środa, 16 maja 2018

Wczo­raj to przeszłość, jut­ro to ta­jem­ni­ca, a dzi­siaj to dar losu...


Dorota Gąsiorowska ma na swoim koncie kilka powieści, 4 kwietnia nakładem Wydawnictwa Znak ukazała się jej najnowsza powieść „Dziewczyna ze sklepu z kapeluszami”.

Akcja powieści osadzona została w Krakowie, gdzie Lidia wraz ze swoją wnuczką Kamelią od lat prowadzą atelier. Można tam kupić, a także zamówić wykonywane ręcznie przez kobiety kapelusze.

Lidię i Kamelię od zawsze łączy wyjątkowa więź, ponieważ starsza kobieta od najmłodszych lat wychowywała dziewczynkę będąc dla niej jak matka, gdyż rodzicielka Kamelii, chociaż kontaktuje się z córką i od czasu do czasu ją odwiedza wybrała życie podróżniczki.

Na skutek tej specyficznej relacji wnuczka i babcia są sobie bardzo bliskie. Dlatego Kamelia coraz bardziej martwi się o Lidię, która od pewnego czasu zachowuje się coraz dziwniej, stała się rozdygotana, skryta i ogromnie tajemnicza, a do tego te jej nocne spacery…

Początkowo uwagę Kamy od zachowania starszej kobiety nieco odwraca jednak pojawienie się w atelier przystojnego dziennikarza lokalnej prasy, który chce napisać artykuł o ich pracowni, gdyż zbliża się 100-lecie istnienia tego klimatycznego wręcz magicznego miejsca. Niejako za sprawą Artura w życiu młodej kobiety pojawia się również Marek zwany Merlinem.          

Kilka dni później Kama obchodzi urodziny i otrzymuje w prezencie od Lidii gustowną broszkę z tajemniczą inskrypcją, starsza pani nie chce jednak niczego na jej temat wyjawić wnuczce…

Ponieważ nie chcę tutaj spojlerować, aby poznać historię i sekrety związane z tą zagadkową ozdobą i nie tylko sięgnijcie koniecznie po najnowszą powieść Doroty Gąsiorowskiej, a gwarantuję Wam, że się nie zawiedziecie.

„Dziewczyna ze sklepu z kapeluszami” jest powieścią bardzo klimatyczną. Pełną sekretów z przeszłości, które nierozerwalnie splatają się z teraźniejszością. Autorka w sposób niezwykle wyrazisty nakreśla portrety psychoemocjonalne bohaterów oraz szczegółowo opisuje targające nimi, niekiedy sprzeczne, różnorakie odczucia.

W historii tej znajdujemy wątki miłosne, rodzinne, historyczne, a nawet pierwiastek kryminalny. Nie zabrakło również miejsca na tematykę dotyczącą wieloletniej przyjaźni oraz rodzinnych relacji, które w gruncie rzeczy są nieprzemijające bez względu na to, jaką życiową drogę utkał dla nas los.

Polecam!

poniedziałek, 14 maja 2018

(...)Zło da się naprawić, a dobro sobie jest. Jestem taka zachłanna na pogodę ducha, na szczęście, na śmiech (...)

 

Grażyna Mączkowska zadebiutowała w roku 2015 powieścią „Powiedz, że mnie kochasz,mamo”. Po dwóch latach oczekiwania nakładem Wydawnictwa Psychoskok ukazała się jej druga powieść „Tatuaże podświadomości”, która trafiła w ręce czytelników w listopadzie ubiegłego roku.

To właśnie o „Tatuażach…” chcę Wam dziś nieco opowiedzieć. Książka opowiada o losach dorosłej już Gabrieli, która wiedzie spokojne poukładane życie na Mazurach wraz z kochającym mężem oraz niezastąpionymi przyjaciółkami – Teresą i Grażką.

Mimo, iż Gabi stara się wreszcie żyć pełną piersią dramatyczna przeszłość i niezaspokojone tęsknoty oraz pragnienia z dzieciństwa wciąż na różne sposoby kładą się cieniem na jej teraźniejszości.

