środa, 30 grudnia 2015

Uśmiech z zaświatów ukryty w mozaice wspomnień


Najnowsza powieść autorstwa Moniki Orłowskiej pt. „Całuję. Mama” jest moją pierwszą stycznością z twórczością tej autorki. Śmiało mogę powiedzieć, iż spotkanie to było bardzo pozytywne i z całą pewnością pociągnie za sobą kolejne, gdyż na mojej półce na swoją kolej czeka „Cisza pod sercem”, która również wyszła spod pióra Pani Moniki.

Wróćmy jednak do książki najnowszej – poznajemy w niej losy trzech sióstr: Beaty, Joanny oraz Pauliny, które po śmierci swojej matki porządkują jej mieszkanie, by móc je wynająć.

Beata najstarsza z trzech bohaterek jest już od dawna żoną i matką. Swoje pożycie małżeńskie i rodzinne rozpoczęła ona w bardzo młodym wieku będąc na początku studiów. Aktualnie wiedzie ustabilizowane życie, którego fundamentem są jej mąż i dzieci.

Dziesięć lat młodsza od swojej siostry Joanna jest dyrektorem banku, doskonale wiedzącą czego chce od życia kobietą z aspiracjami. Od pewnego czasu również jest zamężna – jej mąż Marek jest artystą. Para ma właściwie ugruntowaną pozycję zawodową i status majątkowy, a do pełni szczęścia pomimo usilnych wręcz starań brakuje im jednak potomka. Mimo podejmowania przez Joannę i Marka wysiłków każda kolejna próba powiększenia rodziny niestety kończy się fiaskiem. Sytuacja ta coraz bardziej frustruje Joannę, a mimo to nie dzieli się ona z nikim przytłaczającym ją ciężarem i przybiera maskę „twardzielki”…

Najmłodsza z sióstr Paulina jest młodą, wkraczającą dopiero w dorosłe życie kobietą. Wróciła z Londynu, gdzie zapoczątkowała swoją karierę projektancką i obecnie szuka dla siebie miejsca w zastanej rzeczywistości.

Te trzy, mimo, iż ze sobą spokrewnione, diametralnie odmienne od siebie właściwie pod każdym względem kobiety porządkując rzeczy matki muszą stanąć twarzą w twarz ze wspomnieniami z przeszłości. Podczas tej retrospekcji dowiedzą się bardzo wiele nie tylko o swoich rodzicach, lecz również o sobie nawzajem. Mało tego każda z nich odkryje także sporo prawd o samej sobie.

Bohaterki będą niezmiernie zaskoczone nie tylko nietypową wiadomością jaką po swoim odejściu zostawiła dla nich mama, ale także sposobem, w jaki zostanie im ona przekazana.

Jeśli chcecie dowiedzieć się, co konkretnie mam na myśli koniecznie sięgnijcie po tę ciepłą i refleksyjną powieść opowiadającą o relacjach rodzinnych, które choć niekiedy bywają trudne są również nieodzowne w życiu każdej i każdego z nas, bo przecież każdy wywodzi się z jakiejś rodziny.

Gratuluję autorce umiejętności wykreowania tak wielowymiarowych i prawdziwych postaci oraz snutej w sposób bardzo pochłaniający opowieści, która jednocześnie nie ocieka przesadnym czy sztucznym melodramatyzmem.


Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Replika.

„Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie”


Niniejsza książka jest autobiograficznym zapisem wspomnień 36-letniej dziś Amy Purdy, która w wieku 19 lat z niewiadomych przyczyn zachorowała na zapalenie opon mózgowych połączone z ciężkim zakażeniem krwi, w ten dramatyczny sposób życie młodej kobiety najpierw zawisło na przysłowiowym włosku, a potem musiało zostać właściwie całkowicie przeorganizowane przez wzgląd na kwestie zdrowotne.

Stan Amy był w zasadzie krytyczny, lekarze mimo, iż z ogromną determinacją walczyli o jej życie byli niemal pewni, że dziewczyna umrze. Nasza bohaterka będąc w tym czasie w śpiączce, jakkolwiek nieprawdopodobnie może to zabrzmieć dla wielu z Was, otwarcie mówi o tym, że odbyła podróż w zaświaty i postawiona przed wyborem odejść czy zostać wybrała życie.

Pomimo bardzo wielu traumatycznych chwil z jakimi przyszło zmierzyć się Amy jest ona przykładem ogromnego hartu ducha, determinacji w dążeniu do wciąż stawianych sobie kolejnych celów oraz niesamowitej kreatywności w ich realizacji i choć jej egzystencja już nigdy nie będzie wyglądać tak samo jak dawniej, gdyż na skutek potwornie wyniszczającej organizm choroby straciła nie tylko obie nerki, śledzionę i fragment płuca, ale także obie nogi poniżej kolan (w wyniku problemów z krążeniem w kończynach, a ostatecznie całkowitym jego zatrzymaniu musiały one zostać amputowane poniżej kolan).

Ze względu na brak nóg musi ona korzystać z protez, a mimo to nauczyła się na nowo chodzić, ponownie podjęła pracę zawodową, a mało tego wróciła do uprawianej przed chorobą jazdy na snowboardzie i w roku 2014 zdobyła w tej dyscyplinie medal na Zimowych Igrzyskach Paraolimpijskich w Soczi.  

Amy wraz ze swoim ówczesnym parterem, a obecnie mężem Danielem, założyła również fundację Adaptive Action Sports, która zajmuje się pomocą niepełnosprawnym sportowcom na różnych polach.

Młoda kobieta wystąpiła w wielu programach telewizyjnych, w tym także w jednej z edycji emitowanego przez stację ABC programu Dancing with the Stars, gdzie wraz ze swoim scenicznym partnerem Derekiem dotarła aż do finału tego show. Amy jest również uznawaną mówczynią motywacyjną i realizuje się na wielu różnych egzystencjalnych płaszczyznach.

Jeśli macie ochotę przeczytać tę niesamowitą i ogromnie budującą historię opowiadającą między innymi o tym, że kalectwo wcale nie musi ograniczać, a w dużej mierze od nas samych zależy jak podejdziemy do tego, co nas w życiu spotyka to ta książka zdecydowanie jest dla Was.

