środa, 6 kwietnia 2022

O trudach młodości słów kilka...

Moja czytelnicza przygoda z książkami Edyty Świętek trwa już kilka dobrych lat i mimo, że jeszcze nie przeczytałam wszystkich, które dotąd się ukazały to po każdą kolejną sięgam z nieodmiennym zaciekawieniem.

Podobnie było w przypadku najnowszej powieści autorki zatytułowanej „Zaginiona melodia”, która swoją premierę miała 23 marca. Na pierwszych jej kartach poznajemy dwie licealistki – Sandrę i Nikolę, które przyjaźnią się ze sobą od najmłodszych lat. Uczęszczają one do jednego z rzeszowskich liceów. Dziewczyny są zwyczajnymi uczennicami z niezbyt zamożnych rodzin. W szkole prym wiedzie jednak dwoje nastolatków – Dylan i Justyna – czyli tzw hot para.

Jak to zwykle bywa w chłopcu podkochuje się większość dziewczyn ze szkoły, w tym także Sandra, na którą chłopak z bogatego domu rzecz jasna nie zwraca najmniejszej uwagi. Wszystko zmienia się jednak pewnego dnia za sprawą szkolnego konkursu talentów… A co o działo się potem, a wydarzyło się wiele dowiecie się z kart książki.

Autorka jak zwykle w swoich powieściach poruszyła bardzo istotne tematy, takie jak np. relacje nastolatków z rodzicami, ciągłą wzajemną rywalizację na wielu polach, z jaką boryka się dzisiejsza młodzież, presja, stres oraz ogromne zmęczenie młodych ludzi oraz katastrofalny dla psychiki hejt w sieci wynikiem czego bywa depresja.

Śledzimy pierwsze sympatie, rozczarowania, rozpady przyjaźni, borykanie się bohaterów z trudami wchodzenia w dorosłość oraz jak się okazuje nakładanie przez nich różnego rodzaju masek, aby dzięki nim lepiej wpasować się w otoczenie i towarzystwo.

Książka choć z pozoru wydaje się lekka, a do pewnego momentu może nawet nieco infantylna tak naprawdę ukazuje ogromnie szerokie spektrum problematyki dotykającej aktualnie młodzież i ich rodziny. Chociaż jest ona skierowana głównie do młodych czytelników to myślę, że śmiało może przeczytać ją każdy, by uzmysłowić sobie do czego może doprowadzić zamiatanie młodzieńczych problemów pod dywan i długotrwałe tkwienie we wszechobecnej grze pozorów.

„Zaginiona melodia” to zamknięte w pigułce napomnienie, aby zawsze mieć oczy szeroko otwarte na troski młodego człowieka i nigdy ich nie bagatelizować, a dla młodych ludzi wskazówka, by nie ulegać blichtrowi i owczemu pędowi za popularnością i za tym, aby za wszelką cenę dopasować się do tzw. elity.

„Zaginiona melodia” poleca się Waszej lekturze, gdyż z pewnością po jej przeczytaniu nasunie się Wam wiele przemyśleń, które być może odniesiecie do własnych lub zaprzyjaźnionych rodzin, a jeśli dzięki temu być może uda się uniknąć jakiejś trudnej (oby nie dramatycznej) sytuacji to tym większy będzie walor uświadamiający niniejszej opowieści.

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Z drugą wizytą u rodziny Ciszaków

O powieściach Marii Paszyńskiej pisałam już wielokrotnie. Dziś chciałabym opowiedzieć Wam o najnowszej z nich zatytułowanej „Skrawki nadziei”, która jest kontynuacją „Cudów codzienności”.

Jak zapewne się domyślacie są to dalsze losy rodziny Ciszaków osadzone w latach 1920 – 1938 . W tym czasie autorka po raz kolejny rozsnuwa przed czytelnikami pełne różnorodnych perypetii losy mieszkańców stróżówki na Smolnej.

Młode pokolenie Ciszaków osiąga coraz większą dojrzałość snując własne plany na życie i dokonując własnych wyborów. Maciej i Staszka wchodzą zaś w wiek średni, co nie przeszkadza im w życiu na tzw. pełnych obrotach i wspieraniu swych ukochanych dzieci na ich życiowych ścieżkach.

Michał, Bogna Nawojka i Amelka to tygiel różnorodnych charakterów i temperamentów. Zwłaszcza jeśli chodzi o dziewczęta – każda z nich ma bardzo odmienne spojrzenie na życie i świat. Każda z nich posiada różne priorytety i inne rzeczy są dla niej istotne, niemniej jednak dla wszystkich bardzo ważną osią życia jest rodzina, w której Ciszakowie przyszli na świat i się wychowali.