Autorka w sposób niezwykle plastyczny opisała targające bohaterką emocje począwszy od rozgoryczenia utraconym (a zniszczonym przez rodziców) dzieciństwem, poprzez gniew na ojca za zgotowane jej i matce piekło w rodzinnym domu, aż po proces żmudnej i powolnej, lecz również skutecznej pracy nad sobą naszej głównej bohaterki. Praca ta z czasem pozwala jej bowiem wyjść niejako poza traumę z dzieciństwa i odtąd pisać swoje życie na nowej, czystej kartce, czego zaczątkiem jest pogodzenie się z tym, co było oraz wybaczenie tym, którzy skrzywdzili, a także wyzbycie się przez Gabi bardzo mocno zakorzenionego w niej od wielu lat poczucia winy i odrzucenia.

Na przykładzie perypetii bohaterki ukazany został kolosalny wpływ przeżyć z dzieciństwa na dorosłe życie człowieka oraz jakość jego relacji z innymi ludźmi. Dzięki pierwszoosobowej narracji użytej w powieści możemy wczuć się bardzo mocno w wewnętrzne doznania i przemyślenia bohaterki.

Uważam, że poprzez postać Gabi autorka oddała głos wielu osobom, które latami, często nawet do dnia dzisiejszego, borykają się z różnorodnymi traumami z przeszłości. Jednakże postawa Gabrieli może dawać im nadzieję, bo, mimo, że przeszłości nie da się ot tak wymazać i na zawsze pozostawia w nas ona swoje tatuaże, to dzięki własnemu samozaparciu oraz pomocy najbliższych nam osób, niekiedy również specjalistów możemy zamknąć za sobą bolesną przeszłość, jaka stała się naszym udziałem. Wyjść z niej obronną ręką i wieść szczęśliwe, spełnione życie mając u boku tych, którzy są nam najbliżsi.
Chociaż życie pisuje przewrotne scenariusze, - o czym przekonacie się również czytając tę książkę - to czy będziemy szczęśliwi i spełnieni zależy w dużej mierze od nas samych i naszego podejścia do świata oraz ludzi.  

Jeśli macie ochotę na nieco refleksyjną, a jednocześnie tchnącą optymizmem lekturę to koniecznie zajrzyjcie do „Tatuaży podświadomości”, a myślę, że nie poczujecie się zawiedzeni.

niedziela, 13 maja 2018

Kultowy autor baśni dla dzieci, tym razem w odsłonie dla dorosłych.


Przypuszczam, iż większości z Was, podobnie jak mnie, nazwisko autora w pierwszej kolejności kojarzy się z niezapomnianymi, znanymi z dzieciństwa baśniami. Tym razem jednak Wydawnictwo MG zaprezentowało czytelnikom twórczość duńskiego pisarza skierowaną do dorosłych odbiorców.

„Improwizator” to historia Antonia, który na skutek nieszczęśliwego wypadku zostaje sierotą i kuratelę nad nim obejmuje zamożna i znamienita rodzina Borghese. Chłopiec od zawsze wykazywał się ponadprzeciętną wrażliwością oraz talentem improwizatorskim, Antonio snuje swoją opowieść rozpoczynając od dzieciństwa i wieku nastoletniego, poprzez młodość, aż po czas mu współczesny.

Oprócz perypetii głównego bohatera autor rozsnuwa przed czytelnikiem malownicze pejzaże Rzymu, Neapolu, czy Wenecji. Nie szczędząc bogatych w detale opisów przyrody i wszystkiego, co ukazuje się oczom Antonia.

Jest to opowieść o miłości, przyjaźni, podróżach oraz talencie, którego publiczne pokazywanie w ówczesnych czasach oraz powstałych na skutek różnorakich okoliczności koneksjach i zależnościach wymaga od głównego bohatera nie lada odwagi.

Książkę czyta się dosyć wolno ze względu na fakt, że język, jakim została napisana jest dosyć anachroniczny, nie jest to jednak niczym dziwnym, gdyż powieść ta powstała w roku 1835, a jej polskie wydanie nastąpiło w roku 1859.

Dzienniki Antonia, bo taka właśnie jest konstrukcja niniejszej książki, przepełnione są jak już wspominałam bardzo obszernymi i bogatymi w detale opisami wydarzeń, jakie przytrafiają się najpierw chłopcu, a potem mężczyźnie. Jego przemyśleniom na różne tematy oraz bogactwu fauny i flory, które napotyka dzięki swoim podróżom.

