolną ofiarą z pozoru wychowawczych, a przez to często uważanych za nieszkodliwe klapsów.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 23 listopada 2020

"Znów poczujesz życia smak, przyjaciele po to są..."

 

Jeśli znacie książkę „Warto poczekać” autorstwa Liliany i Marii Fabisińskich (jeśli jeszcze nie czytaliście to polecam) to dzisiaj przychodzę do Was z kilkoma zdaniami na temat kontynuacji tamtej historii, a nosi ona tytuł „Jeszcze chwilę”.

Ponownie spotykamy się z trzema przyjaciółkami: Dorotą, Jagodą i Hanią. Tym razem jednak autorki postanowiły skupić się na Jagodzie i przybliżyć czytelniczkom jej perypetie.

Jagoda jest osobą bardzo przedsiębiorczą, prowadzi własną firmę budowlaną i jest szczęśliwa ze swoim mężem – Miszą. Jednak na tym wydawać by się mogło sielskim obrazie są również rysy, a dokładniej rzecz ujmując są nimi ogromnie trudne relacje na linii matka Jagody Antonina – Jagoda – córka Jagody Natasza. Komplikacje w tych, jakże ważnych dla każdego człowieka więziach nieustająco kładą się cieniem na życiu naszej bohaterki. Co takiego spowodowało tak ogromny rozdźwięk w tej rodzinie dowiecie się sięgając po książkę.

Jak gdyby tego było mało samowystarczalna do tej pory Jagoda nagle podupada na zdrowiu, co zmusza ją do całkowitego przeorganizowania życia. Jednak z pomocnymi dłońmi przychodzą Misza i jak zawsze nieodzowne przyjaciółki.

Dorota i Hania tak układają swoje zajęcia i plany, aby pomóc Jagodzie w każdy możliwy sposób, nawet tymczasowo zarządzają jej firmą. W toku lektury także sytuacja rodzinna Jagody stopniowo się rozwikłuje.

Jeśli chcecie przeczytać ciepłą historię o kobiecej przyjaźni, a także o tym, że nawet najbardziej skomplikowane relacje rodzinne można wyprowadzić na prostą, pod warunkiem, że wszystkie jej strony włożą w to wysiłek i dobrą wolę to ta powieść będzie dla Was idealnym wyborem.

W książce nie brak również wielu innych istotnych tematów i kwestii, z którymi boryka się na co dzień wiele osób i rodzin. Wszystkie te aspekty ukazane zostały czytelnikom w sposób ani zbyt patetyczny ani zbyt powierzchowny. Co świadczy według mnie o niebagatelnym wyczuciu literackim obu autorek.

Autorki nie zapomniały również o swoich pozostałych bohaterkach i dają nam znać, co dzieje się także u nich. Natomiast zwiastunem trzeciego tomu tej opowieści jest zakończenie, w którym ciemne chmury zbierają się nad idealnym małżeństwem Hani – Czekacie na ciąg dalszy? Bo ja bardzo! 

W oczekiwaniu na dalsze losy naszych Silverek zachęcam Was do zapoznania się z powieścią „Jeszcze chwilę” i życzę miło spędzonego czasu wśród jej kart.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 19 listopada 2020

"Za każdym człowiekiem stoją jego przeżycia..."

Karolina Wilczyńska od lat zachwyca czytelniczki stworzonymi przez siebie historiami, w których bohaterowie przeżywają wiele życiowych wzlotów i upadków, a czytelniczkom dzięki temu bardzo łatwo się z nimi utożsamić.

W powieści „Światło w jej oczach”, która stanowi otwarcie cyklu Ja, kobieta pojawia się jednak odrobinę inna konwencja - Zapytacie zapewne „jaka?” Otóż jest to historia oparta na autentycznych wydarzeniach. Autorka oczywiście bardzo zręcznie wplotła losy bohaterek w literacką fikcję niemniej jednak opowiedziana w książce przez jedną z kobiet historia wydarzyła się naprawdę.