Jest to opowieść o nadziei, ufności, miłości i wsparciu rodzinnym oraz wytrwałości w walce o swoje marzenia. Amy swoją postawą pokazuje nam co to tak naprawdę jest apetyt na życie i odwaga w wychodzeniu mu naprzeciw pomimo wszystko.

Gorąco polecam! 

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Życiowo tematyczny misz masz.


Autorki tej książki nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Tym razem w ręce czytelników za pośrednictwem Wydawnictwa Filia trafiła pozycja dosyć nietypowa, a mianowicie zbiór notek z prowadzonego przez autorkę, Panią Małgorzatę Kalicińską, bloga.

W pisanych przez siebie felietonach (jak sama je żartobliwie nazywa felkach) autorka porusza bardzo wiele różnorodnych tematów, które jak się domyślam są bliskie wielu z nas.

Moją szczególną uwagę przykuł np. jeden z pierwszych felietonów pt. „Czas! CZAS!” dotyczący nie czego innego, jak właśnie czasu, a właściwie jego chronicznego wręcz braku. W dobie gdy tak wiele mamy przecież różnorakich technologicznych ulepszeń, które jak zapewniają nas producenci mają oszczędzić nasz cenny czas, wciąż mamy go jednak zbyt mało, aby móc zwyczajnie cieszyć się życiem – czyż nie jest to paradoks, że gonimy ciągle za tym co ma ułatwić nam życie, a w efekcie i tak nie mamy na nic czasu?

Pani Małgosia pisze również sporo o swojej (jak sama mówi patchworkowej) rodzinie, wzajemnych relacjach panujących w niej i poza nią. Uchyla nam również rąbka tajemnicy w kwestii swoich przekonań i poglądów na różne aspekty życia. Pisze o nich w sposób jasny i klarowny nie narzucając ich jednak innym i będąc w pełni otwartą na to, iż ktoś może mieć całkowicie odmienne od niej zdanie na ten sam temat.

W książce znajdziemy również sporo interesujących odniesień dotyczących zagadnień kulturalnych kiedyś i dziś. Autorka opowiada również o swoich podróżach i niejako z nich wynikających fascynacjach kulinarnych. Prócz tego pani Małgosia pisze nieco o swoich upodobaniach np. lubianych bądź nie przez nią filmach, wykonawcach i utworach muzycznych etc.

Jest to pozycja mająca w sobie całą gamę różnorodnych emocji od humorystycznych anegdot, poprzez refleksje i zadumę nad tym co minęło, aż po ogromną wdzięczność za każdą przeżytą chwilę.

Zapiski ujęte w książce obejmują czas od listopada 2011 do lutego 2015

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu FILIA.

"... Aż do końca wierząc, że los inny mi pisany jest..."


Zaledwie kilka książek wstecz miałam przyjemność zapoznać się z pierwszym tomem cyklu Czas zamknięty, po tej lekturze nieuniknionym było sięgnięcie po jego drugą odsłonę noszącą tytuł „Pokonani”.   

W niniejszej powieści poznajemy dalsze losy Włodka Hallmana oraz bohaterów poprzedniej części, nie zabrakło jednakże nowych postaci i wątków.

Główny bohater chce wrócić do normalnego życia i rozpocząć poniechane w młodości studia medyczne lecz przewrotny los wciąż staje mu na drodze do spełnienia owych zamierzeń. Jak wiemy już z tomu pierwszego wielka miłość Włodka – Lila – żyje. Po tym jak drogi dwojga naszych bohaterów znów się przecinają postanawiają oni się pobrać i założyć rodzinę.

Początkowo wszystko układa się pomyślnie, Lila zachodzi w ciążę więc Halmanowie nie posiadają się ze szczęścia. Włodek cały czas służy w wojsku choć ciągle myśli o tym, aby w końcu rzucić mundur, niestety w  powojennej rzeczywistości nie jest to łatwe zadanie…
Dla Lilki nadchodzi czas rozwiązania niestety ona i dziecko umierają na skutek komplikacji okołoporodowych w związku z powyższym na Włodka spada kolejna życiowa trauma.

Przytłoczony mężczyzna wchodzi w różnorodne związki, ma coraz większe problemy z własną tożsamością, co zapewne jest również efektem wielu dramatycznych, wojennych przeżyć z przeszłości. Halman nie radzi sobie sam ze sobą do tego stopnia, iż popada w alkoholizm. Zaistniałej sytuacji nie polepsza także fakt, iż Halman cały czas tkwi w wojsku…

Relacje Włodka z kobietami są ciągłym poszukiwaniem szczęścia, akceptacji i stabilizacji wciąż na nowo degradowanym przez projekcje zwichrowanej psychiki, aby je choć trochę uciszyć mężczyzna coraz częściej zagląda do kieliszka, co z kolei powoduje nasilającą się depresję oraz napady agresji…

W swojej powieści autorka w sposób bardzo obrazowy ukazała powojenną, pełną zakłamania i wszechobecnej obłudy rzeczywistość, w której nic nie jest wyłącznie białe lub czarne. W powstającym śmiało można rzec z popiołów świecie jest całe mnóstwo odcieni szarości.

Na kartach „Pokonanych” zostaje rozwikłanych wiele tajemnic, które swój początek miały w tomie pierwszym.
Jeśli więc pierwsza część niniejszego cyklu przypadła Wam do gustu to jego druga odsłona także Was nie zawiedzie. Z całą pewnością spędzicie w towarzystwie znakomicie wykreowany przez panią Hannę bohaterów wiele emocjonujących i wzruszających chwil, w których uśmiech będzie przeplatał się z niejednokrotnym zaskoczeniem, a także przysłowiową łezką w oku.          

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

niedziela, 20 grudnia 2015

Święta tuż, tuż...

Moi Drodzy z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, a także nadchodzącego Nowego Roku dla Was wszystkich, którzy tutaj zaglądacie, a niejednokrotnie również zostawiacie ślad swej obecności w postaci komentarzy...


PS. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na bardzo długo i być może dzięki Wam w nadchodzącym roku dołączą do nas kolejne osoby :)

piątek, 18 grudnia 2015

Dwanaście nowych lekcji



Regina Brett od momentu wydania swojej debiutanckiej książki „Bóg nigdy nie mruga…” zyskała rzesze wiernych fanów, który z niecierpliwością czekają na jej kolejne publikacje jej autorstwa.