Jeśli macie ochotę na lekturę mocno nietypową, a jednocześnie ciekawią Was losy włoskiego improwizatora sięgnijcie po tę XIX - wieczną powieść.

sobota, 12 maja 2018

"Idę w parze z czarną ciszą chmury wciąż nade mną wiszą, ale przecież już przetrwałem tyle burz..."


Na początku roku 2014 nakładem Wydawnictwa Axis Mundi ukazała się książka autorstwa Jacka Lusińskiego o tytule „Carte blanche”. Autor opowiedział w niej opartą na faktach historię zainspirowanego autentyczną postacią, lecz wykreowanego przez autora na potrzeby tej opowieści Kacpra Bielika, nauczyciela historii w jednym z liceów.

Kacper jest kawalerem mieszkającym ze swoją matką, a jego pasją jest obserwacja nieba i gwiazd przy użyciu teleskopu oraz zawód, jaki od lat wykonuje. Pewnego dnia Kacper wraz z matką ulegają wypadkowi samochodowemu w wyniku, którego starsza pani traci życie natomiast mężczyzna zaczyna mieć kłopoty ze wzrokiem.

Diagnoza jest dla naszego bohatera druzgocąca – stopniowa, lecz nieunikniona utrata wzroku… Świat Kacpra legnie w gruzach, bo jak żyć i pracować jako nauczyciel widząc słabo lub wcale??? Zwłaszcza, że klasa Kacpra nieubłaganie zbliża się do matury.
Mężczyzna postanawia możliwie jak najdłużej utrzymać swój stan w tajemnicy przed wszystkimi.

Książka, chociaż niewielka objętościowo porusza bardzo istotny temat, jakim jest nagłe kalectwo i radzenie sobie w kompletnie nieoczekiwanych, a niejako wymuszonych sytuacjach i okolicznościach. Autor kładzie jednak ogromny naciska na fakt, iż żadna niepełnosprawność nie wyklucza jednostki ludzkiej z życia zawodowego, czy społecznego, wymaga to jednak od w/w dużego samozaparcia, a niekiedy szukania własnej niszy, by osiągnąć postawiony sobie cel.

Jest to także opowieść dająca czytelnikom pewien wgląd w środowisko młodzieży licealnej i przełamująca pewne stereotypy dotyczące relacji uczeń – nauczyciel. Autor nakreślił odwagę (mimo, iż początkowo podszytą lękiem) Kacpra oraz szacunek, podziw i respekt, jakie wzbudziła jego postawa wśród uczniów i grona pedagogicznego, gdy prawda stała się już nie do ukrycia.

Historia Kacpra, mimo iż trudna to niepozbawiona jest humoru, szczypty ironii i zdrowego sarkazmu, które można znaleźć na kartach książki, co z całą pewnością dodaje jej nieco lekkości zważywszy na kaliber poruszanej przez Lusińskiego tematyki.

Warto również zaznaczyć, że również w roku 2015, na podstawie powieści powstał film o tym samym tytule, a jego scenarzystą i reżyserem jest autor niniejszej książki. W rolę Kacpra natomiast wcielił się Andrzej Chyra.

Film już czeka na obejrzenie w mojej filmotece na pierwszy możliwy wolny czas i wtedy okaże się, jakie jest moje zdanie na jego temat. Jeśli natomiast chodzi o książkę to według mnie warto ją przeczytać, chociaż w moim osobistym odczuciu niektóre wątki zostały zbytnio spłycone, przez co niestety tracą na wyrazistości i książce jako całości, czego jednak brakuje.

Niemniej jednak polecam zapoznanie się z tą lekturą i wyrobienie sobie na jej temat własnego zdania.

piątek, 11 maja 2018

"Trzeba znaleźć osobę, z którą ma się o czym rozmawiać i potrafi milczeć..."


Agnieszka Olejnik to jedna z poczytniejszych, rodzimych autorek. Ma już na swoim literackim koncie kilkanaście powieści. Dzisiaj chcę przybliżyć Wam jeden z odrobinę starszych tytułów autorki, a jest nim wydana w roku 2015 nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona powieść „Dziewczyna z porcelany”.