Łucja i Klara pochodzą ze zupełnie różnych światów, a ich życiorysy są całkowicie odmienne. Jak wiadomo koleje losu, czy też, jak kto woli przeznaczenia bywają jednak niezbadane i sprawiają, że ścieżki tych dwóch kobiet krzyżują się ze sobą.

Klara jest początkującą malarką, która na skutek pewnych wydarzeń postanawia się usamodzielnić i zacząć żyć na własny rachunek. Gdy przez przypadek spotka Łucję bardzo chce namalować jej portret. W ten sposób zaczyna się niezwykła i jak się okazuje ogromnie budująca dla obu pań znajomość, która wiele wniesie w życie każdej z nich.

Obraz malowany przez Klarę staje się dla obu kobiet swego rodzaju furtką, która prowadzi do stopniowego poznawania prawdy o sobie samych i otwieraniu się na drugiego człowieka. Opowieść, którą snuje Łucja, gdy Klara ją maluje, choć ma w sobie wiele burzliwych i niełatwych fragmentów krok po kroku prowadzi obie kobiety do osiągnięcia harmonii i wewnętrznego spokoju, pomimo, że zasadniczo ich życiowa sytuacja nie ulega zmianie.

Jest to książka wypełniona po same brzegi całą gamą ludzkich uczuć i emocji. Mowa w niej o miłości, radości, smutku, samotności, frustracji, strachu, nadziei, walce z chorobą oraz wielu innych pozytywnych, jak też tych bolesnych przeżyciach i odczuciach składających się na mozaikę ludzkiej egzystencji.

Powieść tę czyta się jednym tchem, a wchodząc coraz bardziej w perypetie opisanych postaci podświadomie zaczynamy przyglądać się własnej codzienności z różnych perspektyw i poprzez różne pryzmaty.

Dosyć trudno opisać tę książkę tak, aby uniknąć spojlerów, ale jedno z całą pewnością mogę Wam napisać – polecam Wam tę niesamowitą lekturę z całego serca! Jej czytanie sprawia, że w głowie odbiorcy pojawia się wiele refleksji dotyczących postrzegania różnych aspektów życia na bardzo różne sposoby. A to, co wydaje się najbardziej oczywiste nie zawsze jest takim w istocie.

Czy dacie się porwać „Światłu w jej oczach”? Życzę Wam, by jego blask odbił się w Waszej codzienności i gorąco zachęcam do zapoznania się z tą wielowarstwową powieścią.

Sama czekam z niecierpliwością na kolejną odsłonę niniejszego cyklu.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

środa, 18 listopada 2020

"Osiedle Sielanka'' otwiera przed Wami swoje podwoje - zajrzycie?

Małgorzata Gutowska – Adamczyk w swoich książkach zabierała już swoje czytelniczki w różne miejsca, wraz z nią odwiedziliśmy m.in. Paryż i niewielkie Gutowo z ukrytymi w nim tajemnicami i wielowątkowymi opowieściami. Tym razem autorka zaprasza nas do zapoznania się z życiem i mieszkańcami nowo powstającego na obrzeżach Warszawy osiedla o urokliwej nazwie Sielanka.

W rozpoczynającym nową serię tomie o podtytule „Nieznajoma” poznajemy cały przekrój postaci poczynając od fryzjerki Beaty, poprzez emerytowaną nauczycielkę Marię, miejscowego birbanta Dużego Rycha, aż po Alicję, młodą kobietę, która jest żoną dewelopera, który wraz ze swoim ojcem zamierza robić w Sielance ogromne budowlane inwestycje…

Zapewniam Was, że to tylko kilkoro bohaterów tej opowieści.

Wracając do Alicji to młoda, napływowa i niesamowicie barwna istota, dlatego też wzbudza ogromne zainteresowanie wśród mieszkańców Sielanki, którzy żyją w pewnego rodzaju stagnacji. Zwłaszcza, że zamierza ona prowadzić na osiedlu zajęcia Jogi [o zgrozo! ;) ].

