wtorek, 11 grudnia 2018

" Jeśli budzisz się rano, to znaczy, że jest dobry dzień."


O okrucieństwach wojny i losach więźniów Auschwitz napisano już całe mnóstwo książek. Niemniej jednak, gdy tylko zobaczyłam zapowiedź wydanego pod szyldem Wydawnictwa Marginesy „Tatuażysty z Auschwitz” wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę.

Jest to historia 26-letniego wówczas Lalego Sokołowa, który w roku 1942 trafił do Auschwitz i dzięki pomocy jednego ze współtowarzyszy niedoli stał się najpierw pomocnikiem, a z biegiem czasu samodzielnym tatuażystą. Poprzez tę niewdzięczną pracę poznał on miłość swojego życia – młodziutką, Gitę, która trafiła do obozu mając zaledwie 18 lat…

Perypetie tych dwojga w brutalnej obozowej rzeczywistości w oparciu o opowieść samego Lalego postanowiła spisać Heather Morris. Mężczyzna opowiedział jej w sposób niezwykle otwarty o tym, jak trudne i bardzo często wynaturzone były realia funkcjonowania w obozie. Z drugiej strony jednak przy całym wszechobecnym rozbestwieniu żołnierzy względem więźniów Lale opisuje rodzącą się na przekór obozowej codzienności miłość między nim, a Gitą.

Uczucie dwojga głównych bohaterów jest niczym rozbłyskająca latarnia pośród gęstwiny wszechogarniającego mroku. Opisana przez autorkę historia ukazuje, iż miłość sięga wyżej i dalej niż wszelakie przeciwności losu i traumy, z jakimi bohaterowie nieustannie musieli się zmagać żyjąc w ciągłej niepewności jutra.

Oczywiście w opowieści Lalego nie brak ludzkich dramatów, śmierci, strachu, głodu, wszechobecnego brudu czy dziesiątkujących więźniów chorób. Mężczyzna nie koloryzuje w żaden sposób tego, co przeżył i widział.

Równie dobitnie ukazuje jednak fakt, iż miłość do Gity stała się dla niego ratunkiem. Uchroniła tych dwoje od pogrążenia się w totalnej apatii i nie pozwoliła ulec panującemu dookoła odczłowieczeniu.

Jest to boleśnie piękna historia o miłości, która zdołała przetrwać obóz, gdyż bohaterowie odnaleźli się po wojnie i stworzyli szczęśliwą rodzinę. Lale i Gita osiedlili się w Australii i zostawili po sobie syna Gary’ego.

Gita zmarła w roku 2003, natomiast Lale zaledwie trzy lata później. Historia jego życia ujrzała światło dzienne dopiero po śmierci żony.

Chociaż główną oś opowieści stanowią losy dwojga pierwszoplanowych bohaterów nie można odmówić autorce tego, że bardzo wyraziście nakreśliła również pozostałe postacie. Z niezwykła subtelnością opisała wypowiedzianą przez Lalego historię o życiu i śmierci, rozpaczy i nadziei oraz o miłości i nienawiści, jakie nieustannie wrzały w apokaliptycznym tyglu obozowej szarzyzny i różnorodnego psychofizycznego znoju.

Gorąco polecam Wam tę trudną, a zarazem piękną historię.

PS. Dodam jeszcze, iż miałam przyjemność spotkać Heather Morris na tegorocznych Targach książki w Krakowie.


2 komentarze:

  1. Wszyscy poznajemy te wojenne okrucieństwa na lekcjach historii będąc jeszcze dziecmi i nie odbieramy tego tak jak teraz będąc dorosłymi ludźmi. Nie jest to łatwa lektura, ale warto a nawet trzeba czytać takie książki. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - Żywa lekcja historii, obok której nie sposób przejść obojętnie...

      Usuń