W listopadzie bieżącego roku pojawiła się na rynku wydawniczym czwarta już odsłona twórczości Reginy Brett, tym razem jest to gratka dla fanów pozycji nietypowych. Nakładem Wydawnictwa Insignis ukazał się dziennik połączony z kalendarzem. Publikacja ta nosi tytuł „Twój dziennik. 12 nowych lekcji i myśli na każdy dzień” jest to niecodzienny notatnik, który wraz z autorką możemy tworzyć w sposób bardzo osobisty.

W niniejszej książce znajduje się dwanaście felietonów pani Brett – każdy kolejny miesiąc otwiera felieton – w większości dotyczą one pobytów autorki w Polsce i związanych z nimi różnorodnych spostrzeżeń.

Miejsce na nasze prywatne zapiski przeplatane jest z krótkimi myślami z książek autorki, na kartach notatnika widnieją również symbole obrazujące myśli, o których wspomniałam wyżej. Istnieje również możliwość tworzenia własnych znaków, które są dla nas w taki czy inny sposób istotne.

Jeśli więc macie ochotę spędzić w towarzystwie Pani Reginy cały kolejny rok, a oprócz tego lubicie niekonwencjonalne kalendarze ta publikacja zdecydowanie jest przeznaczona dla Was.

„Twój dziennik. 12 nowych lekcji i myśli na każdy dzień” według mnie nadaje się również idealnie na prezent dla wszystkich tych, którzy potrzebują czegoś praktycznego - co pomoże im uporządkować i zorganizować całą masę codziennych spraw – a jednocześnie lubiących otaczać się dodatkami inspirującymi i wysmakowanymi w swojej formie.   

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Insignis.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

piątek, 11 grudnia 2015

Sen na ja­wie, ja­wa we śnie


Historia z pogranicza jawy i snu, której głównym bohaterem, a jednocześnie narratorem jest 30-letni Soran.
Ukazuje on w swojej opowieści różnorodne wizje wewnętrznego świata, wypełnionego po brzegi dysharmonicznymi emocjami.

Odczucia te w połączeniu z obrazami, jakie jawią się Soranowi, targają wnętrzem naszego bohatera niczym statkiem będącym akurat na pełnym morzu w trakcie sztormu o nieokiełznanej mocy.

Jest to opowieść o ludzkim życiu, które jest odwieczną wędrówką, o jego radościach i smutkach. O tym, iż prócz wielu chwil zadowolenia jakie są naszym udziałem bardzo często czujemy się zagubieni, osamotnieni i brak nam tego co przeminęło, a wspomnienia potrafią "zaatakować" nas z niebagatelną siłą.

W debiucie tym niewątpliwie tkwi potencjał, który jednakże wymaga jeszcze nieco dopracowania i oszlifowania.

Za udostępnienie tekstu do recenzji dziękuję autorowi - panu Krzysztofowi Szczycińskiemu.


czwartek, 10 grudnia 2015

W małej książeczce - wielka uczta dla wyobraźni


Ta niewielka książeczka trafiła w moje ręce dosyć przypadkowo podczas tegorocznych Targów Książki w Krakowie. Gdy po raz kolejny odwiedzałam stoisko Wydawnictwa Media Rodzina ku mojemu sporemu zaskoczeniu otrzymałam ją po prostu w prezencie.

W ostatnim czasie na rynku wydawniczym panuje boom na wszelkiego rodzaju książki kreatywne. Czy wszystkie spośród tytułów przypisanych do wyżej wymienionego nurtu takie właśnie są to już temat na zupełnie inną polemikę… Jednakże przechodząc do meritum mimo, iż przygody Harolda mają już ponad 50 lat, historyjka ta jest dla mnie niesamowitym przykładem kreatywności.

W bajce poznajemy historię czteroletniego Harolda i jego fioletowej kredki. Pewnej księżycowej nocy chłopiec wybiera się na spacer, podczas którego przydarzają mu się różne przygody. Aby z powrotem trafić do swojego domu i łóżeczka nasz mały lecz bardzo rezolutny bohater przy użyciu swojej magicznej kredki oraz dzięki swojej niebagatelnej pomysłowości stopniowo dorysowuje sobie wszystko, czego potrzebuje, by odnaleźć powrotną drogę do bezpiecznego, ciepłego domu.

Jeśli chcecie dokładnie poznać losy Harolda koniecznie sięgnijcie po tę opowiastkę, gdyż jest ona świetną zabawą zarówno dla dzieci jak i dorosłych.

We mnie osobiście perypetie malca wzbudziły skojarzenie z rodzimym „Zaczarowanym ołówkiem” (serialem animowanym realizowanym w latach 1964-1977 przez Se-ma- for), którego głównym bohaterem jest Piotrek i jego tytułowy zaczarowany ołówek.

Dodatkowym atutem tej wydanej przez Media Rodzinę publikacji jest to, iż ukazała się ona w wersji dwujęzycznej. Oprócz tekstu w języku polskim mamy również te same frazy w języku angielskim.

Zatem jeśli szukacie dla swoich milusińskich książeczki, która rozwija wyobraźnię, uczy, bawi, a oprócz tego gwarantuje mile spędzony czas dla małych i dużych gorąco polecam Wam przygody Harolda i jego fioletowej kredki.

środa, 9 grudnia 2015

Czas, jak fortuna - kołem się toczy


Powieści autorstwa Hanny Cygler obecne są na mojej czytelniczej ścieżce już od dłuższego czasu. Gdy tylko natknęłam się na informację, że w marcu bieżącego roku nakładem Domu Wydawniczego Rebis ukaże się wznowienie wydanej po raz pierwszy w roku 2007 książki pt. „Czas zamknięty” było dla mnie kwestią wręcz oczywistą, że po nią sięgnę.

Jest rok 1939 - poznajemy młodego Włodka Hallmana, który po śmierci ojca mieszka wraz z siostrą Laurą oraz przybrana matką Helen w Wolnym Mieście Gdańsku. W przededniu II Wojny Światowej panuje coraz bardziej napięta sytuacja, dlatego też Helen chce wraz z dziećmi wyjechać do Anglii, do swojego ojca.

Włodek początkowo nie chce o niczym słyszeć, gdyż mimo, że jego marzeniem są podróże to nie w smak mu akurat teraz opuszczać dom i swoją pierwszą, młodzieńczą miłość Krysię.
Tuż przed wyjazdem chłopaka młodzi spędzają ze sobą upojną noc. Niestety na skutek psikusa jakiego dopuszczają się względem nich miejscowe dzieciaki zamykając parę w szopie nasz bohater spóźnia się na statek płynący do Anglii i w na skutek tego zostaje sam w mieście… Tak rozpoczyna się całe mnóstwo perypetii Włodka, który ze względu na swoje skomplikowane korzenie nie ma w ówczesnych czasach łatwego życia.

Musi walczyć o przetrwanie na różnych polach. Śledzimy więc jego pogmatwane losy, z zapartym tchem. Wielokrotnie zmienia swoją tożsamość, by przeżyć w rozgorzałej już na dobre wojennej zawierusze… Na szczęście na swojej drodze spotyka również życzliwych ludzi, jak choćby dawny przyjaciel ojca doktor Marszewski.

Poznajemy też losy sporego grona osób, z którymi życie styka naszego bohatera. Pewnego dnia na jego drodze staje Lila rudowłosa piękność (chociaż początkowo bardzo wymizerowana na skutek wielomiesięcznego ukrywania się wraz z przyjaciółmi w ziemiance). Młody Hallman wraz ze swoim przyjacielem Feliksem pomagają ukrywającym się. W ten oto sposób z biegiem czasu, na skutek różnych życiowych zawirowań, o których dowiecie się z kart powieści między Włodkiem, a Lilą wybucha gorące i niepohamowane w swej mocy uczucie.

Książka ta nie jest jednak z całą pewnością ckliwym romansem. Opowiada ona o losach ludzi na tle wojennej pożogi, o represjach wobec Żydów i wywózkach na Syberię.
Jest to opowieść o egzystowaniu w niezwykle trudnych czasach, pełnych lęku o życie własne i swoich najbliższych. Autorka ukazuje w niej wiele dramatycznych wyborów, przymusowych rozstań i traumatycznych przeżyć.

Historia ta nie epatuje jednak tragizmem, ukazuje czytelnikowi bohaterów, którzy pomimo realiów, w jakich przychodzi im żyć, a zaznaczyć trzeba, iż są one bardzo niestabilne, w miarę możliwości starają się układać sobie możliwie jak najbardziej normalne życie, w którym jest miejsce  na przyjaźń, miłość, bliskość, cieszenie się każdym najdrobniejszym chociażby okruchem codzienności.

Hanna Cygler jak zwykle po mistrzowsku splata ze sobą tematy niezwykle trudne i bolesne z codzienny życiem zwykłych ludzi, które nie szczędzi im rozmaitych wydarzeń i wielobarwnej gamy przeżywanych na swój sposób przez każdego z bohaterów emocji.

Polecam. A sama niebawem zabieram się za wznowienie tomu drugiego niniejszej historii, który nosi tytuł „Pokonani”.      
   

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Domowi Wydawniczemu REBIS.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Między Niemcami i Polską...



Po raz pierwszy z twórczością Pani Iwony Menzel spotkałam się w roku 2014 przy okazji lektury „Szeptuchy”. Kiedy więc w zapowiedziach wydawniczych ukazała się informacja o wznowieniu przez Wydawnictwo MG książki „W poszukiwaniu zapachu snów” opatrzonej miłą dla oka okładką oraz kuszącym opisem, jaki na niej widnieje postanowiłam sięgnąć po raz drugi po literaturę autorki.

Bohaterką powieści jest mieszkająca na stałe w Niemczech kobieta, samotnie wychowuje ona dziesięcioletniego Jana. Krążąc pomiędzy Polską, a Niemcami lat 90-tych snuje rozważania na temat swoich bardziej lub mniej udanych związków, które i tak finalnie kończą się fiaskiem…
Najnowszą fascynacją naszej bohaterki jest Josh. Czytając o nim odniosłam wrażenie, iż jest on wymuskanym amantem, który pojawia się i znika w zależności od tego, jak w danej chwili akurat jest mu wygodnie.

Oprócz perypetii natury damsko – męskiej nasza bohaterka ukazuje nam swoją ogromną pasję, którą są konie.  Dzięki opisywanym przez autorkę przygodom głównej bohaterki z charakterną Lukrecją momentami lektura staje się dosyć zabawna.

W książce mowa jest również o przyjaźni, poszukiwaniu miłości, wpływie rodzinnych więzów na nasze życie bez względu na to gdzie i na jakim etapie swojego życia aktualnie się znajdujemy.

Tłem do dywagacji snutych w opowieści jest sytuacja społeczno- ekonomiczna panująca w burzliwych latach 90-tych tj. czasach kiedy w Polsce obalona zostaje komuna,  upada mur berliński, a Niemcy dążą do zjednoczenia.

Chociaż mnie opowieść ta nie porwała, a czytając ją często miałam wrażenie, iż jest ona zlepkiem różnych historii połączonych postacią głównej bohaterki, wcale nie jest wykluczone, że dla kogoś z Was okaże się ona interesująca i spotka się w Waszych oczach z całkowicie odmienną niż moja interpretacją – w końcu ilu czytelników, tyle opinii.
   

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu MG.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *


piątek, 4 grudnia 2015

Życie nie zaw­sze porównywalne do baj­ki


„Inna bajka” to już trzeci tytuł autorstwa Katarzyny Bulicz – Kasprzak, jaki przeczytałam.

Karolinę Jabłońską, studentkę ostatniego roku chemii poznajemy w chwili, gdy orientuje się ona, że najprawdopodobniej jest w ciąży. Zaznaczyć należy, iż ciąża ta jest nieplanowana - stan ów jest efektem zaledwie jednej płomiennej nocy…

Jako, że nasza bohaterka lada moment kończy studia i ma skonkretyzowane plany na swoją przyszłość początkowo ma jeszcze niewielkie złudzenia, co do tego, że jednak nie nosi pod sercem dziecka. Wizyta u lekarza pozbawia ją jednak tej płonnej nadziei.

