niedziela, 6 września 2015

W małym ciele wielki duch



Na wstępie pragnę podziękować Wydawnictwu Święty Wojciech za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

„Jedyna miarą miłości jest miłość bez miary.” - Franciszek Salezy

Historia rozpoczyna się, gdy mała Thais wraz z rodzicami, starszym bratem i nienarodzonym jeszcze dzidziusiem świętuje swoje drugie urodziny. Szczęśliwa rodzina nie jest jeszcze świadoma, iż dziewczynka cierpi na śmiertelną chorobę genetyczną o nazwie leukodystrofia metachromatyczna...

Choroba ta powoduje stopniową degenerację układu nerwowego, co wiąże się z sukcesywną lecz całkowitą utratą możliwości poruszania się, mowy, wzroku i słuchu, a w efekcie do śmierci...

Rodzina małej dziewczynki staje w obliczu ogromnej tragedii, która całkowicie zmienia ich życie i zmusza do zmiany priorytetów oraz zmierzenia się z własnym bólem i cierpieniem dziecka... To jednak nie koniec rodzinnego dramatu, gdyż okazuje się, że dziecko, które dopiero ma pojawić się na świecie ma 25% szans na to, że również odziedziczy tę okrutną chorobę...

Książka ta jest niezwykła, gdyż w tej tragicznej sytuacji odnajdujemy całe morze miłość, która choć nie jest w stanie zabrać cierpienia pomaga je znieść... Ukazuje ona miłość nie tylko w kręgu rodziny lecz także uruchamia łańcuch ludzi dobrej woli, którzy jak tylko mogą wspierają całą rodzinę...

Sięgnijcie po tę opowieść o harcie ducha tkwiącym w małym, schorowanym ciałku i sile miłości, która przekracza wszelkie granice...
Gorąco polecam!

* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *

2 komentarze:

  1. Mam tą książkę na swojej półce jednak boje się do niej sięgnąć. Czuję że mogę wylać ogrom łez przy niej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdą jest, iż książka ta nie należy do łatwych lecz zdecydowanie warto poświęcić jej swój czas i uwagę; podobnie zresztą jak jej drugiej części, której recenzja również znajduje się na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń