piątek, 17 lutego 2017

Ku osobistej refleksji...



Przyznam szczerze, że książki tego typu budzą we mnie zarówno spore zaciekawienie poruszanym w nich tematem, jak i równie dużą dawkę sceptycyzmu wynikającą w gruncie rzeczy z podobnych pobudek.

Autorem niniejszej publikacji jest Richard Sigmund, który jak dowiadujemy się z jego noty biograficznej od najmłodszych lat miał wyjątkową relację z Bogiem. Wyżej wymienione źródło informuje nas również o tym, że inicjatorem (przynajmniej w pewnym sensie) takiego stanu rzeczy był dziadek autora, który modlił się gorąco jeszcze przed narodzeniem wnuka o to, aby ten odkrył swe powołanie.

Jego modlitwy zostały wysłuchane i Richard od małego na różne dostępne dla siebie w danym momencie życia sposoby głosił dobrą nowinę, a gdy był już dorosły wszedł w stan duchowny i kontynuował swoją misję we współpracy z innymi.

Pewnego dnia podczas jazdy samochodem autor uległ ciężkiemu wypadkowi na skutek, którego przez 8 godzin uznawano go za martwego. On sam opisuje jednak, iż w tym czasie przebywał w Niebie, gdzie spotkał się z Jezusem. Podczas pobytu tam widział wielu ludzi, którzy odeszli, odwiedził miejsca zapierające dech w piersiach i doświadczył sytuacji, które są dla nas właściwie nie do ogarnięcia.

Aby chociaż trochę przybliżyć czytelnikowi to, co zobaczył oraz czego doświadczył stara się objaśniać wszystko jak najbardziej po ludzku posługując się także tekstami znajdującymi się w Biblii jako swego rodzaju odnośnikami.
Zaznaczyć należy, iż opisy przedstawione przez R. Sigmunda są bardzo plastyczne i przemawiające do wyobraźni.

Myślę jednak, że nie sposób oceniać czy książka jest autentyczna czy też nie, gdyż jej tematyka należy do najdelikatniejszych, z jakimi miewamy do czynienia. Jakie bowiem mamy podstawy, by rozstrzygać w kwestiach wiary czy ewentualnych realiów życia pozagrobowego…

Niemniej jednak „Byłem w niebie…” czyta się szybko i bardzo dobrze. Dla osób wierzących z całą pewnością lektura ta może być tchnieniem nadziei i wynikającego z pokładanego w życiu pozagrobowym swego rodzaju duchowego optymizmu.

Dodam jeszcze, iż na końcu książki umieszczone są świadectwa różnych osób, które odzyskały zdrowie w wyniku udziału w nabożeństwach odprawianych przez R. Sigmunda po powrocie z zaświatów, gdyż jak mówią karty książki otrzymał on dar uzdrawiania.

Decyzję czy zapoznać się z tą książka pozostawiam Wam, gdyż każdy musi dokonać  tego wyboru w oparciu o własną wewnętrzną wrażliwość – tylko wtedy będzie on w pełni uczciwy.

8 komentarzy:

  1. Kasiu, bardzo dobrze spuentowałaś tę książkę w ostatnim zdaniu notki. Ja do tego typu literatury podchodzę bardzo sceptycznie, kiedyś takowa mnie bardzo ruszała, ale jakoś tak po latach uznałam że szkoda na takie książki i dywagacje czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po porostu uważam, że bywają takie pozycje, których lektury nie sposób doradzać, ani odradzać... W ich przypadku tylko własna subiektywna decyzja może o tym decydować :).

      Usuń
  2. Tego typu ksiazki sprawiają, że musimy się na chwilę zatrzymać, złapać oddech, myśli i wyciągnąć własną refleksję.
    Pozdrawiam
    www.zaczytanawiedzma.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie książki zawsze skłaniają do refleksji nad własnym życiem, dlatego nie stronię od literatury tego typu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Sama też czasem sięgam jak widać ;). W końcu ilu ludzi, tyle preferencji :).

      Usuń
  4. Książki, które skłaniają do zadumy i refleksji to to, co często wypełnia mój czytelniczy czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój najczęściej także, chociaż o tematyce raczej odmiennej od powyższej :).

      Usuń