Świat młodej kobiety ulega całkowitej reorganizacji, a ona sama czuje się bardzo zagubiona i pozbawiona perspektyw na przyszłość. Postanawia nic nie mówić ojcu dziecka, a decyzję tę podejmuje z dwóch powodów. Po pierwsze słabo zna Rafała obawia się więc reakcji młodego mężczyzny na tak ważkie informacje, a po drugie wie, że Rafał podoba się jej przyjaciółce i wygląda na to, że zaczyna ich ze sobą łączyć coraz poważniejsza relacja.

Książka podzielona jest na rozdziały, a każdy z nich opisuje perypetie bohaterki w każdym kolejnym miesiącu ciąży – zaczynając od rozdziału noszącego tytuł Poczęcie, a kończąc na fragmencie zatytułowanym Rozwiązanie.

Taki układ powieści ma wg mnie wymowę symboliczną. Autorka ukazała w ten sposób niemalże krok po kroku wiele trudów i radości, jakie przez 9 miesięcy stają się udziałem przyszłej mamy.

Zaznaczyć jednak należy, iż w „Innej bajce” poznajemy nie tylko losy Karoliny.
Śledzimy również różnorodne perypetie jej przyjaciół: Ani, Kingi, jej narzeczonego Tomka i zakochanego w Kindze na zabój Piotra.

Perturbacje pozostałych postaci bywają bardzo skomplikowane, a życie niektórych z nich także zmienia się o 180 stopni – o co dokładnie chodzi dowiecie się sięgając po tę książkę.

Jest to opowieść o przyjaźni, miłości oraz przewartościowywaniu swojego życia. Na przykładzie Karoliny mamy możliwość przypomnieć sobie, że niekiedy to co na pierwszy rzut oka wydaje nam się totalną katastrofą w ostatecznym rozrachunku może okazać się naszym największym szczęściem.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 3 grudnia 2015

Po raz drugi w Argentynie



Podczas tegorocznych Targów Książki w Krakowie swoją premierę miał drugi tom sagi argentyńskiej, który Sofia Caspari zatytułowała „W krainie srebrnej rzeki”.

W powieści śledzimy dalsze losy bohaterów poprzedniej części, a także poznajemy nowe postacie i ich zawiłe perypetie.
Po raz kolejny znajdujemy się w XIX-wiecznej Argentynie, gdzie życie opisywanych przez autorkę ludzi toczy się bardzo różnymi meandrami.

W książce nie zabrakło nowych wątków jak np. zakazana miłość Miny i Franka, czy też walka o przetrwanie Corazon i Blanki w mrokach najstarszego zawodu świata…

Przyglądamy się także życiu Marleny i Estelli, które w tym tomie są już młodymi kobietami. Stopniowo odkrywają one swoje marzenia, które nie zawsze są zgodne z tym, czego pragnęli by dla nich rodzice.
Nasze bohaterki zakochują się co niestety nie wpływa zbyt dobrze na ich przyjaźń. Jednakże z czasem kryzys zostaje zażegnany i obie kobiety wspierają się nawzajem, zwłaszcza w momentach, gdy ich życie nie układa się tak, jak to sobie wymarzyły.

Książka ta podobnie jak jej poprzednia część porusza wiele różnorodnych zagadnień. Autorka w sposób niezwykle barwny przedstawia je z perspektywy różnych bohaterów poprzez pryzmat doświadczeń jakie przyniosło im w przeszłości i nadal niesie ze sobą życie.

Jest to powieść ukazująca różne aspekty ludzkiej egzystencji. Opowiada ona między innymi o miłości, która nie zawsze spełnia nasze oczekiwania, o przyjaźni, która bywa trudna, o spełnianiu marzeń, za które czasem płacimy wysoką cenę.

Autorka naświetliła w niej także w sposób dosyć szeroko zakrojony sytuację polityczną, a także społeczno – gospodarczą ówczesnej Argentyny dzięki czemu historia ta nabiera dodatkowego realizmu.

Zapraszam Was więc do Krainy srebrnej rzeki, niech ta wielobarwna powieść oderwie Was od szarości jesienno - zimowych dni!

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Otwarte.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

czwartek, 12 listopada 2015

W poszukiwaniu lepszego jutra


Pod koniec czerwca bieżącego roku nakładem Wydawnictwa Otwarte ukazał się pierwszy tom sagi argentyńskiej autorstwa Sofii Caspari.
„W krainie kolibrów”, bo taki właśnie tytuł nosi pierwsza odsłona niniejszej sagi, to powieść niesamowicie wielowątkowa, napisana barwnym i przystępnym językiem.

Latem 1863 roku Anna Weinbrenner wsiada na statek o nazwie Kosmos, by na jego międzypokładzie wyruszyć w podróż ku lepszemu życiu, a także na spotkanie z rodziną, która od roku przebywa już w Argentynie.

Na statku nasza bohaterka poznaje między innym bardzo ją intrygującego mężczyznę imieniem Julius oraz Viktorię, która jest jego dobrą znajomą.
Kobiety mimo, iż pochodzą z kompletnie odmiennych i nieprzystających do siebie światów podczas długiego i trudnego rejsu zaprzyjaźniają się.

Gdy statek przybija do Buenos Aires drogi trojga współpasażerów rejsu rozchodzą się.
Anna zastaje swoją rodzinę w dużo gorszej niż się spodziewała kondycji zarówno finansowej jak i fizycznej.
Niemieccy emigranci żyją właściwie w nędzy mimo, iż na tej ziemi obiecywano im możliwość rozpoczęcia nowego, lepszego życia…

Śledzimy losy Anny, która dokłada wszelkich starań, aby choć odrobinę poprawić sytuację swoich najbliższych. Nie jest to jednak łatwe, gdyż ojciec kobiety popadł w nałóg alkoholowy, matka i siostra są dosyć bierne w odniesieniu do realiów, w jakich żyją, a mąż Anny - Kaleb powoli gaśnie, gdyż od pewnego już czasu cierpi na suchoty.

