Książka, którą chciałabym Wam
dzisiaj przybliżyć to powieść Agnieszki Lis „Listy w góry”, tą właśnie pozycją
pisarka rozpoczęła współpracę z Wydawnictwem Skarpa Warszawska. Autorka nadała
tej publikacji formę listów, a cała historia, choć fikcyjna to szkieletowo
oparta jest na losach Jerzego Kukuczki i jego rodziny.
Historia ta rozpoczyna się pod
koniec lat 70-tych, a czasy nie należą do najłatwiejszych. Poznajemy młodą
kobietę, która z tęsknoty i ogromnego lęku o swojego męża himalaistę zaczyna
pisać do niego listy, które są jednocześnie jej pamiętnikiem.
Śledzimy wewnętrzne zmagania
narratorki z samotnością, tęsknotą, lękiem o ukochaną osobę, a w późniejszym
czasie także właściwie samotne wychowywanie przez nią synów i borykanie się z
trudami dnia codziennego na przestrzeni wielu lat.
Zapytacie czy jest to książka o
miłości i poświęceniu? – Tak, ale jest to także książka o egoizmie i
chorobliwej wręcz pasji, która doprowadziła do najgorszego. Owszem jak
najbardziej uważam, iż pasja w życiu jest potrzebna, ale czy należy stawiać ją
ponad wszystko, nawet rodzinę, szafując przy tym własnym życiem? Nie wiem jak
Wy, ale ja uważam, że nie…
Powieść ta jest dobrze napisana,
a poruszone w niej tematy są trudne i bardzo często bolesne. Muszę jednak
uczciwie powiedzieć, że chociaż doceniam mocny przekaz zawarty w tej opowieści
to postawa głównej bohaterki ogromnie mnie irytowała. Czytając jej listy czułam
się tak, jak gdybym miała przed sobą dwie diametralnie różne osoby.
Z jednej strony Matkę Polkę
walczącą o byt i przetrwanie rodziny w trudnych czasach, w jakich przyszło jej
żyć. Z drugiej natomiast kobietę totalnie uległą i zdominowaną przez ambicje
własnego męża, który przecież MUSI pojechać na kolejną wyprawę, a w związku z
powyższym, gdy już jest w domu to i tak albo ciągle coś załatwia na kolejną
podróż, albo przez ich małe mieszkanie ciągle przewijają się tabuny ludzi, no,
ale przecież jej nie wypada zwrócić im uwagi, że są trochę za głośno... etc
Momentami było mi żal tej
zagubionej, a zarazem ewidentnie rozdartej wewnętrznie kobiety. Czasem jednak
miałam ochotę nią potrząsnąć, aby wreszcie choć trochę się ocknęła… Czy w końcu
do tego doszło dowiecie się z kart książki.
Swoistym panaceum na samotność i
życiowe troski była dla kobiety odnowiona relacja z jej dawną szkolną koleżanką
Moniką. Jak się jednak okazuje w toku lektury ta skomplikowana więź z pewnych
względów koniec końców również kładzie się cieniem na życiu narratorki.
„Listy w góry” to opowieść wręcz
buzująca emocjami. Ich ilość i różnorodność nie pozwalają czytelnikowi przejść
obok tej historii obojętnie. W moim odczuciu jest to jedna z takich opowieści,
których nie sposób jednoznacznie ocenić. Jak już wcześniej wspomniałam jej
dodatkowym „smaczkiem” jest nietuzinkowa forma.
* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *
Brzmi dobrze, chociaż chyba mam zbyt duży stosik hańby, żeby dodawać do niego jeszcze kolejne książki :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Natalia
Znam ten ból, ale wiem też, jak ciężko się powstrzymać ;).
UsuńJestem ciekawa tej książki, więc mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńJeśli Ci się uda to daj znać jak wrażenia :)
Usuń