Pisarka ukazała w niej losy Michała, młodego, jak dotąd żyjącego beztrosko studenta, który po tragicznej śmierci rodziców musi o 180◦ zmienić swoje dotychczasowe życie i zająć się 4-letnim bratem.

Początki tego przymusowego zmierzenia się z opieką, 24/7, nad kilkulatkiem, którego do tej pory widywał właściwie okazjonalnie są dla obu stron niezwykle trudne. Z pomocą młodemu mężczyźnie przychodzi Zuzanna, kobieta jest sąsiadką Michała i wielokrotnie zdarzało się jej wcześniej opiekować małym Tomkiem, co jednoznacznie pokazuje wyraźnie widoczna między nimi zażyłość.

Autorka w snutej przez siebie opowieści ukazuje ważność i siłę relacji międzyludzkich, a na przykładzie Michała śledzimy stopniowy proces transformacji lekkoducha w dojrzałego, odpowiedzialnego i świadomego siebie mężczyznę.

Nieco zawiłe miejscami perypetie bohaterów mają moim zdaniem na celu unaocznienie czytelnikom, iż wiele życiowych sytuacji i wynikających z ich różnorakich okoliczności wyborów, jakich na co dzień dokonujemy nie sposób oceniać poprzez pryzmat czarno - białego schematu, gdyż zazwyczaj nasza egzystencja pełna jest wieloznaczności.

Postać Zuzanny jest dla mnie natomiast uosobieniem tęsknoty za rodziną i macierzyństwem. Jest ona również odzwierciedleniem tego, że każdy z nas szuka bliskości i akceptacji, a jednocześnie posiadając swoją „ciemną stronę” obawia się niezrozumienia, krytyki, odrzucenia etc.

„Dziewczyna z porcelany” to ciepła i barwna opowieść o ludziach szukających własnego miejsca i życiowego azylu. O istocie i sile relacji międzyludzkich, które pozwalają przetrwać nawet największe życiowe burze oraz o tym, że dla miłości nic nigdy nie jest, nie było i nie będzie przeszkodą ku temu, by złączyć ze sobą ludzi pomimo różnicy wieku, czy wszelakich doświadczeń z przeszłości.

Polecam Wam gorąco tę ciepłą, wzruszającą i moim zdaniem budującą książkę. 

czwartek, 10 maja 2018

Uwielbiana przez czytelniczki Jojo Moyes powraca z najnowszą powieścią już 6 czerwca!!

6 czerwca nakładem Wydawnictwa Znak Literanova ukaże się trzecia odsłona losów bohaterki "Zanim się pojawiłeś" i "Kiedy odszedłeś" - Lou Clark.

Z notki prasowej:

Jojo Moyes
Moje serce w dwóch światach


Josh ma spojrzenie zupełnie jak Will. Ten sam uśmiech, ten sam kolor włosów. Lou zaniemówiła, kiedy zobaczyła go po raz pierwszy. Czy to możliwe, że istnieje mężczyzna aż tak podobny do miłości jej życia? Miłości, która, jak się zdawało, bezpowrotnie odeszła?

Nowy Jork, miasto drapaczy chmur, urokliwych restauracji, rozświetlonych alei i ludzi w ciągłym biegu. Miasto, które spełnia marzenia. Lou przyjeżdża tam, by nauczyć się nowych rzeczy. Wie, jak wiele kilometrów dzieli ją od Londynu, w którym mieszka Sam, jej nowy chłopak. Wie, że świeży związek może nie przetrwać próby odległości. Właśnie wtedy poznaje Josha. Jasne staje się, że każda decyzja, którą podejmie w kwestii swojej przyszłości, całkowicie zmieni jej życie.

Jojo Moyes powraca do swoich ukochanych bohaterów
ZANIM SIĘ POJAWIŁEŚ i KIEDY ODSZEDŁEŚ.

Czy warto żyć dawnym uczuciem, czy może lepiej bez oglądania za siebie otworzyć się na kogoś zupełnie innego?