Jeśli zaś chodzi o Michała to po 10 latach powraca on niejako do świata żywych z odmętów powojennej traumy, która zamknęła go na otoczenie na tak wiele lat…

W książce jak to zwykle bywa w przypadku Marii Paszyńskiej nie brak, emocji i wzruszeń oraz niełatwych wyborów przed jakimi z różnych powodów stają bohaterowie. Wyraziste postacie ukazują ludzi z krwi i kości, którzy każdego dnia przeżywają życiowe wzloty i upadki, a także borykają się z kłopotami, rozterkami i ogromem odczuć, jakie nimi targają.

Autorka w swej opowieści po raz kolejny zakorzeniła losy bohaterów w odpowiednim dla czasu akcji tle historycznym, co jest cechą znamienną dla jej i powieści i zawsze tworzy jeszcze bogatszy literacko klimat dla potencjalnego odbiorcy.

Jeśli szukacie powieści, którą czyta się jednym tchem, a losy bohaterów przeżywa się tak, jak gdyby samemu było się ich naocznym świadkiem to „Skrawki nadziei” z całą pewnością będą czytelniczym strzałem w 10-tkę.

Opowieść ta jest barwna i przepełniona emocjami, a jednocześnie nie brakuje w niej również nut refleksji, nostalgii i zadumy nad tym, co minione, ale i nad tym, co może przynieść przyszłość. Splatają się w niej miłość, radość, smutek, ból, ale także nadzieja na lepsze jutro i na to, że w gruncie rzeczy nie ma sytuacji bez wyjścia. W historii tej pokazane zostało także fundamentalne znaczenie rodziny w życiu człowieka oraz miłości, która jak okazuje się po raz kolejny nie jedno ma imię i nie jedną twarz…

Polecam Wam „Skrawki nadziei” podobnie jak każdą przeczytaną przeze mnie dotąd książkę Marii Paszyńskiej i mam nadzieję, że zakochacie się w jej twórczości podobnie jak ja!

 * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

piątek, 1 kwietnia 2022

Hit czy kit? - oceńcie sami ;)


Moja literacka przygoda z książkami Szymona Hołowni rozpoczęła się już dosyć dawno temu i od tamtej pory co jakiś czas sięgam po kolejne nieznane mi dotąd książki autora.

Podobnie było w przypadku tytułu „Ludzie w czasach Jezusa” muszę jednak uczciwie przyznać, iż spodziewałam się po tej publikacji czegoś zupełnie innego… Zakładałam, ze będzie to przybliżenie życia ludzi stanowiących niejako tło opowieści o historii życia Jezusa, a tymczasem książka okazała się zbiorem różnego rodzaju historii traktujących na temat ludzi z różnych epok wywodzących się z przeróżnych kultur i zakątków ówczesnego świata osadzonych na różne sposoby w swojej codzienności.

Jeśli jesteście pasjonatami szeroko pojętej historii i dowiadywania się ciekawostek z różnych dziedzin to być może książka ta Was zainteresuje i przypadnie Wam do gustu. Mnie osobiście jej lektura dosyć mocno zmęczyła, a w jej trakcie zamiast nabierać coraz szerszej perspektywy z każdą kolejną przeczytaną stroną miałam poczucie coraz większego chaosu, który wysysa z czytelnika wszystkie siły, a że ogromnie nie lubię nie doczytywać do końca rozpoczętych książek doczytałam również i tę.

Niemniej jednak rzadko kiedy miewam tak, że aż nie bardzo wiem co jeszcze mogłabym napisać o przeczytanej książce. Tom ten składa się z kilkunastu niezbyt długich rozdziałów, które zawierają nie tylko fakty historyczne lecz także różnorodne dywagacje autora. Język jest lekki (momentami może nawet zbyt) i raczej potoczny, co przypomina gawędzenie przy stole itp.

Dla jednych książka ta może być lekkim i sympatycznym zbiorem ciekawostek, natomiast dla innych mimo iż nie jest zbyt obszerna będzie nużąca, chaotyczna i naszpikowana wieloma mało przydatnymi informacjami.

Osobiście nie potrafię jej polecić lub odradzić do przeczytania, sami musicie zdecydować czy chcecie zapoznać się z jej treścią. Ja w każdym razie wolę inne propozycje wydawnicze pana Szymona i z całą pewnością nadal będę sięgać po jego książki.

A „Ludzie w czasach Jezusa” cóż… jak dla mnie do zapomnienia… Jeśli ktoś z Was zdecyduje się na przeczytanie to koniecznie dajcie mi znać jak wrażenia, ponieważ jestem bardzo ciekawa odbioru innych czytelników.