Perypetie bohaterów opisane są w humorystyczny i bardzo przystępy sposób. Czytelnik zapoznając się historią czuje się tak, jakby przyglądał się życiu mieszkańców mając ich niemalże na wyciągnięcie ręki. A wartki bieg wydarzeń, w którym nie brak zwrotów akcji i intryg porywa odbiorcę swoim nurtem.

Jest to historia przepełniona różnego rodzaju emocjami i wieloma międzyludzkimi relacjami. Znajdziemy w niej miłość i zdradę, wyjazdy i powroty, przyjaźń i samotność oraz wiele blasków i cieni ludzkiego życia.

Autorka w swojej najnowszej opowieści poruszyła wiele współczesnych problemów, a pokazanie ich wszystkich przez pryzmat losów na różne sposoby charakternych bohaterów nadaje im nieco lekkości, nie spłycając przy tym ich wagi.

Jedyną „wadą” powieści jest to, że czyta się ją szybko i teraz nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać na drugą jej odsłonę :).

Zapraszam Was serdecznie do poznania mieszkańców „Osiedla Sielanka” i towarzyszenia im w tym, co na co dzień przeżywają. Dobra zabawa i przyjemnie spędzone przy lekturze chwile gwarantowane! Na dodatek klimatyczne ilustracje wykonane przez panią Joannę Klimaszewską dopełniają całości ciesząc oczy odbiorców.

Polecam.

  * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta * 

poniedziałek, 16 listopada 2020

"Nieba co w marzeniach spełnia się albo zmienia skłonni jesteśmy szukać..."

 

Pod szyldem Wydawnictwa eSPe od pewnego czasu ukazuje się seria Opowieści z Wiary, która zawiera w sobie sporo często niełatwych, lecz jednocześnie ogromnie budujących i pokrzepiających opowieści o ludzkiej codzienności.

Jedną spośród nich jest książka Emilii Litwinko „Cuda są możliwe”. Główną bohaterką jest Natalia, która jest mamą czteroletniej Michasi, a niebawem na świat przyjdzie Bartek, na którego narodziny Natalia i Marek bardzo czekają.

Gdy synek przychodzi na świat Natalia wraz z mężem są bardzo szczęśliwi, zwłaszcza, że ich starsza córeczka jest nad wyraz grzeczna i ułożona, co niewątpliwie jest dużym plusem, gdy w rodzinie pojawia się maleństwo. Jednak rodzinna sielanka nie trwa długo, ponieważ okazuje się, że maleńki Bartek jest ciężko chory i musi przejść skomplikowaną operację serca. Na skutek wielu różnych wydarzeń i sytuacji Natalia dowiaduje się również, iż Michalinka ma zespół Aspergera.

W życiowych trudach wspiera Natalię jej wieloletnia przyjaciółka Karolina. Marek niestety coraz bardziej ucieka w pracę, co powoduje coraz większe oddalanie się od siebie małżonków.

Natalia zmagając się z ciągle nowymi przeciwnościami losu zaczyna tracić grunt pod nogami. Najczęściej zostaje sama z dwojgiem wymagających na różne sposoby szczególnej opieki dzieci… Marek ciągle pracuje, a na matkę także nie może liczyć, bo mają ze sobą bardzo trudne relacje. Nawet wiara w Boga, która zawsze była dla kobiety ogromną podporą zdaje się ją zawodzić.

Autorka w swojej książce w sposób bardzo wyrazisty ukazała blaski i cienie macierzyństwa, nie bała się także poruszyć tematu depresji poporodowej, który nadal bardzo często bywa bagatelizowany i przemilczany.

W książce naświetlone zostały też inne kryzysy dotykające człowieka, są to np. kryzys małżeński, czy kryzys wiary. Przed bohaterami piętrzą się różnorodne trudności i niejednokrotnie muszą oni dokonywać niełatwych wyborów.