#CzytamMoyes

Kto z Was czeka na tę powieść? Jak według Was autorka pokieruje losami Lou? - dajcie znać w komentarzach :). Zapraszam Was również na: JojoMoyesPL

"Życie ma talent do kopania w tyłek. Gdy wszystko ci się układa, robi to, by przypomnieć, kto tu rządzi."



Czy są wśród Was fani snookera? Jeśli tak, a nie czytaliście jeszcze książki, którą chcę dzisiaj polecić to koniecznie nadróbcie tę zaległość.

„Running. Autobiografia mistrza snookera” to opowieść - pięciokrotnego mistrza świata w snookerze oraz zdobywcy licznych trofeów i laurów w tej dyscyplinie - Ronniego O’Sullivana  o jego życiu, które od dzieciństwa nie należało do łatwych.

Ronnie wraz z Simonem Hattenstone’m dziennikarzem „The Guardian” odsłaniają przed czytelnikami kulisy dzieciństwa, młodości oraz życia prywatnego i sportowego znanego praktycznie na całym świecie snookerzysty.
42-letni dziś sportowiec do bólu szczerze, a jednocześnie bez wytwarzania atmosfery zbędnej sensacji opowiada o swoich zmaganiach z nadużywaniem alkoholu i narkotyków. Pisze o problemach w domu rodzinnym, heroicznej walce o dzieci oraz o swojej drugiej pasji, jaką jest bieganie.

W książce dokładnie tak, jak ma to miejsce w życiu Ronnie’go radość miesza się ze smutkiem, euforia z depresją, wiara w siebie z wewnętrznym poczuciem przegranej z własnymi słabościami.
„Running…” jest napisaną przystępnym językiem, maksymalnie szczerą i nieubarwianą historią człowieka z jednej strony zmagającego się z ogromnymi problemami różnorakiej natury, z drugiej natomiast posiadającego niesamowity talent do gry w snookera.

Dzięki różnym opowieściom Ronnie’go mamy szansę zajrzeć niejako za kulisty wielu prestiżowych snookerowych rozgrywek. O’Sullivan nie szczędzi czytelnikom również wielu zabawnych anegdot, które wydarzyły się poza czujnym okiem telewizyjnych kamer.

Jest to jednak książka nie tylko o snookerze, traktuje ona o pasji – nie tylko do wbijania bil, lecz także do biegania - pomagającej wybrnąć mu z wielu kłopotów, a niekiedy wręcz utrzymującej Ronnie’go mówiąc kolokwialnie „na powierzchni”. Dużo miejsca poświecono też miłości ojcowskiej O’Sullivana do swoich dzieci oraz temu jak ważna jest i zawsze była w jego życiu rodzina i przyjaciele.

Czytając „Running…” przekonujemy się, że życie znanych i bogatych wcale nie jest usłane różami, a bywa wręcz przeciwnie, z czego siedząc przed szklanym ekranem i podziwiając naszego idola często nie zdajemy sobie sprawy.

Książkę czyta się dobrze, chociaż miejscami bywa ona nieco chaotyczna. Fakt ten czyni ją jednak w moich oczach jeszcze bardziej autentyczną i opartą o emocje targające w życiu O’Sullivanem.

Zatem jeśli lubicie autobiografie, a zarazem chcecie poczytać o człowieku z krwi i kości, któremu pomimo ogromnej kariery nie są również obce życiowe trudy i znoje to zapraszam Was do lektury tego tytułu.
  

środa, 9 maja 2018

"Kiedy człowiek wyostrza wzrok,by dostrzec dal,rozmazuje mu się obraz tego,co najbliżej. A właśnie tam może być jego szczęście."


Dzisiaj przychodzę do Was z kilkoma słowami o książce, która moim zdaniem idealnie wpasowuje się w aktualnie otaczającą nas wiosenno - letnią wręcz aurę, jaka od pewnego czasu w pełnej krasie rozgościła się za naszymi oknami.

Pozycja, jaką mam na myśli jest trzecią w dorobku Katarzyny Archimowicz. Nosi ona tytuł „Nadwiślańskie serca” i ukazała się nakładem Wydawnictwa Black Publishing.

W powieści równolegle poznajemy losy Marty Żmigrodzkiej i Janusza Bliskiego.