Nasza bohaterka podejmuje się różnorodnych często męskich, a co za tym idzie ciężkich fizycznie zajęć. Nawet kiedy okazuje się, że jest w ciąży stara się tak długo jak tylko jest to możliwe ukrywać swój stan przed pracodawcą.
Niestety Kaleb umiera tuż przed narodzinami córeczki co jeszcze bardziej komplikuje życie Anny, ponieważ zostaje sama z małą dziewczynką i kilkuosobową rodziną do utrzymania…

Na kartach powieści spotykamy również ponownie Viktorię, której egzystencja wydaje się wręcz sielanką. Młoda kobieta żyje w przepychu i bogactwie na jednej z tzw estancji o nazwie Santa Celia.    
Chociaż materialnie niczego jej nie brakuje czuje się ona bardzo samotna żyjąc pod jednym dachem z ciągle zajętym interesami teściem, jego wyrachowaną i niezwykle apodyktyczną żoną oraz swoim mężem Humbertem, który z kolei jest całkowicie uległy wobec swojej matki.

„W krainie kolibrów” to opowieść o marzeniach dotyczących lepszego życia, a także o determinacji w dążeniu do osiągnięcia tego celu pomimo wielu przeciwności i spadających na bohaterów nieszczęść.  Książka mówi również o potrzebie kochania i bycia kochanym, które każdy z nas w sobie nosi, bez względu na status majątkowy czy społeczny. Sofia Caspari porusza w niej bardzo wiele różnych tematów takich jak np. emigracja w poszukiwaniu lepszych warunków życia, samotność, nędza, różnice klasowe czy etniczne i wiele, wiele innych, o których dowiecie się, gdy zajrzycie na karty tej książki.

Dodatkowym atutem powieści są bardzo umiejętnie wykreowane przez autorkę postacie, których wielorakie portrety psychologiczne są równie zajmujące, jak i cała zaprezentowana opowieść. Mimo, iż powieść jest obszerna składa się bowiem z ponad 600 stron czyta się ją płynnie i w miarę szybko.

Jeśli więc macie ochotę poczuć klimat XIX- wiecznej Argentyny, a mało tego zanurzyć się w pełną różnorodnych emocji i rodzinnych sekretów lekturę, w której wiele kwestii często ostatecznie nie wygląda tak, jak nam się początkowo wydaje ta książka zdecydowanie jest dla Was.

Polecam ten tytuł, a sama jestem aktualnie w trakcie lektury tomu II, który miał swoją premierę w drugiej połowie października. Jako ciekawostkę dodam, iż miałam przyjemność spotkać Sofię Caspari podczas tegorocznych 19 Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie.
    

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Otwarte.

wtorek, 10 listopada 2015

I Ty możesz podać łapkę - nie ma czego się bać



Książeczka „Podaj łapkę, misiu” jest już trzecią publikacją autorstwa Krystiana Głuszko. Po „Spektrum” i „Szukaj mnie wśród szaleńców” autor postanowił zwrócić się w kierunku najmłodszych czytelników.

Głównym bohaterem jest Miś imieniem Kostuś, który jest bardzo wyjątkowym misiem. Kostuś bardzo lubi układać klocki i czytać książeczki, najlepiej czuje się we własnym towarzystwie. Ze względu na ten właśnie fakt, mimo, iż ma on ogromne serduszko jest nie rozumiany i często odtrącany przez otoczenie.

Pewnego dnia nasz puchaty miś poznaje Kubę – zajączka, który staje się jego przyjacielem. Pomimo, że zajączek nie zawsze rozumie zachowania Kostka jest przy nim zawsze. Nasz miś natomiast dzielnie, w bardzo prostych i szczerych słowach stara się objaśniać przyjacielowi czego nie lubi, co go drażni, czego się boi etc.

Książeczka ta w swej prostocie ma niesamowitą wartość edukacyjną zarówno dla dzieci mających zespół Aspergera (bo to właśnie o jego objawach mamy szansę dowiedzieć się nieco na przykładzie Kostusia) i ich rodziców lecz także dla środowisk, w których oni funkcjonują. Z całą pewnością okaże się ona również nieocenioną pomocą w pracy psychologów, pedagogów i terapeutów, który na co dzień stykają się z osobami zmagającymi się z Aspergerem.

Jest to opowieść o akceptacji, bo choć ludzie z Aspie mają nieco inny, rzec by można bardziej wyostrzony - a przez to dla przeciętnego człowieka mogący wydawać się nader zaskakującym - odbiór otaczającego ich świata to absolutnie nie są oni w żaden sposób gorsi od pozostałej części społeczeństwa.

Tak samo jak każdy z nas kochają, mają marzenia, które z powodzeniem realizują i pomimo tego, że na co dzień zmagają się z trudnościami jakie niosą ze sobą zaburzenia, na które cierpią, osoby tę mają w sobie ogromną wolę życia i walki o to, by żyć najbardziej normalnie jak to tylko możliwe.

A namacalnym dowodem na to niech będzie dla Was postać autora, który sam zmaga się zespołem Aspergera, a jednocześnie każdego dnia walczy z ograniczeniami by żyć pełnią życia na wielu polach. Krystian ma wspaniałą rodzinę – żonę i córeczkę; realizuje się pisząc książki i angażując się nieustannie w różnego rodzaju aktywności. Poprzez swój blog: Zaburzony Świat Krystiana, znajdujący się pod adresem: http://krystian-robert.blogspot.com/ pomaga on bardzo wielu ludziom borykającym się z różnego rodzaju problemami i życiowymi zakrętami. Dzieje się tak zapewne dlatego, iż pomimo własnych trudności Krystian potrafi słuchać, a mało tego wczuć się w sytuację drugiej osoby.

Książeczka „Podaj łapkę misiu” ukazała się nakładem Wydawnictwa Alegoria, a ilustracje do niej wykonała Beata Kulesza-Damaziak.

Ze swej strony pragnę raz jeszcze pogratulować autorowi otwartości i odwagi w niesieniu pomocy innym poprzez własne doświadczenie. Krystianie - Twoja postawa jest niezbitym dowodem na to, iż : Moc w słabości się doskonali (2 Kor 12, 9).
Bardzo się cieszę, że mam przyjemność znać Cię osobiście :).

czwartek, 5 listopada 2015

Wspom­nienia upiększają życie...