Jest to opowieść przepełniona emocjami, a perypetie bohaterów skłaniają czytelnika do refleksji. Emilia Litwinko poprzez historię, która wyszła spod jej pióra pokazuje, że nawet po najgwałtowniejszej burzy wychodzi słońce i to, co wydawało się niemożliwe nabiera całkiem realnych kształtów, chociaż oczywiście nie zawsze takich, jakie początkowo zakładaliśmy, niemniej jednak całkiem dobrych.

Jeśli macie zatem ochotę na ciepłą, choć nie cukierkową opowieść o tym, że perspektywa niekiedy się zmienia, ale cuda zawsze są możliwe to zapraszam Was serdecznie do świata bohaterów, z którymi łatwo się utożsamić, bo podobnie jak każdy z nas na kartach tej książki przeżywają oni swoje wzloty i upadki. Uczą się przy tym wielu rzeczy o sobie, a po życiowych sztormach odbudowują na nowo własny świat i wzajemne relacje.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 24 września 2020

Co robić, gdy sielska wieś stopniowo zanurza się w mroku...

Natałka Babina zadebiutowała na polskim rynku wydawniczym jesienią 2010 roku, gdy pod szyldem Domu Wydawniczego Rebis ukazała się pozycja zatytułowana „Miasto Ryb”. Po 10 latach autorka powraca z kolejną powieścią „Bodaj Budka”, o której kilka zdań chciałabym Wam dzisiaj napisać.

Główną bohaterką, a zarazem narratorką opowieści jest Ałła Bobylowa, pięćdziesięcioletnia pisarka, która właśnie tworzy powieść. Kobieta decyduje się na zakup domku przy torach kolejowych, czyli tzw. Budki, gdzie chce osiąść w ciszy i sielskim otoczeniu przyrody, które to okoliczności przypominają jej dzieciństwo i mają uprzyjemnić proces twórczy. 

Tuż przed zakupem nieruchomości Ałkę nachodzą niepokojące przeczucia, lecz mimo tego decyduje się ona na zakup i remont siedliska. Z biegiem czasu w okolicach Budki zaczynają się dziać bardzo dziwne i niepokojące rzeczy, a jedna z przyjaciółek pisarki zostaje zamordowana.

N. Babina w swojej książce ukazuje dosyć apokaliptyczną wizję świata, w którym właściwie z dnia na dzień przychodzi żyć wykreowanym przez nią postaciom. Publikacja ta jest pozycją mocno nietypową, ponieważ mnogość połączonych w niej literackich gatunków uderza w czytelnika niczym fala tsunami. Skumulowanie literatury obyczajowej, horroru, science-fiction oraz nawiązań społeczno – historycznych sprawia, że nie każdy odnajdzie się w tej historii. 

Czy Ałła i jej towarzysze odkryją, jakie mroczne siły czają się nieopodal nich? Czy będą w stanie zapobiec ich destrukcyjnemu działaniu? Odpowiedź na to i wiele pośrednich pytań znajdziecie na kartach „Bodaj Budki”.

A czy Wy odważycie się śledzić, jak sielska wioska zamienia się w zagadkową enklawę odciętą od reszty świata, który de facto też wcale nie jest w dobrej kondycji?  

Według mnie ciężko oceniać tę książkę, a jeszcze trudniej jest ją opisać… Niemniej jednak, gdy się dobrze przyjrzeć jej treści to pojawia się (przynajmniej u mnie tak było) sporo skojarzeń odwołujących się do aktualnej sytuacji panującej na Białorusi…

Z całą pewnością książka ta nie należy do lektur łatwych, mimo, iż wiele przedstawionych w niej sytuacji i wydarzeń może wydać Wam się mocno odrealnionych, lecz to wcale nie przysparza jej lekkości w odbiorze. 

Jeśli jednak lubicie książki niesztampowe, a do tego wielogatunkowe oraz napisane ujmującym i nietuzinkowy językiem to sięgnijcie po najnowszą powieść tej białoruskiej autorki.