Marta jakiś czas temu wyjechała z rodzinnych stron by ułożyć sobie życie w Warszawie. Zawodowo idzie jej całkiem nieźle, jednakże w sferze uczuciowej nieco utknęła w związku bez przyszłości, z którego coraz mocniej stara się wydostać, co w końcu jej się udaje.

Janusz właśnie planuje ślub ze swoją ukochaną Dorotą, para wychowuje córkę kobiety z poprzedniego związku. Dla mężczyzny kilkuletnia dziewczynka jest całym światem i nie ma najmniejszego znaczenia fakt, iż nie jest ona jego biologiczną córką. Zwłaszcza, że to głównie Janusz zajmuje się Julią, gdyż Dorota zbyt skupiona jest na swojej karierze zawodowej.

Ścieżki Marty i Janusza krzyżują się po raz pierwszy w urokliwej scenerii Kazimierza Dolnego… Nie będę Wam jednak spoilerować jak potoczy się dalsza historia obojga, bo tego dowiecie się sięgając po książkę.

Niemniej jednak postaram się uchylić nieco rąbka tajemnicy i zdradzę, że chociaż jest to książka o miłości, nie jest ona płytkim romansem. Autorka poruszyła w niej bardzo istotne kwestie wyborów dokonywanych przez człowieka – tych pomiędzy rodziną, a pracą, czy też miłością do kobiety, a miłością do dziecka.

Przybliżyła również nieco tematykę dotyczącą osób niewidomych, ponieważ przyjaciółka głównej bohaterki Agata na co dzień żyje w świecie ciemności. Bardzo istotne jest jednak to, iż taki stan rzeczy nie przeszkadza jej żyć pełnią życia i realizować się na różnych płaszczyznach, chociaż oczywiście wymaga to od niej samozaparcia i odwagi absolutnie nie jest niemożliwe.

W oparciu o wykreowane postacie Katarzyna Archimowicz bardzo plastycznie opisuje jak poszukując miłości, akceptacji i swojego miejsca w życiu jednocześnie sami sobie potrafimy wszystko ogromnie skomplikować i tkwić miesiącami, czy nawet latami w różnego rodzaju toksycznych relacjach i sytuacjach, które nasilają w nas poczucie niespełnienia, frustracji etc.

W tej niezwykle ciepłej i barwnej opowieści zawarta została niezłomna prawda, że na miłość, przyjaźń, szczęście, życie pełną piersią i spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno.
Zapraszam Was do lektury najnowszej książki Katarzyny Archimowicz życząc Wam urokliwej podróży poprzez krajobrazy Kazimierza Dolnego – niech „Nadwiślańskie serca” z perypetiami ich bohaterów dostarczą Wam uśmiechów, wzruszeń oraz całej gamy niezapomnianych, czytelniczych wrażeń!

wtorek, 8 maja 2018

"Jeśli we mnie nadzieja, to znaczy, że sytuacja nie jest beznadziejna..."


Książki autorstwa Moniki Szwai mimo tego, iż pisarki od kilku lat nie ma już pośród nas wciąż cieszą się niesłabnącą popularnością.

„Anioł w kapeluszu” to druga część cyklu o tytule „Zupa z ryby fugu”, fakt ten nie wyklucza jednak czytania tych tytułów całkowicie rozdzielnie, gdyż tak właśnie było w moim przypadku. Chociaż nie znam powieści „Zupa z ryby fugu” bez najmniejszych problemów odnalazłam się w fabule „Anioła w kapeluszu.

W swojej powieści autorka ukazała nam losy kilkorga bohaterów, są to między innymi:

Jaśmina, emerytowana wykładowczyni, cierpiąca po nagłej śmierci męża. Kobietę w pewnym sensie dodatkowo przytłacza fakt, iż jej synowie również opuszczają rodzinne gniazdo, przez co poczucie pustki i osamotnienia staje się jeszcze bardziej dotkliwe.

Jonasz, 12-letni chłopiec borykający się na równi z nadmiarem nałożonych na niego obowiązków wszelkiej maści, co „brakiem” rodziców, którzy skupiają się wyłącznie na pracy… Chcąc zapewnić chłopcu jak najlepszy byt paradoksalnie go okradają skąpiąc mu swojego czasu i obecności…  Chłopiec nie widząc wyjścia z otaczającego impasu, ani sposobu, by zwrócić uwagę dorosłych na jego rzeczywiste potrzeby i pragnienia decyduje się na desperacki krok – ucieczkę z domu.