Powieści autorstwa Małgorzaty Gutowskiej – Adamczyk mają już rzesze wiernych czytelników, a mało tego wciąż zdobywają nowych.
Sama zaliczam się do tego grona i zawsze z ogromną niecierpliwością czekam na kolejną książkę Pani Małgorzaty, po którą rzecz jasna sięgam, gdy tylko jest to możliwe.
Najnowsze „Kalendarze” są zupełnie inne niż to, co do tej pory proponowała nam autorka, jednakże i tym razem się nie zawiodłam.

Bohaterką powieści jest Dziewczynka, alter ego autorki, którą poznajemy w przełomowym dla niej momencie – w pewien październikowy poranek dowiaduje się ona, iż właśnie została starszą siostrą.

Dzięki wspomnieniom autorki, bo to one są główną bazą „Kalendarzy” czytelnik ma szansę dokonać swego rodzaju retrospekcji. Zobaczyć oczyma Dziewczynki świat, którego dzisiaj już nie ma. W owym świecie, choć nie brak codziennego trudu, znoju, a niejednokrotnie również biedy wszystko ma swój czas i swoje miejsce.

Istnieją pewne praktyki, które charakteryzowały okres PRL-u. Dzięki niniejszej książce nieco starsi czytelnicy będą mieli okazję odrobinę powspominać tamte czasy. Młodsi odbiorcy natomiast będą mieć szansę przeczytać np. o tym, jak odbywało się  świniobicie bardzo popularne w owym okresie, gdyż dawało ono pewien rodzaj samowystarczalności konsumpcyjnej. Jak również o tym, że dawniej pościel zanoszono do magla - o czym dzisiaj w dobie niemnących materiałów etc dziś już mało kto pamięta.

Na tle bardzo wielu różnorodnych obrazków z dawnych lat obserwujemy jak Dziewczynka dorasta, staje się coraz bardziej dojrzała i odpowiedzialna. Autorka w sposób bardzo barwny ukazuje jej ciekawość świata, a także pełne ciepła relacje rodzinne.

W opowieści nie brakuje także fragmentów rzec można humorystycznych. Natrafiamy na epizody z czasów przedszkolnych, kiedy to Dziewczynce np. wręcz nie mieści się w głowie co przyjemnego jest w całowaniu i jak dorośli mogą robić coś tak odrażającego.

Cała powieść jest pełna ciepła i nostalgii za mimo wszystko beztroskim czasem dzieciństwa, a także za najbliższymi, którzy odeszli…
Należy również zwrócić uwagę na wplecione w snutą przez autorkę opowieść, króciutkie rozdziały dotyczące teraźniejszości. Chociaż według mnie są one dosyć melancholijne i przepełnione zadumą nad nieustannie mijającym czasem, to zapewne właśnie te fragmenty w dużej mierze stały się jedną z przyczyn powstania „Kalendarzy” w takiej formie jaką otrzymaliśmy do ręki jako czytelnicy.   

Polecam.    

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.



środa, 4 listopada 2015

Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne.

 

„W kolejce po życie” to druga powieść w dorobku literackim Katarzyny Archimowicz. Natomiast jeśli chodzi o mnie książka ta była moim pierwszym zetknięciem z twórczością autorki, gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach wydawniczych okładkę tej publikacji oraz jej tytuł, a następnie zapoznałam się z okładkowym opisem wiedziałam, że muszę ją przeczytać.

Na początku poznajemy Ewę, która dowiaduje się, iż jej mąż Leszek uległ wypadkowi samochodowemu i w chwili obecnej przebywa w szpitalu w stanie śpiączki. Kobieta jest zdruzgotana tymi informacjami, chce być blisko Leszka, więc wyrusza w podróż z Krasnobrodu do Ciechocinka, gdzie jest on hospitalizowany.

Na miejscu jest zupełnie sama i nie bardzo wie co ze sobą począć. Z pomocą przychodzi jej doktor zajmujący się Leszkiem. Krzysztof daje jej wizytówkę pensjonatu, w którym Ewa może się zatrzymać. Jak dowiadujemy się w toku lektury, jest to dom jego ciotki – Konstancji, bardzo żwawej, tryskającej energią i poczuciem humoru staruszki.

Ewa większość czasu spędza przy mężu w szpitalu. Mimo, iż baronowa, u której nasza bohaterka obecnie mieszka jest dla niej bardzo miła i serdeczna nasza bohaterka czuje się bardzo samotna w nowym, obcym dla niej otoczeniu, zwłaszcza, że stan Leszka nie poprawia się, a wręcz odwrotnie - pogarsza…

Stopniowo relacja Ewy i Krzysztofa, który jest osobą bardzo skrytą, przechodzi ze statusu oficjalnego tzn. lekarz – żona pacjenta w stosunki bardziej przyjacielskie na gruncie prywatnym.

Książka nie jest jednak błahym romansem. Opowiada o ludziach, którzy wiele w życiu przeszli, a ich świat rozpadł się przy tym na kawałki. Bardzo wiele czasu i wysiłku wymaga od nich jako takie stanięcie ponownie na nogi, nie mało kosztuje ich także bardzo żmudny i powolny proces otwierania się na drugą osobę…

Jest to powieść o miłości, przyjaźni, utracie bliskich, podejmowaniu wielu trudnych egzystencjalnych decyzji. Opisany został w niej także bardzo bolesny proces zmagania się z żałobą i odnajdywania na nowo sensu życia po starcie.

Nie tylko główni bohaterowie tej opowieści mają tu dużo do przekazania. Autorka w sposób bardzo misterny utkała również inne bardzo interesujące postacie jak np. wspomniana już wcześniej baronowa Konstancja, która jest uosobieniem radości i korzystania z uroków życia pomimo wieku. Czy chociażby Maria – kobieta o niebywałym harcie ducha, która nie poddaje się pomimo kłód rzucanych jej pod nogi przez ciężką chorobę.

Jeśli macie ochotę zapoznać się z tą tylko pozornie lekką historią, która niesie ze sobą wiele ważnych przesłań, a także zaprzyjaźnić się z jej wielowymiarowymi i bardzo różnorodnymi bohaterami oraz zapoznać się ze skrywanymi przez nich sekretami, które z całą pewnością odmienia życie nie tylko ich samych lecz również osób na różne sposoby im bliskich ta książka jest właśnie dla Was.

Polecam!   

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję autorce Pani Katarzynie Archimowicz.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Pomiędzy miłość i śmierć wpleść anegdotę o istnieniu

 


Bywają takie książki, które nie sposób ocenić, a jeszcze trudniej opisać emocje, jakich doświadcza się podczas ich lektury, a także po jej zakończeniu… Jedną z tego typu pozycji jest niewątpliwie „Cztery i pół tygodnia. Historia naszego małego Juliusa”.

Autorką niniejszej opowieści, która jest historią prawdziwą, jest matka Juliusa – Constanze Bohg. Pewnego dnia okazuje się, iż wraz z mężem Tiborem spodziewają się upragnionego potomka, którego tak bardzo wyczekiwali. W świetle tak radosnej nowiny świat nabiera dla Bohgów oraz ich bliskich tęczowych barw. Jednak ich radość nie trwa długo, gdyż w trakcie kontrolnego badania dowiadują się, że dziecko cierpi na niezwykle rzadką wadę tzw. przepuklinę mózgową potyliczną. Schorzenie to występuje na tyle incydentalnie, a zarazem jest tak poważne, iż lekarze nie są w stanie podać jednoznacznych rokowań. Wiadomo jedynie na pewno, że życie chłopca będzie bardzo krótkie zakładając, iż w ogóle przeżyje on poród…

Po tych informacjach życie Constanze i Tibora w ułamku sekundy legnie w gruzach. Przed małżonkami staje konieczność nie tylko pogodzenia się z faktem, że ich synek jest bardzo ciężko chory, mało tego, muszą oni podjąć dramatyczną decyzję czy mimo wszystko kobieta zdecyduje się donosić ciążę czy też ze względów medycznych ją przerwać…

U Bohgów następuje okres buntu przeciw nieubłaganym faktom. Biją się oni z myślami, ciągle walczą również ze skrajnymi emocjami od euforii wywołanej świadomością, iż Constanze nosi pod sercem synka, aż po bezdenną rozpacz na myśl o tym, że najpewniej bardzo szybko go stracą. Nie opuszcza ich także dojmujące poczucie wewnętrznego rozdarcia pomiędzy wartościami moralnymi, jakimi od zawsze się kierują, a dobrem dziecka oraz zdrową dbałością o własną psychikę…

Małżonkowie świadomie, na czas podejmowania tej bodaj najtrudniejszej w ich życiu decyzji, całkowicie izolują się od rodziny i przyjaciół. Proces dokonywania tak dramatycznego wyboru jest powolny i niebywale bolesny. Constanze i Tibor przepracowują wiele swoich odczuć, weryfikują różne aspekty wyznawanego dotąd światopoglądu i niejednokrotnie zderzają się sami w sobie z własnym najintymniejszym i najpilniej strzeżonym i skrywanym przed innymi osobami wnętrzem…

Po 4,5 tygodnia zapada najważniejsza dla Bohgów decyzja… Nie zdradzę Wam co postanowili Constanze i Tibor, aby się tego dowiedzieć sięgnijcie do tej niezwykłej książki. Napiszę Wam tylko drodzy czytelnicy, iż historia rodziny Bohgów to istny wulkan emocji, jest to opowieść o sile miłości, odwadze i determinacji, którą każdy z nas w sobie nosi, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.

„Cztery i pół tygodnia. Historia naszego małego Juliusa” to opowieść nie tylko wzruszająca i momentami rozdzierająca serce. To również ciepła i pomimo wszystko przetykana radością historia o tym, że miłość jest w stanie rozjaśnić nawet najczarniejszą życiowy otchłań rozpaczy i beznadziei.

Polecam, gdyż ta książka pozostanie w Was na długo, możliwe, że nawet na zawsze…

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Święty Wojciech.

sobota, 31 października 2015

#Apel

Wydawnictwo literackie WAM organizuje akcję zbiórki pieniędzy na zakup książek brajlowskich w Ośrodku dla dzieci Niewidomych i słabowidzących w Krakowie.

Więcej na ten temat znajdziecie w linku poniżej:

czwartek, 29 października 2015

Kim jesteśmy? Skąd pochodzimy? Dokąd zmierzamy?


 To już druga książka autorstwa Ebena Alexandra, która miałam sposobność przeczytać; została ona napisana we współpracy z Ptolemy’m Tompkinsem. Na kartach „Mapy nieba” powracamy ponownie do tematyki doświadczeń z pogranicza życia i śmierci, które stały się udziałem samego autora, jak również osób, których świadectwa umieszczone zostały w tej publikacji.

Kwestie dotyczące zaświatów,  istnienia życia pozagrobowego i wszelakich związanych z tą tematyką zagadnień od wieków były i nadal są wciąż tak samo fascynujące i niezgłębione dla wielu ludzi na całym świecie.

W swojej najnowszej książce autor nie tylko przypomina swoje własne doświadczenia, o których pisał w swoim poprzednim dziele lecz również dotyka bardziej filozoficznego aspektu tychże zagadnień zderzając ze sobą dwie filozofie: Arystotelesa i Platona.

Dla czytelników, którym bliska jest znajomość tych opcji książka z pewnością okaże się interesująca i bardzo merytoryczna. Natomiast dla przeciętnego czytelnika, do jakich grona ja również się zaliczam może okazać się ona nieco męcząca ze względu na dużą ilość odniesień stricte naukowo-filozoficznych.

Jak już wcześniej wspomniałam jeśli chodzi o mnie osobiście to wystąpiła właśnie ta druga opcja. „W mapie nieba” w moim odczuciu zbyt mało jest świadectw, które uchylają nam rąbka tajemnicy jaką są zaświaty.  Takie opowieści zajmują zaledwie niewielką część całej książki.

Jeśli jednak pociąga Was tematyka, poruszana przez autora zajrzyjcie na karty tej książki i zapoznajcie się z jego przekazem, niewykluczone bowiem, iż akurat dla kogoś z Was merytoryczność „Mapy nieba” oraz tak głęboko naukowo – filozoficzne podejście do omawianych zagadnień okażą się jednymi z wielu jej atutów.     

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.