Miranda, jest młodą kobietą, studiuje, lecz pomimo młodego wieku ma za sobą na tyle dramatyczne i trudne przeżycia, iż zawiodły ją one na skraj depresji.

Drogi tych trojga (i nie tylko) skrzyżowała autorka w Szczecinie, gdzie toczy się akcja opowieści.

Monika Szwaja w sposób bardzo barwny i lekki, a przy tym nie unikając trudnych i ważnych tematów przybliżyła nam życie wykreowanych przez siebie bohaterów. Opisała blaski i cienie codzienności, w której bez większego trudu każdy z nas może odnaleźć cząstkę siebie, własnych zwyczajnych/niezwyczajnych dni, radości i trosk. Jest to opowieść o przyjaźni, otwieraniu się na drugiego człowieka, miłości przychodzącej bez względu na wiek i dotychczasowe doświadczenia oraz marzeniach, które każdy z nas ma i nadziei, która przecież nigdy nie gaśnie…

Zgłębiając historie bohaterów dochodzimy do wniosku, że właściwie zawsze i w każdej sytuacji, – jeśli tylko sami w to uwierzymy – znajdzie się pomocna dłoń, która pomoże nam wyjść z naszych kłopotów, stagnacji i smutku.

Jeśli udało mi się, choć odrobinę zaszczepić w Was ciekawość tego, co ma dla Was w zanadrzu „Anioł w kapeluszu” to cieszę się niezmiernie i zapraszam do lektury tej pozycji.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

poniedziałek, 7 maja 2018

(...) Z zakamarków życia wziąć, to, co chcę...


Niniejsza książka ukazała się w roku 2015 nakładem wydawnictwa Święty Wojciech, w serii Smaki życia. Poznajemy losy mieszkańców domu spokojnej starości Desert Gardens oraz historię pracującej tam młodej dziewczyny, – Trehi – która z jednej strony boryka się z dziwną przypadłością, z drugiej natomiast posiada niezwykły dar docierania do ludzi, których choroba i postępujący proces starzenia się zamknęły w klatce własnego umysłu i ciała.

Treha jest 22-latką zmagającą się z własnymi dolegliwościami, nieśmiałością i brakiem wiedzy na temat własnych rzeczywistych korzeni. Taki stan rzeczy powoduje, iż niejako zapożycza ona wspomnienia od pensjonariuszy Desert Gardens, którymi nie tylko się opiekuje, przede wszystkim, bowiem są oni pomimo dzielącej ich różnicy wieku jej przyjaciółmi.

Na przykładzie bohaterów tej książki autor w sposób niezwykle subtelny, a zarazem klarowny ukazuje, jak ważne są relacje międzyludzkie. Pisze także o tym, iż podeszły wiek, czy też jakakolwiek niepełnosprawność nigdy nie powinny powodować życia w izolacji lub pozbawiać istotę ludzką możliwości korzystania z życia i decydowania o sobie samym do ostatniej chwili w największym możliwym stopniu.

„W każdej chwili dnia” jest opowieścią o życiu, przemijaniu, które jest jego nierozerwalną częścią oraz o tym, jak teraźniejszość splata się zarówno z tym, co minione, jak i z tym, co dopiero nadejdzie.

Historie nakreślonych przez autora postaci traktują o niezbywalnym dla każdego człowieka - bez względu na jego wiek, status społeczny czy majątkowy, kondycję psychofizyczną etc - prawie do uwagi, szacunku i godnego życia aż po jego naturalny kres.
Chris Fabry podkreśla też istotę dążenia do prawdy o sobie i swoich korzeniach, gdyż jej odkrycie, jeśli tego właśnie potrzebujemy, może zapewnić nam wewnętrzną równowagę.

Jeśli macie ochotę na nieśpieszną, acz nieco refleksyjną lekturę zapraszam Was do zapoznania się z losami Trehi Lansam oraz pozostałych bohaterów tej powieści.

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *